Forum Planety-Divinity Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Divinity Story Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Poll :: Co myślisz o mojej powieści?

Jest super! Oby tak dalej.
45%
 45%  [ 20 ]
Całkiem dobra
18%
 18%  [ 8 ]
Nienajgorsza
18%
 18%  [ 8 ]
Taka sobie
4%
 4%  [ 2 ]
Nienajlepsza
2%
 2%  [ 1 ]
Raczej kiepska
2%
 2%  [ 1 ]
Jest beznadziejna, po co wogóle brałeś się za pisanie?!
9%
 9%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 44


Autor Wiadomość
Sieter
Administrator


Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)

PostWysłany: Pią 20:28, 11 Sie 2006 Powrót do góry

No coraz lepiej "reprezentował niejaki Baalger" nowe skojarzenia rodzin świata Divinity... Styl mowy Kroxego, prawdziwie orkijski Wink, nie zauwazyłem jakichś literówek i błędów. Coraz lepiej, moja mała rada, unikasz tego co niektórzy walą najwięcej Wink Opisów, każda nową postać staraj się choć z grubsza zarysować, aby czytelnik miał mniej więcej obraz tej postaci w głowie, to abrdzo pomaga, bardzo dobrze rozmieszczone dialogi, naprawdę może sie podobać Wink

ps: Pisałaś gdzieś wcześniej?
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Sob 19:13, 12 Sie 2006 Powrót do góry

Dzięki za kolejne miłe słowa, co do opisów bohaterów, postaram się to zmienić. A do wcześniejszego pisania, to tylko gryzmoliłam dla siebie właśnie z gatunku Fantasy i SF. Pozdrawiam Very Happy To dalszy ciąg, wczoraj nie mogłam się powstrzymać i siedziałam nad tym do 22:00 Mr. Green

