|
|
Poll :: Co myślisz o mojej powieści? |
Jest super! Oby tak dalej. |
|
45% |
[ 20 ] |
Całkiem dobra |
|
18% |
[ 8 ] |
Nienajgorsza |
|
18% |
[ 8 ] |
Taka sobie |
|
4% |
[ 2 ] |
Nienajlepsza |
|
2% |
[ 1 ] |
Raczej kiepska |
|
2% |
[ 1 ] |
Jest beznadziejna, po co wogóle brałeś się za pisanie?! |
|
9% |
[ 4 ] |
|
Wszystkich Głosów : 44 |
|
Autor |
Wiadomość |
Myszka
Przyjazny Krasnal
Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany:
Śro 23:38, 19 Lip 2006 |
|
sorki ale puki co nie mam kolejnych rozdziałów zmieniłem prace i mam teraz zapierdziel bo na popołudniówki 2 tygodnie teraz w niedziele i poniedziałek mam wolne moze cos sklece
|
|
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Nie 11:56, 30 Lip 2006 |
|
Oka rzesze fanów czekają
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Śro 10:20, 02 Sie 2006 |
|
Hejtam czy nie mielibyście nic przeciwko abym też zaczęła pisać tu powiastkę?
|
|
|
|
|
macio
Pogromca Gargulców
Dołączył: 05 Maj 2006
Posty: 575
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany:
Śro 12:59, 02 Sie 2006 |
|
nie po to powstal ten temat aby każdy kto chce napisał swoją twórczość
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Śro 14:17, 02 Sie 2006 |
|
Więc zaczynam...
Od ostatniej walki Wybrańca z Czarnym Kręgiem minęło 10 lat. Niestety jak dotąd wszystko wsazywało na to, iż historia nie zamierzała się zakończyć. Zbuntowane niedobitki dawnej potęgi rozpoczęły na nowo zgromadzenia. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że wszyscy oczekiwali z zapartym tchem nadchodzącej "burzy". Coś wisiało w powietrzu, mroczne i tajemnicze, takie jakim zwykło być. Tę zmianę w pierwszej kolejności odczuła przyroda...
Zandalor spał spokojnie w łóżku. Za olbrzymim oknem umieszczonym we wschodniej ścianie rozpętała się nagle potężna burza. Wicher, z początku niewielki, teraz łamał gałęzie wiekowych drzew które znajdowały się w ogrodzie nowej siedziby Rady Siedmiu. W jednej chwili zrobiło się przejmująco ciemno, tak jakby była noc. Nagle na dworze nastała grobowa cisza przerywana jedynie przejmującym wyciem wiatru w konarach drzew. Wtem mroczne chmury przeciął jasny bicz błyskawicy a huk jaki przy tym wydał słyszano aż w Fiu Nimble, wiosce elfów. Zandalor wówczas w swym umyśle usłyszał przejmujący krzyk cierpienia i bólu kobiety. Przerażony otworzył oczy i nagle obraz mu zamigotał i zrobiło się jeszcze ciemniej. W głowie słyszał złowrogi śmiech, należący do demonów z dalekiej przeszłości. Zandalor usiadł oszołomiony na łóżku. Rozejrzał się szeroko otwartymi oczyma po pomieszczeniu i nagle zdał sobie sprawę z tego, że wielkie okno na wschodniej ścianie jest zbite, a do jego pokoju wpadają krople deszczu i szaleje lodowaty wiatr wichury. Czarodziej wstał i podszedł bliżej aby przyjrzeć się z bliska temu destrukcyjnemu spektaklowi natury. Stał zlany potem a serce waliło mu niepokojąco szybko. Coś było nie tak i on dobrze o tym wiedział. po chwili, jakby sobie coś uświadomił albo przypomniał, bowiem otworzył szeroko oczy i sztywnymi ustami powiedział:
- Władca się zbudził - zamknął oczy i wykrzywił twarz w grymasie bólu. - Trzeba zwołać Radę - rzekł i w tym momencie jego postać zamigotała po czym rozmyła się w spirali świetlistego balsku znikając.
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Śro 20:51, 02 Sie 2006 |
|
Całkiem całkiem, troszkę dłuższe żeby było.. .
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Czw 13:43, 03 Sie 2006 |
|
Sorki że tak mało ale to tylko część... mały początek całości Oto kolejny fragmencik. Miłej lekturki!!!
Tymczasem w Mrocznych Kniejach również szalał żywioł. O dziwo wszystko kumulowało się tuż nad opuszczonym zamkiem Chochlików. Otóż od czasu ostatniej ekspedycji Wybrańca w to miejsce, Kult Czarnego Smoka nie mógł się już odrodzić. Wyznawców było zbyt mało a i niestety nie potrafili przywrócić do życia swego Mistrza Rak Sheen'a. Teraz jednak znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia! Wyznawcy zeszli pospiesznie do podziemnych tuneli, w ostatniej chwili... Wnet nad ich głowami podłoga zamku zaczęła bardzo silnie drżeć. Na niebie wirowały spiralne pioruny. Wszędzie ich było pełno. Cała ta scena przypominała taniec żywiołu. Gdziekolwiek trafiły siały destrukcję. Kamienie, skały, ziemia i drzewa, zaczęły być unoszone przez potężną wichurę. Wszystko jakby żyło własnym życiem. W jednym momencie cały ten złom zaczął wirować wokół zapomnianej fortecy tworząc imponujących rozmiarów trąbę powietrzną. Rozpoczął się chaos... Chochlikowej twierdzy już od kilku sekund nie było widać. Niebo tańczyło w rytmie zniszczenia i nagle... nastała cisza. Nic nie było już słychać, tak jakby zostało osiągnięte epicentrum zdarzeń. Przypominało to wstrzymanie oddechu. I wtem ziemia się otworzyła z porażającym hukiem i jazgotem. Pokrywa ziemska raz unosiła się to znowu opadała na dół, jak fale na wzburzonym morzu. Po chwili setki błyskawic złączył się w jeden gigantyczny bicz i ruszyły na Chochlikowy zamek w momencie gdy zetknęły się z ziemią, murami, nastąpił imponujących rozmiarów wybuch. Utworzona została olbrzymia biała kopuła która po chwili wnikła w ziemię zostawiając po sobie obraz całkowitego zniszczenia. Ziemia w tym miejscu aż gotowała się z gorąca. Wówczas w samym oku cyklonu można było dojrzeć wynurzające powoli, strzeliste wieże. Rosły one i z każdą minioną sekundą odsłaniając kolejne partie Mrocznej Budowli. Po chwili nowa forteca była już na miejscu, ale ten spektakl jeszcze nie został zakonczony... Bowiem razem z unoszącym się w górę zamkiem, poszła i spalona skała, to co z niej zostało. Forteca zawisła 30 metrów nad zniszczoną ziemią stojąc na reszcie lewitujących skał. Jej mury były czarne jak noc, dachy wież majaczyły srebrem bardzo wysoko, niemal dotykając wirujących fioletowo-czarnych chmur. Mury ozdobione zostały kamiennymi gargulcami, wokół Fortecy latały olbrzymie smoki. Nagle pod unoszącą się twierdzą ziemia ponownie pękła a z powstałych szczelin wypłynął tryskający potok lawy zalewając tereny Mrocznych Knieji w odległości 40 metrów. Po około 10 minutach wszystko się już zdążyło uspokoić. Zapanowała jedynie grobowa cisza przerywana kapaniem ostatnich kropel deszczu. Wtem wysoko na czarnych murach, dało się dojrzeć dziwną i tajemniczą postać. Na pierwszy rzut oka miała około 2 metry wzrostu. Odziana była w długi, prosty, czarny płaszcz ozdabiany na końcach srebrnymi elementami. Spod ubioru wychodził mu długi, biczowaty ogon, zakończony bardzo ostrą strzałą. Twarz nieznajomego, również była skryta pod luźnym kapturem. Dało się dojrzeć jedynie skrawek brody miejącej niewątpliwie kolor jasnej zieleni. Postać stała w ciszy na murach i spoglądała na rozciągającą się przed nim krainę pogrążoną jeszcze we śnie. Cała ta anomalia pogodowa trwała bardzo długo i zakończyła się nieco przed wschodem Słońca. Istota w jednym momencie sięgła po jakiś przedmiot dotąd skryty pod płaszczem. Był nim lśniąco złoty róg finezyjnie zakręcony. Po chwili namysłu, jeszcze raz zerknął w stronę znajdującej się nieopodal wiosce elfów Fiu Nimble. Przez twarz przeszedł mu lekki i zimny uśmieszek ale zaraz potem zniknął. Stwór jednym płynnym ruchem podniósł róg do ust i zadął w niego bardzo silnie. Wówczas w całych Mrocznych Kniejach słyszano ten złowrogi dźwięk. Z zamku w odpowiedzi dobiegł okrzyk tysiąca niewidocznych sług, gotowych na wszystko. Lecz bitwa miała się dopiero rozpocząć.