Po słowach Zandalora zapanowała tak złowroga cisza, że wszystkich zgromadzonych zmroziło. Niektórym zdawało się nawet, iż światło zblakło a ciemności nagle wzrosły na sile coraz bardziej na nich nacierając. Te dziwne odczucia wyraźnie ich prztłoczyły, na szczęście jednak Zandalor rozwiał "mroczną chmurę" robiąc krok w stronę czarnego ołtarza. Zaraz potem reszta podążyła jego przykładem. Stali teraz już wszyscy, w ciszy i skupieniu, położyli swe dłonie na gwieździe. Czarodziej w rękach trzymał jeszcze pieczęcie z wrót, nagle zaczął wypowiadać szeptem dziwne słowa, nie zrozumiałe dla żadnego innego z Rady. Wówczas gwiazda na ołtarzu zajęła się ostrym, czerwonym ogniem. Zandalor wzniósł prawą rękę i rzekł:
- Oto pieczęcie dziewięciu ras panujących niegdyś razem w Rivellonie. Wzywam dusze pradawnych przodków Rady aby użyczyli nam swych mocy w nadchodzącej epoce Ciemności! - wykrzyknął Czarodziej.
W momencie gdy wypowiadał każde następne słowo, okrągły ołtarz coraz bardziej się oświetlał, a raczej błyszczały runy w nim wyryte. Wtem pogoda na zewnątrz uległa diametralnej zmianie, ponownie bowiem zaczął padać ulewny deszcz. Zandalor, tak jak i cała reszta, zostali uniesieni w powietrze a kryształowa podłoga pod ich stopami w jednej chwili zniknęła. Czarodziej nie przestawał recytować dziwnych, magicznych formuł, w pomieszczeniu temperatura raz nieznośnie spadała zaś w chwilę potem męcząco wzrastała.
Wszystko działo się niezwykle szybko. Nagle Mag wyrzucił w powietrze wszystkie dziewięć pieczęci które jednak nie spadły ale lewitowały tuż nad ołtarzem. W tym momencie setki piorunów jednocześnie uderzyło w kopułę głównej sali Rady. Powstała olbrzymia dziura przez którą wpadał deszcz. Zaraz potem nastąpił kolejny atak żywiołu, tym razem jednak znacznie mniejszy. Błyskawica z nieznośnym i potężnym hukiem uderzyła w sam środek kielicha na ołtarzu. Wówczas wszyscy z Rady zostali również bardzo poważnie porażeni prądem. Wszędzie w sali szalał ten nieznośny żywioł, co chwilę następowały kolejne ataki. Jednak zgromadzeni byli nieustępliwi w wykonaniu swego zadania i nic nie mogło ich teraz powstrzymać. Zaraz potem Zandalor rzekł:
- Ci którzy są z nami niech nas teraz wspomogą!
W tym momencie wszystkie pieczęcie zawirowały tworząc koło. Nagle dwie z nich spadły na ołtarz. Przedstawiały one nieznane nikomu rasy, dziwnego jaszczura ze skrzydłami oraz ptaka. Natomiast cała reszta zmieniła się w maleńkie roztańczone światełka które w końcu zniżając swój chaotyczny lot wylądowały we wnętrzu diamentowego kielicha co chwilę atakowanego grzmotami.
Nikt jednak nie zauważył, że pieczęć z dziwnym jaszczurem rozbłysła rażąco zielonym kolorem i bezgłośnie spadła w nieskończoną ciemność. Również z ognistym ptakiem działo się coś dziwnego. Otóż ten zaczął z wolna poruszać skrzydłami a jego oczy błysły światłem gwiazd. W jednym momencie cała otaczająca ich Forteca zniknęła, a zastąpiona została nieprzeniknionym mrokiem. Widać było tylko dziurę w miejscu gdzie kiedyś znajdował się sufit a przez którą nieustannie wpadały błyskawice.
Wszystko to wyglądało co najmniej niepokojąco. Z wyrazu twarzy Zandalora można było wyczytać, że również zaniepokoił się tymi dziwnymi zmianami. Jednak juz teraz nikt nie miał czasu aby wziąć pod uwagę taką drobnostkę. Nagle zgromadzeni jednocześnie wznieśli ręce co zaowocowało nieoczekiwanym pojawieniem się wirujących spirali ognia. Wówczas substancja w kielichu zmieniła barwę z świetlisto białej na krwisto czerwoną, poczym wyszły z niego cztery wirujące, czerwone kule które rozpoczęły swój taniec. Raz wirowały, to znów opadały, krążyły i tak bez przerwy. Tymczasem mrok ich otaczający zdawał się przybrać niemal materialną postać, całe to wrażenie było niezwykle przytłaczające i bardzo klaustrofobiczne. Członkowie Rady z wyraźnym trudem oddychali, bowiem nawet powietrze wydawało się ciężkie i duszne, przesycone dziwnym, nieprzyjemnym zapachem... śmierci.
Nagle pieczęć z ptakiem, dotąd leżąca na ołtarzu, również wzleciała w powietrze i przybierając postać jasnobłękitnej kuli dołączyła do tamtych. W tym momencie wszyscy biorący udział w ceremoni zaczęli być atakowani przez obcą siłę! Z początku były to niewielkie nacięcia na skórze, lecz z każdą sekundą było ich coraz więcej i więcej, stawały się głębsze i poważniejsze. Lecz nie było nawet opcji przerwania ceremonii, wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, bowiem ponownie nawet na owe nie reagowali. Nagle kule zaczęły zmierzać w stronę dziury nad nimi. Coraz szybciej zbliżały się do niej by na koniec wyjść z wielkim hukiem. Gdy dotknęły one bowiem sufitu ten eksplodował tworząc imponujących rozmiarów kulę ognia. Cała gigantyczna kopuła uległa zniszczeniu a magiczne artefakty znalazły się na zewnątrz. Tam, jeszcze przez chwilę krążyły wokół Fortecy poczym zawisły w powietrzu i ze zdumiewającą prędkością ruszyły w cztery strony świata. Piąta zaś zawirowała, uniosła się i nagle spadła, z olbrzymią siłą uderzając w jedno z pobocznych pomieszczeń Zamku, znikając pod ziemią.
*
Zaraz po odprawionej ceremonii, ranni członkowie Rady Siedmiu upadli, a raczej zaczęli spadać w otaczającą ich bezgraniczną ciemność. Zandalorowi zdawało się, że leciał już bardzo długo. Bez przerwy otrzymywał nowe, bolesne obrażenia, nie były to już zadrapania tylko głębokie rany, prawdopodobnie od pazurów. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę, że już od dłuższego czasu nie widział reszty swoich przyjaciół. W momencie gdy doszła do niego ta informacja, jego serce ścisnął niewyobrażalny ból i żal. Czuł, że jest odpowiedzialny za to co się z nimi stanie, albo co gorsza stało. Zacisnął mocno powieki ale nie był pewny czy faktycznie je zamknął bowiem mrok był wciąż taki sam.
Nagle przez jego umysł przeszło tysiące przerażających myśli, wizji i obaw. Co się stanie jeżeli zło tym razem zatryumfuje? Czy popełnił błąd odprawiając ten rytuał? Nigdy wcześniej nie miał z nim styczności, a teraz jest już po wszystkim! Co on sobie myślał narażając życie nie tylko członków Rady ale i całego świata!
Wszystko to niemiłosiernie go przytłaczało. Miał już dość, wówczas nie wytrzymując, zaczął krzyczeć, ale nie słyszał nawet swego głosu, nie czuł bólu, przestał odczuwać już cokolwiek. Wtem bezwiednie i nieoczekiwanie otworzył oczy.
Zandalor leżał na kamiennej posadzce a rany które otrzymał podczas ceremonii broczyły krwią tworząc rozległą kałużę wokół niego. Wiedział już, że prawdopodobnie będzie ich pięciu, lecz martwiły go dwie pieczęcie które zachowały się zupełnie innaczej niż reszta. Stare podania i legendy wspominały kiedyś o tych pradawnych i potężnych rasach. Ognisty Ptak i Jaszczur ze skrzydłami zwany w niektórych pergaminach Chamaeleon, nienawidziły się tak bardzo, że w końcu doprowadziły do unicestwienia siebie nawzajem. Wtem Czarodziej spostrzegł, że reszta członków Rady leży na ziemi w takim samym rozstawieniu jak podczas obrzędu. Zaczął mozolnie czołgać się po ziemi w stronę najbliżej leżącego z nich. Wnet też dotarł do celu i mógł ocenić jego stan z większą dokładnością. To był Baalger i na pierwszy rzut oka nie żył...