***
Otaczała go ciemność. Teraz gdy po dziesięciu latach został zmuszony do przybycia w to miejsce, zmieniło się w nim więcej niż mógł wcześniej podejrzewać. Zandalor energicznym klaśnięciem w ręce wywołał niewielki, tańcujący płomyk. Leciał on powoli w kierunku gdzie kiedyś znajdowały się świetlane posągi. W momencie gdy wniknął w pierwszy z nich zapanowała na moment wszechogarniająca ciemność. Ten krótki czas, jednak wystarczył aby czarodziej na nowo ujrzał cienie przeszłości. Tą straszną tragedię przez którą obiecał on już nigdy nie odwiedzać starej Siedziby Rady Siedmiu. Ból po stracie swych kompanów w nierównej walce z Demonem Kłamstw Janusem był o tyle większy, iż nic nie mógł zrobić any temu przeszkodzić. Podczas gdy Zandalor wspominał te bolesne chwile płomyk zdążył już zapalić wszystkie latarnie które były jeszcze zdatne do użycia. Mało kto wiedział bowiem co tu się tak naprawdę wydażyło. Według oficjalnej wersji to Arhu ocalił Zandalora z łapczywych szponów Janusa, jednakże cała historia przedstawiała się nieco innaczej. Otóż zaraz po bestialskim zamordowaniu prawie wszystkich z Rady Siedmiu nastąpiło istne piekło. Sługi Janusa rozpanoszyły się po twierdzy niszcząc i grabiąc wszystko co było tego warte. W pewnym momencie niejaka Josephina dotarła do zapieczętowanych drzwi daleko w głębi Fortecy. Wrota, bowiem to najtrafniejsze ich określenie były imponujących rozmiarów...
Ciąg dalszy nastąpi... mam nadzieję że wam się podoba. Możliwe iż jutro dopiszę ciąg dalszy najpóżniej pojutrze.
Oto dalszy ciąg, kolejny fragment...
Dwuskrzydłowe, a na każdym z nich znajdowały się tysiące, niezwykle szczegółowych płaskorzeźb. Przedstawiały one głównie tajemniczą wojnę dziewięciu ras, tak dawną że nawet Zandalor jej nie pamiętał. Przewijała się w nich bardzo często jedna postać występująca na pokaźnych rozmiarów rydwanie zaprzęgniętym w dwa konie. Owa jako jedyna była kolorowa co dodawało jej jeszcze większego rezonu. Josephina stała przez chwilę bez ruchu spoglądając na te wszystkie sceny. Wodziła po wrotach oczami napawając się zniszczeniem jakie za każdym razem było udziałem jeźdźcy w rydwanie. Wtem dojrzała zamykające drzwi pieczęcie. Przez twarz przeszedł jej uśmiech pogardy. Pierwszą pieczęcią był krasnolud z Toporem Kamieni, szykujący się do ataku. Jeden dokładny cios Josephiny sztyletem i już leżał strzaskany pod jej stopami. Druga przedstawiała Orka, fenomenalnych rozmiarów dzierżącego w wyciągniętej dłoni czaszkę z rogami skierowanymi w dół. Po sekundzie i ona odeszła w zapomnienie. Następna zawierała w sobie Elfa, a raczej dwa Elfy wspólnie unosiły nad głowami strzałę z sześcioma liśćmi. Jeden z nich był inny , bowiem miał czarne włosy i skrzydła które tworzyły tę pieczęć. W momencie gdy Jesephina zamachnęła się na nią sztyletem, ten pękł na dwoje, a ją samą przeszedł ból w ręce atakującej. Na ten niespodziewany atak, jeszcze bardziej zdenerwowana, rzuciła w tę stronę jasną błyskawicę przez co pieczęć odpadła od drzwii. Czarownica z uśmieszkiem tryumfu rozgniotła stopą dymiący jeszcze artefakt, poczym zabrała się za kolejny. Był nim czerwony jaszczur otoczony językami ognia. Wiedźma, tym razem zachowując większą ostrożność wypaliło w jego stronę zdumiewającą kaskadę piorunów. Pieczęć bez większych problemów odpadła. Następna również nie była welkim wyzwaniem, dała się strącić sztyletem. Przedstawiała ona istotę ludzką uzbrojoną w pokaźnych rozmiarów miecz skierowany ostrzem w dół oraz w wielki młot. Kolejna niemal sama odpadła obrywając również piorunem, a przedstawiała Chochlika, z koroną jadącego na olbrzymim pająku. Niestety z następną w kolejności miała również nieco problemów. Był nią czarodziej z kosturem ozdobionym kryształami. Pioruny rzucone przez nią zostały natychmiast odbite i w jednej chwili, przemierzając twierdzę, ugodziły resztę jej grupy. Demon Kłamstw nie spodziewał się takiego ataku, rozwścieczony, wysłał Moriendora i Corneliusa, aby zbadali tę sprawę. Zandalor wówczas domyślił się co jest tego powodem, lecz nic nie powiedział. To mogła być okazja na ratunek, lecz jakim kosztem! Josephina tymczasem już zdążyła się uporać i z tą przeszkodą rzucajac zaklecie zamrozenia i burzy zywiołów. Zrobił się mały zamęt, ale poskutkowało. Następna poszła bardzo łatwo, sama odpadła, a przedstawiała coś, czego czarownica nigdy jeszcze nie widziała, na pierwszy rzut oka było to podobne do jaszczura tyle, że miało olbrzymie skrzydła. Wokół otaczały go symbole czterech żywiołów. Artefakt wyglądał na bardzo solidny, z pewnością Josephina miałaby z nim sporo problemów. Ostatnia pieczęć, w momencie gdy odpadły pozostałe, rozogniła się. Był nią ptak o ognistym ciele, obecnie machał skrzydłami i bez ostrzeżnia zaatakował. Josephina krzycząc uniosła się wysoko w powietrze, obwiązana ognistymi linami. Ogień był czerwony - jeszcze. W takim nieciekawym położeniu zastali ją Moriendor i Cornelius. Przez chwilę stanęli jak zamrożeni nie wiedząc co się dzieje. Wtem ogień stał się niebieski i zamiast palić zamrażał jej ciało czyniąc jeszcze większe spustoszenie. Na tę zmianę Czarownicy zaatakowali ogień zaklęciem dradu żywiołów raniąc tym tylko Josephinę która na to krzyknęła do nich:
- Wy imbecyle! Nie atakujcie mnie tylko pieczęć!
Wyżej wspomniany artefakt unosił się przed drzwiami lekko wirując. Słudzy Chaosu złączyli swe siły i uderzyli w niego potężnym ładunkiem energii. Josephina upadła z hukiem na kamienną posadzkę a zaraz po niej złamana pieczęć. Po kilku chwilach Czarownica doprowadziła się do porządku i tylko wzrokiem Bazyliszka zgasiła wszystkie mogąc3e nadejść pytania ze strony jej towarzyszy. W końcu mogła otworzyć wrota. Bez żadnych większych wyjaśnień ruszyła w stronę swego celu. Jednym płynnym ruchem pchnęła je do przodu co spowodowało donośny hałas nienaoliwionych zawiasów. Pewnym krokiem przekroczyła ciemny próg i zaraz po chwili rozłożyła się jak długa na ziemi. Tej scenie towarzyszyły gęste salwy przekleństw. Moriendor i Cornelius poszli zaraz za nią uzbrojeni w pochodnie. Ich migotliwy blask rozświetlał nagromadzony mrok... Jednak zaraz potem te płomienie zgasły z denerwującym sykiem, praktycznie bez większego powodu. Ponownie zapanowała ciemność...
OK koniec na dziś. Ciąg dalszy nastąpi... Proszę o opinie, tylko szczere!
|
|
|
|
|
Mniq
Początkujący
Dołączył: 07 Sie 2006
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany:
Wto 14:35, 08 Sie 2006 |
|
wedlug mnie ladnie ladnie
teraz ja zrobie historyjke
nieurazicie sie jak uzycze waszych ksyw
-----------------------------------------------------------------------
Pewnego dnia krasnolud Mniq kopał na najniższym poziomie kopalni
kopał kopał i kopał.
po trzech dniach jego kilof walnął w cos dziwnie miękkiego,
te coś się rozsypało, uciekał czym prędzej byle by dalej.
3 Dni później wrócił tam z dwoma kumplami maciem i sieterem
-Mówie ci daj spokuj tam nic niema. powiedział Macio.
-Tam naprawde coś było może to jakiś potwór albo demon?
-Mniq uspokuj się. odezwał sie Sieter.
-To tam za tym zakrętem! krzyknął Mniq.
Wtem patrzą wielka dziura jak stodoła,
i tam roi sie od elfów ale innych jakis czarnych.
-To są mroczne elfy uciekajmy! palnął Sieter.
-Kochasie drzew murzyni! zaśmiał sie Macio!
-Lepiej uciekajmy przed mrocznymi kochasiami! wypowiedział sie Mniq.
Wtem cała trójka padła z brechtów.
Nagle jeden elf zwrócił uwage,
-Istoty naziemne co wy tu?! wykrzyknął elf.
-My podziemne a kto wy mroczny kochasiu?
-Mroczny kochaś za to padniesz!
W tej chwili wielka armia mrocznych elfow z nikąd sie zjawiła.
--------------------------------------------------------------------------
cnd? mozliwe jak wam sie spodoba ja niemam polskich liter pisanie tego to dla mnie szukanie kazdego wyrazu z: ą, ł, ó itp
--------------------------------------------------------------------------------
Pewnego pieknego dnia w wiosce Yana zyl sobie maly chlopiec,
ktory marzyl by zostac bohaterem nazywal sie Melchior,
byl przezywany przez kolegow nielubiany.
kiedy Melchior osiagnal 18lat wyjechal z rodzinnej wioski na wojne z orkami pomyslal ze jego marzenie sie spelni.
niestety gleboko sie rozczarowal ciagle warty w nocy.
po 3 miesiacach orki zaatakowaly koszary Melchior zucil sie na jednego z orkow z takim marzeniem ze jednym ciosem miecza przecial orka na pol,
wtedy pomyslal "moze zostane bohaterem jak uda mi sie zabic orki atakujace koszary?", wtedy wzial miecz do gory pobiegl na nastempnego ciosem z wielka sila znowu przecial orka, pobiegl w strone kusznika
gdy podbiegl oberwal beltem w noge przedzurawilo ja na wylot
zemglal....
obudzil sie w jakims dziwnym miejscu ani znanym ani nieznanym,
nagle podszedl ktos do niego i powiedzial ze sila wielkiego maga Festusa zostal przeniesiony do innego swiata.
nagle zjawil sie mag ktory powiedzial ze Melchior moze zostac bohaterem na ktorego czeka wojna....
nagle poznal jest w koszarach ma jakis dziwny miecz ktory sie swiecil na niebiesko ruszyl na kusznika niezdazyl dobiec zobaczyl ze ork upadl ze strzala w sercu.
Melchior odwrucil sie za siebie, zobaczyl Demigoda wielkiego bohatera ktory byl wspanialy w poslugiwaniu sie lukiem.
-Witaj Melchiorze obserwowalem twoja walka chce bys przylaczyl sie do mojej druzyny ktora uratuje swiat od zlego pol boga Sartoriusa. powiedzial lagodnie Demi
-Chetnie dojde do twojej druzyny zawsze mazylem byc bohaterem! krzyknal uradowany Melchior.......
---------------------------------------------------
cnd jesli wam sie spodoba
|
Ostatnio zmieniony przez Mniq dnia Wto 17:56, 08 Sie 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
festus
..::Wybraniec::..
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/6
|
Wysłany:
Wto 15:09, 08 Sie 2006 |
|
Widać objawiło się tu nam kilka talentów (i jednocześnie antytalentów )
Talentami są:
Sieter
Sartorius
Lilou
Antytalentów nie będę wymieniał. I tak wszyscy wiedzą o kogo chodzi.
Ale w końcu chodzi o to by sobie trochę popisać. Ja sam zaraz coś skrobnę mimo iż przoduję w rankingu antytalentów
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Wto 15:25, 08 Sie 2006 |
|
No, nie przesadzaj. Sam to zacząłeś i pokazałeś, że "pierwszy, najlepszy" albo przynajmniej jeden z najlepszych.
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Wto 16:29, 08 Sie 2006 |
|
dziękuje za wyróznienie to miło z twojej strony. Przy okazji mam małe pytanko, kiedy napiszesz dalszy ciąg swojej powieści? Pozdrawiam
Ale tak pozatym to Mniq fajna powiastka, tylko daj jeszcze i dłuższe!!
|
|
|
|
|
Mniq
Początkujący
Dołączył: 07 Sie 2006
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany:
Wto 17:13, 08 Sie 2006 |
|
nie bez talencie tylko pisac niemoge polskich liter niemam i dla mnie pisanie to hardcore....
moge ci na pw napisac cos dobrego i krutkiego jak chcesz iz kiebskimi literami by pokazac ze pisac umiem fantasy
ale lubie tworzyc wlasne fantasy
@up: dzieki za slowa pochwaly jesli jeszcze komus sie spodoba ta pierwsza to napisze tutaj a jak nie to dam tobie na pw
rym dnia "Mniq slucha, Mniq radzi, Mniq nigdy cie niezdradzi!"
|
|
|
|
|
festus
..::Wybraniec::..
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/6
|
Wysłany:
Wto 19:29, 08 Sie 2006 |
|
Nie chodzi tu o polskie litery, tylko o styl. Piszesz krótkimi oderwanymi zdaniami, nie zwracasz uwagi na gramatykę, po prostu myśl co piszesz, bo przypomina to raczej bajeczkę dla dzieci niż powieść fantasy.
Np. zamiast
Cytat: |
Pewnego dnia krasnolud Mniq kopał na najniższym poziomie kopalni
kopał kopał i kopał.
po trzech dniach jego kilof walnął w cos dziwnie miękkiego,
te coś się rozsypało, uciekał czym prędzej byle by dalej.
|
mógłbyś napisać:
Pewnego pięknego dnia krasnolud Mniq kopał w poszukiwaniu cennych kamieni szlachetnych na najniższym poziomie kopalni. Liczył, że w końcu los się do niego uśmiechnie, toteż drążył swe wspaniałe kręte niestrudzenie przez następne trzy dni. Krasnoludy, jako lud podziemia, uwielbiały wprost pracę w kopalni. Mniq niczym nie różnił się od swoich pobratymców. W szaleńczym zapale, nic nie mogło mu przeszkodzić w jego ukochanej czynności. Po trzech dniach trudów jego kilof trafił na coś dziwnie miękkiego. Zdziwiony Mniq, postanowił uderzyć jeszcze raz. Okazało się to dla tejże rzeczy o jeden raz za dużo. Mniq ze zdziwiniem obserwował jak ów przedmiot się rozsypywał. Nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. Jednak przeczucie mówiło mu, że o wiele bezpieczniej dla niego będzie jeśli oddali się czym prędzej. Tym razem posłuchał swego przeczucia i pośpiesznym krokiem opuścił to miejsce.