Ok. na razie koniec... cdn. Very Happy
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Sob 20:02, 12 Sie 2006 Powrót do góry

Kurde, wiesz, co? Czuję się zaszczycony, że Sieter porównóje mie do ciebie wraz z innymi userami. Smile
Zobacz profil autora
Sieter
Administrator


Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)

PostWysłany: Sob 23:10, 12 Sie 2006 Powrót do góry

heh wpadłem na jeden pomysł ale.. usunołem go, w sumie miałeś częściowo rację, Sartorius, każdy pisać może trochę lepiej trochę gorzej.

Lilou, ta część jest normalnie the best Wink

Aż korci mnien żeby samemu coś napisać Smile, ale nie teraz jest juz po północy, jutro to znaczy dzisiaj niedziela, obiecuję, dam coś na pewno Wink
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Nie 13:28, 13 Sie 2006 Powrót do góry

Ponownie bardzo dziękuję i czekam na dalszy ciąg twojej książki. Ja nie wiem czy dzisiaj jeszcze coś napiszę, bo utknęłam w pewnym obozie Mr. Green i muszę pomyśleć co dalej. Pozdrawiam i zachęcam was wszystkich do dalszego pisania. Very Happy
Zobacz profil autora
festus
..::Wybraniec::..


Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/6

PostWysłany: Wto 16:03, 15 Sie 2006 Powrót do góry

Po prostu ... !!!
Aż brak mi słów
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Śro 14:23, 16 Sie 2006 Powrót do góry

Lilou... jestem pod wrazeniem!!!
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Śro 14:53, 16 Sie 2006 Powrót do góry

No wiecie! A ja wciąż czekam na wasze powieści Crying or Very sad Już mi sie znudziło czekanie i musiałam w końcu sama znowu coś nabazgrać... (W końcu udało mi się wyjść z tego przeklętego obozu Mr. Green ...