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Śro 14:17, 09 Sie 2006 |
|
Mniq mam nadzieję że napiszesz jeszcze bo to fajne jest i masz ciekawą fabułę. A teraz ciąg dalszy mojej powiastki...
Josephina zerknęła na swoich towarzyszy pogardliwym wzrokiem
- Czy wy naprawdę nie potraficie niczego zrobić jak należy?! - wykrzyknęła wstając.
Zrobiła płynny ruch rękoma i wówczas jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ściany mrocznego pomieszczenia zapłonęły jasnym ogniem, od podłogi aż po sufit. Czrownicy spojrzeli na nią zaskoczeni ale po minie jaką dostrzegli można było wywnioskować, że wcześniejsze zaklęcie nie powiodło się, a całe to "oświetlenie" musiał spowodować ktoś, albo coś innego. W miarę jak ich oczy przyzwyczaiły się do panujących we wnętrzu warunkach ujrzeli to co dotąd było przed nimi ukryte. Podłoga wyłożona została niezwykle nierównymi kamieniami, lecz trzy kroki od wejścia nikła ona zawalona coraz wyżej piętrzącymi się ludzkimi kośćmi. Sala miała kształt zblizony do koła, na jej środku znajdowała się najwyższa góra złożona głównie z czaszek i to tylko w niewielkim stopniu ludzkich. Na szczycie owego podwyższenia stały trzy, mierzące dwa metry, lustra. Jedno było zbite. Josephina, lekko zawiedziona rozpoczęła wspinaczkę na szczyt wzniesienia. Moriendor i Cornelius posłusznie podążyli jej śladem. Po kilku minutach byli już na miejscu. Teraz mogli bliżej obejrzeć znaleziska. Wszystkie trzy miały kształty wielkich prostokątów, ozdobionych najróżniejszymi wizerunkami Demonów i Bestii. Wszystkie były czarne i nie pokazywały odbicia.
- Co to za czarna magia? - spytał Cornelius podchodząc bliżej.
Nagle środkowe z mrocznych zabytków zamigotało a szklana tafla zaczęła falować jak woda w rzece. Do ich uszu doszedł przerażający i zimny głos.
- Moja własna... Jesteście intruzami, więc spotka was niechybna śmierć!
Na te słowa Cornelius cofnął się a Josephina wyciągnęła swój zatruty sztylet. Czekali na atak. Wówczas cała góra kości zadrżała i zapadła się a oni stojąc na jej szczycie zostali całkowicie przysypani.
- Jesteście tylko nędznymi marionetkami Chaosu, nie będzie po was wielkiej straty!
Po tych słowach nastała cisza, przerywana jedynie odgłosami poruszanych kości. Wszędzie było pełno gryzącego pyłu tak, że widoczność spadła niemal do zera. Nagle ta rónowaga została zakłócona, otóż jeden ze sług zadołał się wydostać. Była nim Josephina.
- Uwolniłam Cię z tego przeklętego więzienia, powinieneś choć trochę być mi wdzięcznym! - wykrzyknęła wygrzebując się do końca spod sterty kości.
- Chym... to interesująca opcja - rzekło lustro - Jeżeli nie zauważyłaś nadal zostały do zbicia dwa lustra - powiedział lodowatym tonem.
- Uwolnię Cię do końca jak nam pomożesz sprowadzić Władcę Chaosu do tego świata - powiedziała wstając.
Zaraz potem wynurzyli się Moriendor i Cornelius. Josephina stała już teraz pewnie na ruchomych szczątkach kości. Pomimo że swe warunki przedstawiła bez cienia lęku tak naprawdę cała się trzęsła, wiedziała bowiem że kolejnego ataku może nie przetrwać, jeżeli dobrze pamietała legendy, to ta istota jest niewyobrażalnie potężna. Lustro tymczasem ponownie zawrzało, zmieniło koloe z czarnego na ognistą czerwień. Całe pomieszczenie bardzo wyraźnie pociemniało, zaś ściany które dotąd dawały światło teraz również przygasły, aby w chwilę potem pogrążyć całe otoczenie w egipskich ciemnościach. Słudzy Chaosu ponownie dobyli wych broni, gotowi do ataku. W tym samym czasie czarne i przygasłe ściany mrocznej komnaty na powrót dały mgliste światło. Otóż zamiast ognia zaczęły spływać świeżą krwią która wydzielała niewyraźną czerwoną łunę. Zaraz potem z lustra odezwał się złowrogi głos.
- Jak śmiecie dyktować mi jakiekolwiek warunki! - wykrzyknął rozwścieczony.
Na te słowa Josephina i Czarownicy przygotowali się do mającego nadejść ataku...
Hehe wiem że krótkie ale więcej mi się nie chciało pisać bo jestem leniwa. Ale za dwa dni dam dalszy ciąg. Pozdrawiam
|
|
|
|
|
festus
..::Wybraniec::..
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/6
|
Wysłany:
Śro 14:55, 09 Sie 2006 |
|
Tego dnia nad Rivellon zbierały się czarne chmury. Lecz nie chodziło tu jedynie o zwykłe obłoki jakie unoszą się na niebie każdego dnia ale o wydarzenia jakie miały nastąpić. Mieszkańcy Riverton mogli zauważyć zakapturzoną postać przemierzającą ulice. Było w niej coś tajemniczego ale oprócz strachu przynosiła coś w rodzaju światła. Promyk nadziei. Gdyby się odpowiednio przyjrzeć to nawet otaczała ją świetlista poświata.
Gdy tajemniczy osobnik wstąpił do Karczmy pod Krasnoludzkim bochnem, wszyscy odsunęli się w strachu. Gdy jednak usiadł w samym kącie pomieszczenia, zapomniano jakby o jego obecności. Wewnątrz knajpy atmosfera była zupełnie różna od tej na zewnątrz. Był gwar, w którym można było usłyszeć śmiechy, pijackie okrzyki i głośne opowieści, jakie goście opowiadali sobie nawzajem. Nikt nie zwracał uwagi na burzę, jaka się właśnie rozpętała na zewnątrz. Jedynie słabo oświetlony kąt, w którym zajął miejsce ów człowiek zdawał się nie pasować do reszty. Nieznajomy nic nie robił sobie z szumu jaki wydobywał się z okoła i przyglądał się drzwiom wzrokiem, który kazał sądzić że przez te drzwi za chwilę przejdzie Władca Chaosu.
W tym momencie do karczmy wkroczył młody rycerz ubrany w lśniącą zbroję lecz wyglądający na takiego, który by nie potrafił utrzymać w ręce miecza, a co dopiero odeprzeć atak orków. Zdawało się, że jedyne czym się zajmował to szwędanie się po knajpach. Jednak ostatnio zaroiło się od takich właśnie "rycerzy". Kiedyś miano rycerza obligowało do mężnej walki ze złem lecz obecnie gdyby Rivellon został zaatakowany, nikt nie byłby w stanie obronić granic przed nawet najsłabszym najeźdźcą.
Jednak zamiast zająć miejsce przy barze, młody rycerz podszedł do tajemniczej postaci w kącie.
-Cześć, Festus! Jakie przynosisz wieści z Aleroth? - przywitał go donośnym okrzykiem, który sprawił, że wszyscy goście naraz zamilkli i zaczęli się w nich wpatrywać.
-Ciszej bądź. Musimy zachować dyskrecję. - odparł Festus rozglądając się narwowo na boki
-Spokojnie. Nikt nas przecież nie śledzi.
-Ale i tak wolałbym tutaj o tym nie rozmawiać. Szpiedzy Czarnego Kręgu mogą być wszędzie.
-Więc jednak...
-Nie tutaj. Porozmawiajmy na osobności, a wszystko ci wyjaśnię.
-Dobrze. Zarezerwowałem pokój. Będzie można tam również przenocować.
Gdy oboje znaleźli się w przytulnym pomieszczeniu z przepięknym kominkiem, dwoma wielkimi łożami i solidnie wykonanym stołem, Festus rozciągnął na stole mapę Rivellonu i rozpoczął wyjaśnienia.
-Musimy dotrzeć do Gildii Wojowników, gdzie czeka na nas Arti. Ma nam do przekazania informacje na temat Czrnego Kręgu.
-Ale...
-Nie przerywaj mi, Kanar. Jak mówiłem Arti czeka na nas w Gildii Wojowników. Przniknął do źródeł i udało mu się dowiedzieć, że Czarny Krąg wciąż istnieje i tym razem nawet wybraniec może nie być wstanie ich pokonać.
-To co w takim razie zrobimy?
-Na pewno nie możemy tutaj wiecznie siedzieć. Jutro z rana wyruszamy. Proponuję abyśmy szli wpierw do obozu orków. Obecnie są to nasi sprzymierzeńcy. Nienawidzą Czarnego Kręgu za to, jak ich oszukali. Będziemy mogli zaopatrzyć się u nich w zapasy na podróż. Następnie skręcimy w stronę drogi prowadzącej do Mrocznych Kniei. Plastek dołączy do nas w Gildii Łuczników.
-A czego dowiedziałeś się w Aleroth?
-Niestety niewiele. Lanilor nie był w stanie powiedzieć, dokąd się udał Zandalor. Odradzał mi jednak szukanie go. Powiedział, że jak się pojawi w Aleroth, to przekaże mu że jest nam potrzebny. Dał mi za to parę eliksirów na wszelki wypadek. Ale póki co lepiej się wyśpijmy przed podróżą.
Nazajutrz, gdy oboje się już obudzili, do ich pokoju wszedł Sean, właściciel karczmy.
-Słyszałem, że wybieracie się na południe. - powiedział.
-Tak. Musimy dotrzeć do Mrocznych Kniei przed zachodem słońca. - usłyszał w odpowiedzi.
-A wolno mi spytać po co? - zaciekawił się Sean.
-Niestety nie wolno. Możemy jedynie powiedzieć, że to bardzo ważne.
-W każdym razie odradzam wam podróż przez obóz orków, ni wszyscy przeszli z powrotem na naszą stronę po zniszczeniu Czarnego Kręgu.
-Nie sądzę, aby dobrym pomysłem było upatrywanie we wszystkich wroga. Wiele się zmieniło i tak jak dawniej książę Janus wysyłał wojsko do walki z orkami, tak teraz nawiązujemy z nimi stosunki dyplomatyczne i nie ma powodu, aby się ich obawiać.
-Skoro tak, to weźcie to. Może się wam przydać, gdy będziecie w opałach - wyjął z kieszeni mały klejnot połyskujący różnymi kolorami. - Kiedyś przebywał w tej karczmie pewien mag. Gdy odjeżdżał, zapomniał zabrać tej błyskotki.
-Do czego to służy?
-Gdy zawiesisz to na szyi, teleportuje cię w dowolne miejsce. Ale uwaga. Nie masz wpływu na to gdzie wylądujesz, dlatego radzę używać tylko w wyjątkowych sytuacjach. Ja, gdy tego użyłem, a jeszcze nie wiedziałem do czego to służy, wylądowałem na dachu karczmy. Musieli mnie potem z tamtąd ściągać.
-Dziękuję. Na pewno się przyda. - odparł Festus i zwrócił się do Kanara - No, dobra. Musimy ruszać.
Wędrówka w kierunku obozu orków szła bez przeszkód. Tereny południowo-wschodniego Riverton należą do najniebezpieczniejszych ze względu na grupy bandytów czychających na kupców. Jednak Festus i Kanar nie zwracali na siebie zbytniej uwagi, dzięki czemu szybko dotarli do obozu orków. Obóz wyglądał zupełnie inaczej niż gdy była prowadzona wojna. Przeradzał się stopniowo w porządną wioskę. Na miejscu namiotów budowały się domy, a tam, gdzie dawniej mieściło się więzienie, teraz powstawały pola uprawne. Ku ich zaskoczeniu, przy wejściu spotkali Kroxy'ego - przedstawiciela orków w Radzie Siedmiu. Jak tylko ich zobaczył, przywitał ich szerokim uśmiechem.
-Witajcie, ludzcy przyjaciele, co was tutaj sprowadza?
-Jesteśmy w drodze do Mrocznych Kniei i postanowiliśmy zatrzymać się tutaj na chwilę - odparł Kanar.
-Ależ oczywiście. Nie ma żadnych przeszkód ku temu.
-A ty co tutaj robisz? Myślałem, że jesteś w Yuthul Gor.
-Kroxy przybył tu, żeby zobaczyć jak wiedzie się jego pobratymcom - odparł ork - Wielu orków emigruje tu z Yuthul Gor i starają ułożyć sobie tu życie.
-Liczymy na zaopatrzenie się tutaj w zapasy na drogę. Mżesz nam wskazać jakiś sklep lub coś wtym stylu?
-Zaraz za rogiem jest miejsce, gdzie kupicie wszystko czego będziecie potrzebować w podróży.
-Dziękujemy. I do zobaczenia.
Gdy Kanar i Festus weszli do sklepu, od progu powitał ich straszliwy odór zepsutej żywności. Na półkach po jednej stronie znajdowałysię rozmaite substancje o podejrzanym pochodzeniu oraz coś, co jedynie z pozoru przypominało jedzenie, a od czego bił ten nieznośny zapach. Po drugiej stronie znajdowała się broń oraz różnego rodzaju przedmioty codziennego użytku. Za ladą stał podstarzały ork o nieco pociemniałej zielonej skórze. Ubrany był w stare łachmany lecz na szyi widniał mu złoty naszyjnik. Całość prezentowała się dość zabawnie, a sklep przypominał bardziej dom czarnoksiężnika. Obydwoje, starając się nie oddychać, podeszli do sprzedawcy i nabyli zapas żywności na podróż. Gdy już mieli wychodzić, sprzedawca zatrzymał Festusa i szepnął coś do niego, czego Kanar nie był w stanie usłyszeć. Gdy wyszli spytał się go co takiego starzec mu powiedział.
-Nic takiego - odparł ze spokojem Festus, choć jeszcze przed chwilą, wewnątrz dziwnego sklepu zdawało się, że to, co usłyszał, bardzo na niego wpłynęło. Lecz na zewnątrz wszystko wydawało się być inne i dużo mniej tajemnicze.
Festus i Kanar wiedzieli, że powinni się pospieszyć. Niezzwłocznie więc wyruszyli. Droga do gildii łuczników wiodła przez tereny, na których całkiem niedawno prowadzona była wojna i wszędzie dokoła były jej oznaki. Na ziemi leżały zwoki martwych ludzi, a wioska została doszczętnie spalona. Już z oddala czuć było jej zapach. Orkowie potrafią być naprawdę okrutni, taki wniosek nasuwa zwłaszcza gdy się pomyśli o losie jaki musiał spotkać tych ludzi. Gdy Festus tamtędy przechodził i widział to wszystko, poczuł się dziwnie. Mimo iż wiedział, że orkowie zostali oszukani, a teraz są po ich stronie, to jednak ciężko byłoby zachować obojętność i tak po prostu tamtędy przejść nie okazując żadnych uczuć. Nagle zauważyli na całym tym pobojowisku orka. Leżał na ziemi lecz zdawało się, że żył. Gdy podeszli do niego, próbując mu pomóc, ten natychmiast wstał i chwiejąc się na nogach wyciągnął miecz. Zdawało się, że, pomimo ran, chciał walczyć. Lecz, gdy ruszył w ich stronę, padł martwy na ziemię. Dawało to powód do kolejnyc przemyśleń na temat orków. Jeden z nich właśnie wykazał się niezwykłą postawą odmawiając pomocy i walcząc do końca.
W końcu dotarli do Gildii Łuczników, gdzie czekał na nich Plastek. Wchodząc do środka od razu poczuli się lepiej. Na strzelnicy znaleźli Plastka trenującego swe umiejętności łucznicze pod okiem elfiego instruktora. Gdy ich zauważył, uśmiechnął się i powiedział
-Co tak długo?