*
Tymczasem daleko od siedzib Rady Siedmiu, gdzieś na północy, umieszczony był tajemniczy obóz. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że należy do orków, ale znanym faktem było iż ta waleczna rasa niezwykle rzadko wkraczała do mrocznej krainy. Pogoda, w tej części lasu była nadzwyczaj dobra. Słońce stało już wysoko na niebie, gdy nagle z niewielkiego namiotu, wolnym krokiem wyszedł jaszczur. Był on Fanatykiem, czyli jego bronto ogień i na część tego żywiołu dostał swe imię - Inferno Arrow piekło, morze ognia. Bohater ubrany był w standardową, jasnoczerwoną koszulę przewiązaną paskiem. Na przegubach miał szerokie, złote naramienniki, które teraz spektakularnie odbijały promienie Słońca. W taj chwili Inferno pozostawał nieuzbrojony bowiem jego magiczne kule leżały w niewielkim namiocie za nim. Fanatyk spokojnie spoglądał w błękitne niebo, gdy nagle cała sceneria uległa diametralnej zmianie. Otóż z południowego-zachodu to piękno zaczęło się przeistaczać w istny koszmar. Najpierw zerwał się przejmująco zimny wiatr, Słońce znikło za będącymi wszędzie, narastającymi, czarnymi chmurami. Ale to był dopiero początek. Wtem, nispodziewanie lunął nie deszcz ale olbrzymich rozmiarów grad! Wszyscy którzy zdążyli wyjść ze swych namiotów jednocześnie ruszyli do ucieczki, inni zostali i dzielnie próbowali przeciwstawiać się żywiołowi. W najlepszej sytuacji były Jaszczury Fanatycy, ewentualnie Magowie i Porażające Jaszczury. Te bowiem roztapiały grad zanim do nich doleciał, lecz ile to mogło jeszcze trwać? Inferno już na początku tego niezwykłego zjawiska zanurkował w swym namiocie po kryształowe kule. Minął dosłownie ułamek sekundy i już były one na swoim miejscu.
Bohater zastosował zupełnie nowy typ ataku, a z całą pewnością będący nie dość że mniej męczącym, to jeszcze skuteczniejszym. Otóż płynnym ruchem złożył swe magiczne kule które zaiskrzyły ognistym blaskiem. Nagle wokół niego z głośnym świstem zaczęły się gromadzić niewielkie, dziwne perełki będące jakby miniaturkami jego kul. Gdy po chwili było ich już niezwykle dużo Inferno lekko zmrużył powieki i powiedział:
- Ssquestorel!
W tym momencie owe zaczęły niezwykle szybko wirować wokół niego oraz siebie samych aby na koniec złączyć się i utworzyć imponującą ognistą kopułę. Zanim gigantyczny grad doszedł do niej, już topniał. Niestety ich obóz został całkowicie starty z powierzchni ziemi. Wówczas nagle lodowy atak został akończony a jego miejsce zajęły pioruny. Tym razem Inferno nie znał już żadnych przydatnych sztuczek i dostał jako pierwszy. To był niezwykle mocny atak, bowiem wyrzucił jaszczura z jego ochronnej kopuły na dobre cztery metry dalej. Nagle setki błyskawic złączyły się w jedną, zupełnie jak podczas ceremonii, poczym ruszyły z hukiem i świstem na wstającego jaszczura. Ten podniósł wzrok, zacisnął pięści wbijając palce w ziemię i zamknął oczy.
Potęga żywiołu niszcząc wszystko po drodze, uderzyła w bohatera, uniosła go do góry i wówczas unicestwiła jego ciało... Wszyscy mieszkańcy obozu zaprzestali swej dalszej walki a i wszelki atak skupił się na Inferno. Najpierw otoczyła go większa ilość piorunów, jego kule eksplodowały z bezgłośnym hukiem który został zagłuszony przez ten przerażający atak. Nieszczęśnik w jednym momencie, na oczach zgromadzonych, zaczął się rozpadać, każda część jego ciała zaczęła być unicestwiana. Został owiany dziwnym blaskiem poczym na kilka sekund zniknął aby zaraz potem pojawić się w zupełnie innym miejscu, bardzo daleko od swojego obozu.