-Nie marudź. Szybciej być nie mogliśmy - odpowiedział Kanar.
-Jak uważasz. Kupiłem sobie ten łuk. Robota elfów. Świetnie się z niego strzela - powiedział Plastek z dumą.
-Powinniśmy ruszać. Mamy zapasy na drogę.
-To na pewno nie jest przeterminowane? Skąd to macie?
-Kupiliśmy w obozie orków - odpowiedział niepewnie Festus.
-To wiele wyjaśnia.
-Musimy iść. Chcemy przed zachodem słońca dotrzeć do celu.
-Skąd ten pośpiech? - zaciekawił się Plastek.
-Chciałbyś nocować w Mrocznych Kniejach?
Plastek przyznał więc rację i zgodził się, żeby jak najszybciej pójść.
Pomimo bardzo szybkiego tempa marszu, nie byli w stanie dojść do Gildii Wojowników przed nastaniem zmroku i stanęli przed dylematem: iść dalej czy rozbić obóz.
- Nie damy rady iść po ciemku - przekonywał Festus - zgbimy się, a wtedy nawet za dnia nie odnajdziemy właściwej drogi.
- Spędziłem pół życia w tym lesie - stwierdził Plastek - i znam tu każde drzewo i każdy kamień. W moich żyłach płynie elfick krew, a żaden elf nigdy się tu nie zgubi. Poza tym nie masz pojęcia, co ten las potrafi. Kiedyś już tu nocowałem i wiem, że zostawanie tu na noc to samobójstwo. Ten las - tu zniżył głos - ten las to coś więcej niż tylko drzewa. Jest w nim coś dziwnego.
- Niech więc Kanar zadecyduje, co robimy.
Kanar zaskoczony spojrzał to na Festusa, to na Plastka, a następnie skierował swój wzrok w kierunku słońca, które właśne zachodziło za horyzontem. "Nie będziemy przecież iść w takich ciemnościach. To nie am absolutnie żadnego sensu. Z drugiej strony ten las przyprawia o dreszcze" - przez głowę Kanara przechodziła burza myśli.
- Zostajemy - zadecydował - przenocujemy tutaj, a z rana wyruszymy znowu.
- Wyśmienicie - stwierdził Festus, choć trudno byłoby uznać perspektywę spędzenia nocy w Mrocznych Kniejach za wyśmienitą.
Plastek musiał przystać na tę decyzję i wkrótce, po zjedzeniu niezbyt wykwintnej kolacji, złożonej z jedzenia zakupionego w obozie orków, wszyscy położyli się spać.
Jednak Kanar nie był w stanie zasnąć, a raczej nie chciał zasnąć. Pomimo opadających powiek czuwał, i powtarzał wciąż sobie, że nie może zasnąć. Lecz był coraz bardziej śpiący, więc w końcu zamknął oczy i pogrążył się w głębokim śnie. Co jakiś czas zdawał się budzić na dwie sekundy tylko po to, aby znów powrócić do świata snów. Nagle jednak, tknięty złym przeczuciem, zerwał się na równe nogi, zapominając o ogarniającej go senności. Od dłuższego czasu przed ocami widział dziwne światło gdzieś w oddali, lecz nie był w stanie stierdzić, czy to jawa, czy sen. Teraz widział już wyraźnie, że światło, które widział, istniało naprawdę. Tchę dalej zauważył Plastka, który najwyraźniej już jakiś wpatrywał się w światło, zastanawiając się nad jego źródłem. Kanar postanowił chwycić swój miecz i ruszyć w jego stronę. Lecz, gdy tylko przeszedł kawałek, światło zdawało się od niego oddalać. Ruszył znowu, a świato znowu uciekło. W tym momencie ruszył biegiem, a światło zaczęło oddalać się z niewiarygodną prędkością. Za Kanarem pobiegł Plastek i po chwili oboje pędzili prze ciemny las z tylko jednym celem. Jednak wiedzieli, że ich starania są daremne. Im szybciej biegli, tym bardziej światło się od nich oddalało. Nagle Plastek wypuścił strzałę tuż ponad głową Kanara. Strzała leciała wprost w stronę światła. Wśród niesamowitej ciszy, jaka wypełniała las można było doskonale usłyszeć dźwięk, jaki wydawała strzała przecinając gęste powietrze. Strzała zdawała się lecieć strasznie długo i przez cały czas towarzyszył jej głośny świst. W końcu strzała dotarła do światła, lecz ono, ku zdziwieniu Plastka i Kanara, się rozpłynęło w powietrzu. Nastała ciemność bardziej przenikliwa niż najjaśniejszy nawet blask. Strzała zatrzymała się na jakimś drzewie o czym poinformowało ich echo w pobliskich górach. Oni sami musieli zaś powrócić do obozu w całkowitych ciemnościach. W tym czasie żaden z nich nie odezwał się nawet słowem.
Następnego dnia oboje byli wyjątkowo zmęczeni i niewyspani. Resztę nocy dręczyły ich ponure i straszliwe sny, nie pozwalające im na solidny wypoczynaek po całym dniu marszu. Jednak należało szykować się na to, aby iść dalej. Gildia Wojowników, do której zmierzali, znajdowała się zaledwie dwie godziny drogi od miejsca ich pobytu. Jeśli byliby w stani się pospieszyć, być może uda się im zaskoczyć Artiego jeszcze zanim ten uda się na poranny posiłek. Mimo iż od początku nie spodziewali się niczego dobrego, to żaden z nich nie był w stanie przewidzieć jakie wieści szykował dla nich Arti.
Droga przez las wydawała się zaskakująco przyjemna, w porównaniu do uprzedniej nocy, spędzonej w warunkach dalekich od wysokich standardów. Festus również, mimo iż nie brał udziału w nocnej przygodzie, ani nawet o niej nie wiedział, to on też był wyczerpany. Powodem były dziwne zjawy, jakie nękały go w czasie snu. Wśród demonów, jakie go nachodziły tej nocy, było coś, co niepokoiło go zdecydownie częściej. Była to zjawa, która przenikała wprost do jego umysłu ostrzegając go, że nadchodzi koniec. Widział Mroczną Twierdzę wznoszącą się na szczycie góry i zgliszcza Rivellonu okalające ją. Wokół pałętały się watachy wilków a u góry krążyły sępy. Widział też ruiny Zamku Stormfist. Wszyscy mieszkańcy zamku zostali okrutnie zamordowani, a ich zwłoki nabite na pale ustawione w rzędach przed wejściem. Był w śród nich on sam. Widział Verdistis, zrównane z ziemią i zamienione w miejsce kulu Władcy Chaosu. Widział Mroczne Knieje, dawniej przepiękny, choć nieco tajemniczy las, zachwycający różnorodnością flory i fauny, a teraz jałowa pustynia, bez życia, bez nadziei, na której panowała wszechogarniająca cisza. I w tym momencie nastawała zupełna ciemność, świat zostawał przywrócony do pierwotnego stanu, w czasie którego panował Chaos. Świat miał już taki pozostać na zawsze.
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Śro 15:52, 09 Sie 2006 |
|
To jest świetne! Nie wiem co jeszcze napisać ale bardzo ciekawy był ten sen głównego bohatera Powodzenia w pisaniu dalszych części.
|
|
|
|
|
festus
..::Wybraniec::..
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/6
|
Wysłany:
Śro 16:44, 09 Sie 2006 |
|
Dzięki, ale twoje jest dużo lepsze
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Czw 12:19, 10 Sie 2006 |
|
Bardzo dziękuję, równie dobrze czyta mi śię twoją powieść
A teraz dalszy ciąg mojej...
I tak też się stało, bowiem zaraz po tych słowach wszystkie trzy lustra zatrzęsły się, poczym buchnęly piekielnym ogniem, zaś z niego utworzona została demoniczna postać spowita w czarne, rozwiane szaty. Miała imponujących rozmiarów kościste skrzydła i niezwykle ostre pazury. Zrobiona z cienia oraz ognia, była praktycznie niapokonana. Zaraz też bez ostrzeżnia ruszyła uzbrojona na członków Czarnego Kręgu. Tymczasem w głównej sali z gongiem, Zandalor obmyślał plan ucieczki. Nagle Demon Kłamstw, zniecierpliwiony podszedł do spetanego Czarodzieja i wygiągając ku niemu swe szpony rzekł:
- Nastał już twój koniec Zandalorze! Niech Chaos zatryumfuje! - wykrzyknął Demon jednocześnie zagłębiając pazury w klatkę piersiową członka upadłej Rady Siedmiu.
Nagle cała forteca zaczęła drżeć w fundamentach tak silnie jakby zaraz miała się rozpaść. Wtem dało się słyszeć przerażające jeki cierpienia które dobiegały z dalszej, nieosiągalnej części zamku. Janus-Demon drgnął i wymienił się spojrzeniami ze stojącą nieopodal Ioną. W tym samym momencie wyłożona kamieniami podłoga głównej sali zaczęła falować niczym ocean a odgłosy wzmogły na sile.
- Co tu się do diabła dzieje!?- wykrzyknął rozwścieczony Janus.
Wówczas ściany pomieszczenia zaczęły spływać parującą, rozgrzaną krwią, zaś temperatura w komnacie została znacznie obniżona, tak bardzo, że w ciągu zaledwie kilku sekund wszystko zostało pokryte błyszczącym szronem.
W tym momencie do ich uszu doszły niewyraźne odgłosy. Co gorsza owe były coraz bliżej. To wszystko co się dotąd zdarzyło posłużyło dosłownie jak sygnał, albo róg wojenny wzywający do walki. Straszni Rycerze w jednej chwili ustawili się murem przed swoim panem. Byli gotowi na wszystko, a i śmierć z całą pewnością nie byłaby im straszna. Janus oraz reszta Czarnego Kręgu również stali już w gotowości do boju. Jednocześnie te dziwne odgłosy stały się już wystarczająco wyraźne aby móc stwierdzić, iż to są bardzo szybkie kroki.
Nagle w wejściu ukazała się ledwo stojąca na nogach Josephina. Była bardzo osłabiona. Nawet tak prosta czynność jak oddychanie przychodziła jej z bardzo wielkim trudem. Stała tam teraz w progu oparta o framugi okrągłego wejścia, ociekając krwią. Na całym ciele miała ślady od najróżniejszego rodzaju ataków. Bez słowa wpatrywała się w zgromadzonych poczym bezwładnie padła na kamienną podłogę.
Zaraz po tym zdarzeniu wszystkie oświetlające fortece posągi zaczęły zwolna się przygaszać, a z każdą chwilą pojawiający się Mrok narastał. Zandalor wiedząc co nastąpi, powoli, niemal niezauważalnie wyczołgał się z komnaty do holu. W ostatniej chwili, bowiem zaraz za nim wszystkie okrągłe wrota w Fortecy zatrzasnęły się uniemożliwiając ucieczkę.
Do tego czasu wszelkie światło zostało dosłownie zduszone z przejmującym sykiem. Siedziba Rady Siedmiu pogrążona zostałe w grobowych ciemnościach. Nagle do Czarodzieja doszły przerażające krzyki konających Strasznych Rycerzy. Zandalor przez kolce zamykające drzwi mógł zerknąć na to co się tam działo. Słudzy Chaosu rzucali zaklęcia jak opętani, dzięki temu też, cała komnata była w miarę oświetlona. Janus bez wytchnienia przyzywał swych pomocników, wszędzie było pełno dymu, pyłu i latających najróżniejszych szczątków.
Atakująca Bestia tymczasem znajdowała się w samym środku zniszczenia. Jej wygląd, o ile dało się go dojrzeć, nie był zbyt zachęcający. Wzrost około czterech metrów, sześć par ochydnych, kościstych skrzydeł, ciało niemal w całości zbudowane z ognia w części z materialnego mroku, cztery pary długich łap uzbrojonych w imponujące, metalowe pazury, z całą pewnością wzmocnione magią z samego dna Piekła. Na głowie miał zamknięty hełm.
Potwór wytwarzał istnie apokaliptyczne zniszczenia. Słudzy Chaosu nie mieli z nim absolutnie żadnych szans. Wtem nieopodal leżącego Zandalora pojawił się niewielki, śnieżny kotek. Przez chwilę zaskoczony stał bezruchu poczym jego wzrok spoczął na krwawiącym niedaleko Czarodzieju. Bez zastanowienia podbiegł do niego.
- Zandalorze! Zandalorze! Co się dzieje!? - spytał trącając go lekko w ramię.
Czarodziej dopiero w tym momencie spostrzegł swego przyjaciela.
- Arhu, ci nieszczęśnicy dostali to na co zasłużyli, na szczęście Demon jest jeszcze w innym świecie i z pewnością przez kilka następnych stuleci nie będzie w stanie namzagrozić - rzekł Zandalor szeptam - Wynośmy się stąd Arhu. Musimy udać się do Yuthul Gor bowiem tam będzie ostateczna bitwa - w momencie gdy wypowiedział te słowa razem zniknęli w lekkiej mgiełce zostawiając za sobą cichnące odgłosy walki...
Zandalor nagle został wyrzucony ze swych wspomnień przez niespodziewany odgłos spadającej resztki ściany. Nie bardzo wiedział jakim cudem Sługą Chaosu udało się uniknąć niezmierzonego gniewu tamtej Bestii. Czarodziej mknął wolno i cicho, niczym cień, przemierzając puste i długie korytarze. Po kilku minutach doszedł do gigantycznych, otwartych wrót. Jedna ich część leżała teraz na ziemi, zaś druga wisiała ledwo na zardzewiałych zawiasach, nienaturalnie powyginana. Zandalor, powoli i niepewnie zajrzał do wnętrza pogrążonej w ciemnościach sali. Wszystko tutaj wyglądało teraz nieco innaczej niż 10 lat temu w czasie walki Czarnoksiężników z Mrocznym. Wszystkie leżące wówczas na ziemi szczątki znajdowały sie teraz na suficie, tak jakby grawitacja działała tu odwrotnie.
Zandalor chwilę jeszcze przyglądał się temu dziwnemu zjawisku, poczym spuszczając wzrok zerknął na stojące w centrum komnaty stare lustra. Jedno z nich było zbite, a dwa jeszcze całe.
- A więc wciąż tu jesteś i zapewne zbierasz siły?- rzekł Czarodziej spoglądając wsrodkowe lustro.
Na te słowa wszystkie kości zadygotały wydając przy tym niemiły, drażniący odgłos...
Na razie to koniec mojego fragmentu, jeżeli bętą tam jakieś błędy to sory ale niestety moja siostra mi przeszkadzała i nie bardzo byłam skupiona Jak się sprężę to być może że już jutro cosś dopiszę. Pozdrawiam i życzę miłej lekturki
|
|
|
|
|
festus
..::Wybraniec::..
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/6
|
Wysłany:
Czw 14:32, 10 Sie 2006 |
|
Świetne! Zaraz sam też coś napiszę.
Mniq, ty też coś napisz, nikomu nie zabraniamy
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Czw 16:25, 10 Sie 2006 |
|
Ekstra! Ze zniecierpliwieniem czekam na dalsze ciągi waszych powieści. Pozdrawiam
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Czw 18:14, 10 Sie 2006 |
|
Lilou naprawdę very good, choć można sie przyczepiać do małych szczegółów ale to wiesz.. nikt z Nas mnistrzem Tolkienem nie jest (nie mówię że nie będzie )
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Czw 19:49, 10 Sie 2006 |
|
Thanks za opinie i pochwałę. A tak na marginesie to kiedy ty napiszesz dalszy ciąg swej powieści Będzie znacznie ciekawiej i z pewnością każdy chętnie sobie poczyta Pozdrawiam
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Czw 22:18, 10 Sie 2006 |
|
Heh, z chęcią bym napisał, lubię pisać a szczególnie jak komuś się to jeszcze podoba bo jest dla kogo, ten tydzień będę miał zapchany jeszcze ale myślę żę tak z 1.. 2 tygodnie przez końcem wakacji dam z kilka stron opowiadania .