Tymczasem kolejna kula mknęła bezszelestnie przed siebie mijając kolejne mroczne terytoria. W pewnym momencie wyleciała z Mrocznych Knieji i zwiększyła swą prędkość. Leciał ona niezwykle szybko, nagle, w dole zamajaczyła niewielka budowla należąca do elfów. Tajemnicza moc zakołowała nad nią, poczym ruszyła w dalszą drogę. W momencie gdy przeszła przez czyste niebo te zmieniało diametralnie barwę z czystego błękitu na ciemnybrąz, zaś ziemia tuż pod nią była później całkowicie wypalona. Wnet też i ta kula osiągnęłą swój upatrzony cel. Otóż daleko w dole znajdował się zniszczony, wymarły obóz Berserkerów. Panowała tam grobowa cisza, nieprzerywana nawet najmniejszym odgłosem. Całe to miejsce okryte było grubym kożuchem mgły, spoza tej zasłony, gdzieniegdzie wynurzały się tylko szczątki zapomnianych mogił, dumnych i walecznych orczych wojowników z klanu Berserkerów. Całe to miejsce przypominało raczej cmentarzysko które każdy przechodzień omija szerokim łukiem.
Nagle w jednym z nielicznych zdatnych jeszcze do użytku namiotów mozna było dostrzec ruch, a nawet odgłos życia które niemal zniewagą dla umarłych. Jednak zebrani mieli sobie za nic bezgłośne groźby wiatru i wkradającej się do pomieszczeń mgły. W ich głosach słychać było wielkie rozdrażnienie i niepokój. Namiot tego zgromadzenia nie był duży, nie mógł być, albowiem w przeciwnym wypadku zwróciłby na siebie uwagę. Wnętrze zostało w miarę możliwości uporządkowane i urządzone. Na północnym-zachodzie stał stojak napełniony po brzegi bronią, głównie używanymi włóczniami, północny-wschód mieścił niewielką, zamkniętą skrzynię, przy zachodniej ścianie stał drugi kufer, również zamknięty. Na samym środku był niewielki stojaczek z ogniem, zaś po obu stronach wejścia umieszczono płomienie. W tym niewielkim pomieszczeniu ciasno zgromadzeni byli czterej orkowie. Niegdyś spotkali oni Wybrańca w katakumbach pod Aleroth. Przewodniczył nimi nadal Gigantyczny Ork imieniem Smiruk, on też najgłośniej z nich wszystkich krzyczał. Zaczynając od prawej towarzyszyli mu: Bregor, Golg i Vradnir.
- Musimy udowodnić człowiekom, że my ich przyjaciel!- krzyczał Smiruk.
- Orki nie potrzebować nigdy człowiek przyjaciel! Ork walczyć sam i Ork wygrać każda bitwa! Bez człowieki!- krzyczał energicznie Golg.
- Teraz my nie być tak silny jak wtedy. Teraz jest nowe zło, nie ten słaby Czarny Krąg, tylko Mroczny Pan!- powiedział Smiruk wymachując wielkimi rękami.
- Człowieki nie ufać Orki, kiedy my wywołać przecież bunt! I zacząć kolejną wojnę!- wspomniał Bregor.
Wydarzenia te bowiem miały miejsce dwa lata po zniszczeniu tyranii Władcy Chaosu przez Wybrańca, wówczas właśnie, Orkowie zgromadzili potężną armię i bez wahania ruszyli na Rivellon niszcząc sporą jego część. Teraz zas ludzie z rezerwą podchodzą do tej rasy pomimo, że uczestnicy buntu dawno zostali ukarani a wszystkie rasy żyją już we względnym pokoju.
- Ale przecież nasz brat Kroxy być w Radzie i teraz być już lepiej, człowieki i Orki mogą walczyć razem przeciwko Mrocznemu- rzekł Smiruk, ale w głębi duszy dobrze wiedział, że zarówno jego rasa, jak i ludzie nie będą potrafili sobie w pełni zaufać, może nawet dojść do kolejnej wojny jeżeli on i reszta zostaną zmuszeni do służenia komukolwiek innemu niż Kroxy.
Nagle ich ożywioną dyskusję przerwał wbiegający do namiotu Grim. Z lewego ramienia sterczała mu wielka strzała, a rana obficie krwawiła.
- Smiruk! Człowieki i Wilki nas zaatakować!- wrzasnął szybko poczym na rogu zagrał sygnał alarmowy.
Wszyscy w mgnieniu oka wybiegli ze swych siedzib i nagle ujawniła się w pełni ich ilość. Wszystkich Orków było nieco ponad czterdziestu, ale i tak zbyt mało aby odeprzeć tak zorganizowany atak. Ludzie otoczyli cały, niewielki obóz, bez najmniejszego wahania wkroczyli na tę świętą ziemię depcząc zapomniane mogiły. Uzbrojeni byli w wielkie miecze, łuki oraz jaśniejące pochodnie. Cała sytuacja nie wyglądała najlepiej, lecz wtedy Smiruk dojrzał u boku co drugiego człowieka rozwścieczonego wilka. W sumie wszystkich było ponad 150. Smiruk bez wahania wydał swoim "ludziom" rozkaz w języku Orków. Jego żołnierze zgromadzili sie szczelnie wokół głównego namiotu, tworząc zbity okrąg. Wówczas bez ostrzeżenia nastąpiło natarcie ze strony ich przeciwników. Rozpoczęła się krwawa bitwa gdzie wygrany mógł być tylko jeden...