Ty także pisz, bo naprawdę warto
|
|
|
|
|
Lilou
Pogromca Gargulców
Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek
|
Wysłany:
Pią 17:01, 11 Sie 2006 |
|
Oto dalszy ciąg...
Po chwili zaś środkowe lustro zadrgało, a jego tafla zaczęła poruszać się na wzór tornada widzianego z góry.
- Zandalorze. Jak miło, że w końcu znalazłeś w sobie odwagę i przybyłeś tu aby stawić mi czoło! - wykrzyknął mroczny więzień swym typowym, lodowatym głosem.
Czarodziej na te słowa tylko się uśmiechnął poczym rzekł:
- Miałem tylko nadzieję, że ciebie tu nie zastanę, bowiem wtedy wszystkie te dzwne zdarzenia miałyby jakieś wytłumaczenie.
- Chym... czy naprawdę sadzisz, że skłonny byłbym powiedzieć Ci prawdę!? Ale w ostateczności stwierdzę tylko, iz niestety nie mam z tym nic wspólnego Czarodzieju - rzekł Mroczny śmiejąc się tylko.
Zandalor przez chwilę stał jeszcze przed lustrem wyraźnie zbierając myśli, poczym swym zwyczajem wyszedł z mrocznego pomieszczenia. Zatrzymał się przed wyłamanymi wrotami i z lekkim wyrazem rezygnacji rozpoczął mozolne poszukiwanie szczątków pieczęci. Po piętnastu minutach stworzył sobie dodatkowych pomocników oraz oświetlenie, dzięki temu bez większego problemu odnalazł w końcu wszystkie pozostałe części. Zaraz potem ruszył szybszym krokiem w stronę głównej sali z gongiem. Po kilku chwilach był już na miejscu i stanął na samym środku zniszczonej komnaty. Wzniósł swe dłonie wypowiadając zaklęcie:
- Estarot andoera queranta! - wykrzyknął grzmiącym głosem który odbił się potężnym echem w całej fortecy.
Zaraz po tych słowach ściany pomieszczenia rozpadły się w jednym momencie odsłaniając kryształowe wnętrze. Po kilku sekundach całe pomieszczenie zalane było błyszczącym, tęczowym blaskiem. Światło które zostało rozszczepione dawało we wnętrzu niesamowity efekt. Nagle wszystkie szczątki i cały bałagan zwyczajnie zniknęły, tak jakby nigdy ich tam nie było. Wtedy Zandalor podszedł do gongu i z wielką siłą w niego uderzył. Huk zaś spowodował niezwykle potężne drgania, które rozchodząc się po całej fortecy spowodowały reakcję łańcuchową. Otóż w jednym momencie nad starą siedzibą Rady Siedmiu rozwarły się chmury tworząc gigantyczny krąg. Natomiast cała reszta nieba pokryta została czarnymi, burzowymi chmurami. Nagle z wyżej wspomnianego kręgu, zaczęły spadać na fortecę tysiące maleńkich, błyszczących światełek. Wtem zaczęły one wydawać z siebie dziwne, słodko brzmiące dźwięki poczym zwiększając swą szybkość zaczęły się ze sobą łączyć, tworząc jeden, gigantyczny słup światła. W momencie gdy dziwny blas dotknął majaczącej w dole Fortecy, ta zrzuciła z siebie kamień ją pokrywający który skrywał resztę kryształowej konstrukcji. Tym działaniom towarzyszyły na dodatek dziwne odgłosy muzyki, mieszanej z dźwiękami otoczenia. Zamek w tej chwili wydawał się świecić własnym blaskiem. Zandalor tymczasem zwołał kolejne posiedzenie uż nowej Rady Siedmiu. Wszyscy zgromadzeni byli wokół gongu.
Zandalor reprezentujący Magów, Elfy reprezentował Blas Księżyca, pochodzący z wioski Fiu Nimble w Mrocznych Kniejach, Ork - Kroxy, pozostał jeszcze z czasów walki Wybrańca, Krasnoludy przedstawiał Otho, z wioski uzdrowicieli Aleroth, Chochliki zaś ZixZax Prawie-Mądry, ten sam który w swoim czasie pożyczył od Wybrańca piramidy teleportu. Jaszczury reprezentował niejaki Baalger, który był bratem Goemoe'go. Ostatnim członkiem Rady był człowiek o imieniu Joram, również pochodzący z Aleroth. Zandalor stał teraz spokojnie przed nimi, z uśmiechem na twarzy.
- O czcigodny Zandalorze. Jaki był powód tak nagłego nas zgromadzenia? - spytał Elf.
Czarodziej nieco zmienił wyraz twarzy, zrobił się już bardziej poważny a jego postać spowił dziwny cień.
- Moi przyjaciele, niezmiernie mi przykro, że zostaliście tak nagle zabrani z waszych domów, lecz sprawa mnie nurtująca ma niezwykle wielką wagę nie tylko dla Rivellonu ale i całego świata! - wykrzyknął Czarodziej gestykulując co drugie słowo swej wypowiedzi, co dodawało temu większej grozy.
- Czyżby Władca Chaosu ponownie chciał zniszczyć cały ład i porządek wszechświata? - spytał Joram.
Nastała chwila ciszy która zgromadzonym wydała się wiecznością.
- Nie, albowiem to zło jest znacznie starsze nawet od Chaosu! Przybyło tu co prawda po nim ale pochodzi z zupełnie innego świata. Krainy niezbadanej umysłem żadnej istoty żywej - rzekł Zandalor wyraxnie zmartwiony.
- Co możemy zatem zrobić? - spytał Otho.
W tym momencie Czarodziej podszedł do gongu i delikatnie puknął w sam jego środek. Po tym ruchu błysło bardzo jasne światło, nagle gong zapadł się podziemie a na jego miejsce, prosto z sufitu, opuszczony zpstał czarny, okrągły ołtarzyk. Zrobiono go z czarnego kryształu, ozdobiono od dołu czerwonymi ognikami oraz złotymi i srebrnymi symbolami runicznymi. Na samym jego środku była wyryta ośmioramienna gwiazda, zaś w niej samej stał kielich wykonany bez wątpienia z polerowanego diamentu. O dziwo kielich miał w sobie domieszki złota, co czyniło z niego bezcenny skarb. Zandalor podszedł do ołtarza i rzekł zgromadzonym:
- Musimy wytyczyć nowych, silniejszych Wybrańców, takich którzy już od samego początku będą dzierżyć swe moce.
Nastała cisza... wszyscy bowiem wiedzieli co oznaczają te słowa.
- Musimy przeprowadzić rytuał którego nie odprawiano od przeszło 3000 lat! - rzekł Czarodziej.
- Wy być Czarodzieje, ale Kroxy nie i Kroxy nie wiedzieć co to być ten rytuał! - rzekł Ork zaniepokojony.
Na to pytanie odpowiedział mu Otho.
- Ten rytuał polega mniej więcej na tym że nowym Pomazańcom zostanie przekazana moc wszystkich umarłych członków Rady Siedmiu od samego początku jej stwprzenia - powiedział Krasnolud zadowolony, po chwili zaś dodał - Oczywiście, nie wiadomo na jakie osoby padnie wybór.
- Tak, niestety istnieje możliwość błędnego wybrania np. Herszta Bandytów, który z całą pewnością by nam nie pomógł a moc służyła by Złu. Dlatego też tak dawno go odprawiano. Ale niestety musimy podjąć to ryzyko, bowiem jeden Wybraniec nie da rady nowej fali ciemności. Lecz koniec już tych rozmów, nie czas ani miejsce na to. W każdej chwili bowiem możemy zostać zaatakowani!
Cdn...
|
|
|
|
|
festus
..::Wybraniec::..
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/6
|
Wysłany:
Pią 18:02, 11 Sie 2006 |
|
Wprost nie mogę się doczekać dalszego ciągu
|
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
| |