Cdn. Very Happy Very Happy Very Happy
Zobacz profil autora
Sieter
Administrator


Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)

PostWysłany: Śro 15:31, 16 Sie 2006 Powrót do góry

Hehe fajna rozmowa tych orków Wink

Ciekawe kto wygra.. może jakis cynk ?Smile
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Śro 15:33, 16 Sie 2006 Powrót do góry

Nieeee! Mr. Green Jutro dopiszę ciąg dalszy... Very Happy
Zobacz profil autora
Sieter
Administrator


Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)

PostWysłany: Śro 15:40, 16 Sie 2006 Powrót do góry

Spoko Wink jestem za oddziałem Smiruka!
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Śro 17:55, 16 Sie 2006 Powrót do góry

- Jeśli chcesz należeć do Gildii Magów musisz przejść dwie próby. - Mówił człowiek imieniem Merlin do nastoletniej elfki, która słuchała go z uwagą.
Nan od dzieciństwa ćwiczyła szlachetną moc, którą obdarzono ją w dniu jej narodzin. Z początku rodzice ignorowali jej magiczne talenty, lecz wkrótce stało się to niemożliwe. Nie pozostawało im nic innego, jak zapisać ją pod nauki słynnego czarodzieja Zandalora. Otóż Zandalor był starym przyjacielem rodziny Evangis i często wpadał do ich rodzinnego miasta Coulerpies - znanego również jako Miasto Elfów. Było to dosyć dziwne, że Zandalor miał czas na spotkania z niczym nie wyróżniającą się rodziną elfów. Wkrótce ponownie zawitał do rodzny Evangis, by zawiadomić o postępach Nan w nauce, lecz to, co powiedział w trakcie rozmowy rozwiało wszystkie wątpliwości.
- Och, Zandalorze. Jak miło Cię znów widzieć. Jak jej idzie nauka? - W rogu zapytał Seamus - ojciec Nan.
- Nauka idzie jej lepiej niż komukolwiek innemu. Wydaje się, jakby była stworzona do rzucania zaklęć. Ale nie przyszedłem w tej sprawie. Mam wam do powiedzenia coś ważnego... - Powiedział Zandalor, po czym umilkł.
- Co? - Do pokoju weszła matka Nan - Simona. Jej wyróżniajacą się cechą była niecierpliwość.
- Wy jesteście... potomkami Alerfusa Merthelfa. - rzekł poważnie. Magów cechuje to, że bardzo żadko żartują. Więc Simona i Seamus nie mieli wątpliwości co do jego słów. - Wiecie kto to jest? - zapytał po chwili. Simona kiwnęła głową, lecz Seamus milczał. Zandalor postanowił mu to wytłumaczyć.
- Ale chyba słyszałeś o wspaniałej i wielkiej Radzie Siedmiu?
- Tak, słyszałem. To ta sama rada, która zniszczyła Władcę Chaosu? - zaciekawił się Seamus.
- Oczywiście. A Alerfus Merthelf to był przedstawiciel rady elfów. Zginął on niestety podczas ostatecznej walki z Władcą Chaosu. Lecz przedtem zdążył się ożenić i miał dziecko. Wy należycie do jego rodziny. - Zandalor usiadł na fotelu, z którego wcześniej wstał.
- Ale... dlaczego nam to mówisz? - Simona wydawała się coraz bardziej zdenerwowana.
- Ponieważ Władca Chaosu powrócił...

###


- Próby? Jakie próby? - zapytała rozochocona Nan. Była szczęśliwa z dwóch powodów. Po pierwsze: Uwielbiała próby, a po drugie: Cieszyła się, iż będzie należeć do Gildii Magów.
- Najpierw zdradzę Ci pierwszą. Musisz znaleźć Miecz Iniphusa i zaczarować go tak, by osoba, która go posiadała była najsilniejszą osobą na świecie. Ale Miecz Iniphusa znajduje się w Mrocznych Kniejach w miejscu, gdzie jest pełno duchów i demonów. No, a poza tym strzeże go Duch Iniphusa, więc nie będzie łatwo. Jeśli ci się uda będziesz musiała wykonać jeszcze jedną misję. A więc... ruszaj...

Powiem tak: Wiem, że krótkie, ale chcę się dowiedziec czy fajne i czy mam pisać dalej... ale.. no cóż... dowiemy sie pozniej SmileSmile
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Śro 18:03, 16 Sie 2006 Powrót do góry

Masz fajny styl pisania i ogólnie dobry pomysł na książkę. Mam nadzieję, że już niedługo podzielisz się z nami kolejnymi częściami.
Pozdrawiam Very Happy

Ciąg dalszy mojej powiastki: Very Happy
Ludzie w mgnieniu oka przełamali pierwszy pierścień orkijskich wojowników, napotkali jednak następny złożony głównie z Orków łuczników. Smiruk tymczasem dobył swego niezwykłego topora "Niszczyciela" i jako pierwszy, bez śladu lęku w sercu ruszył w sam środek zastępu nieprzyjaciół. Był jednak sam a jego żołnierze zajęci byli obroną własnego życia. Wnet też Smiruk został szczelnie otoczony głównie przez dobrze uzbrojonych wojowników. Nie mógł długo stawiać im oporu, ale trzymał się dzielnie i walczył wytrwale do samego końca. Potrzeba było 20 przeciwników aby go powalić siłą na ziemię i spętać. Cała walka trwała dobre cztery godziny, ludzie mieli znacznie większe straty ale przeważali nadal nad Orkami siłą liczebną. Dzielny oddział został w większości wyrżnięty, a pozostałych jeszcze przy życiu ulokowano tymczasowo w jednym z niewielkich namiotów. Smiruka przywiązano na zewnątrz do gigantycznego pala, czekał na ich wyrok. Potężny Ork został bardzo osłabiony przez płynącą już w jego żyłach silną truciznę. Obficie broczył krwią, a ran było tak wiele, że miejscami zlewały się ze sobą. Ork dobrze wiedział jaki był powód tego niespodziewanego ataku ludzi. Otóż nieopodal znajdowała się niewielka osada, a jej mieszkańcom już od samego początku przeszkadzało sąsiedztwo coraz większej liczby Orków. W tej chwili nienawidził ich z całego serca. Nagle z jego dawnego namiotu wyszedł dowódca najeźdźców, podszedł do Smiruka i spojrzał na niego niezwykle zimnym wzrokiem. Był on rosłym mężczyzną w srebrnej zbroi żołnierza, na plecach miał sporo ważącą tarczę z namalowanym orłem, był bez hełmu przez co Smiruk mógł dokładniej zobaczyć jego ponurą twarz.
Otóż długie czarne włosy były rozpuszczone, miał on gęstą brodę i krzaczaste brwi spod których bez przerwy wyglądały czarne jak węgliki, pełne nienawiści oczy. Nagle owy dobył swego miecza i z krzywym uśmieszkiem zaczął się nim bawić.
- Zaraz po zachodzie Słońca spłoniesz razem z resztą swego oddziału Orku- rzekł pogardliwym tonem poczym zostawił go samego, bijącego się z myslami.
*
Kolejna, rozogniona kula mknęła bezgłośnie do siedziby uzdrowicieli, Aleroth. To niegdyś niewielkie miasteczko znacznie się zmieniło, bowiem z 9 domów zrobiło się nagle 20 mieszkań. Aleroth odwiedzało odtąd znacznie więcej ludzi niż wówczas, handel kwitł, tymbardziej, że tam mieszkał niegdyś Mardaneus, a teraz po nim przejął pałeczkę Joram który również nie opuścił miasta. Poza tym Zandalor wyznaczył go do strzeżenia tajemnic katakumb w których nadal tkwiło uśpione zło. Wejście do nich zostało odpowiednio zapieczętowane i zabezpieczone, ponadto co noc pilnowało go dwóch, dobrze wyszkolonych wojowników. W momencie gdy do tej mieściny podleciała kula, wszystkie kwiaty nagle uschły a woda z całej wioski wyparowała.
Tymczasem na północ od Aleroth, cichy las przemieżała dziwna dziewczyna. Miała długie, proste, blond włosy, była szczupła, ubrana w sięgającą do kostek, przewieną białą suknię. W ręku trzymała wiklinowy koszyk, co jakiś czas przykucała pomiędzy zaroślami cierpliwie zrywając kolejne zioła. Nagle wszystko wokół niej uschło, a cała północna część lasu umarła. Zaskoczona dziewczyna wstała i zrobiła kilka kroków w tył gdy wówczas ziemia pod jej stopami zaczęła pękać z niemiłym dźwiękiem. Bohaterka ostatkami sił podjęła beznadziejne próby ucieczki lecz i to zdało się na nic. W mgnieniu oka wpadła do olbrzymiej rozpadliny. Wyglądało to tak jakby ziemia nagle otworzyła swą paszczę i pożarła pierwszą lepszą ofiarę. Gdy nieszczęsna dziewczyna leciała z ogromną szybkością w bezgraniczną pustkę, światło nadziei na ocalenie gasło równie szybo jak zamykała się nad nią gigantyczna paszcza ziemi. Zapanował mrok...
*
Tymczasem w zapomnianym obozie Berserkerów zapłonęły złowieszcze światła pochodni. Smiruk nadal tkwił przywiązany do gigantycznego pala, z tą jednak różnicą, że przez tych kilka godzin, ludzie zdążyli już zgromadzić wokół niego duże ilości suchych gałęzi i siana. Ork siedział już spokojnie, ze spuszczoną głową, nagle spostrzegł, że za dalekimi drzewami nikną ostatnie płomienie życiodajnego Słońca. Lekko przyćmionym wzrokiem śledził ten pamiętny spektakl natury. W momencie jednak, gdy płonąca gwiazda znikła a niebo już zupełnie pociemniało, jego uwagę przyciągnęło wyprowadzanie na rzeź reszty Orków, rozbrojonych i poniżonych do granic wytrzymałości. Ze wspomnianego oddziału jaki udało mu się z niewypowiedzianym trudem zgromadzić, pozostała zaledwie mała garstka. Grupka tych najodważniejszych i najbardziej walecznych. Teraz wszystkim Śmierć zaglądała w oczy.
Mało kto wie, że śmierć dla Orka jest wręcz rzeczą świętą, jeżeli umrze on bowiem od miecza, to trafi do siedziby swoich przodków, ale zginąć poprzez spalenie, kojarzone było z Piekłem, a więc taki los czeka owych po śmierci. Smiruk nie mógł już dłużej patrzeć na cierpienia swego oddziału, zacisnął mocno powieki. Czuł że zbliża się jego koniec, w tym momencie żałował jedynie, iż nie miał przy sobie topora Niszczyciela, Ork musi umrzeć z bronią w ręku, to oznacza wieczną chwałę. Po chwili otworzył oczy i spojrzał istnie bazyliszkowym wzrokiem na człowieka który niósł jaśniejącą pochodnię. Nagle Smiruk wykrzyknął:
- Bracia, ruszajmy do naszych przodków!
Na te słowa reszta jego oddziału wydała z siebie tryumfalny ryk, tak przerażający, że wilki towarzyszące ludziom zaczęły uciekać a i oni sami wyraźnie sie zawahali. Lecz nic już nie było w stanie pomóc nieszczęsnym Orczym wojownikom, bowiem przywódca ataku na nich, żołnierz o imieniu Norgelt, ten sam który wcześniej rozkazał zabić ich w taki sposób, nagle wziął najbliższą pochodnię i osobiście podłożył ogień pod pięć stosów. Wszystkie ustawiono na kształt litery "V". Smiruk był w środku i nikt mu nie towarzyszył, resztę zaś rozdzielono na cztery pozostałe pale. Zapłonęły one niemal równocześnie, ogień łapczywie pożerał suche drewno aby po chwili dojść do więźniów. Wszyscy zaczęli płonąć, ale z ich gardeł nie wyszedł nawet najmniejszy dźwięk bólu. Cały oddział Smiruka poszedł za przykładem swego dowódcy który nie krzyczał tylko wlepiał rozwścieczone spojrzenie w Norgelta. Nagle na nocnym niebie pojawiła się niewielka czerwona kula, zakołowała ona nad rozpalonymi stosami poczym niespodziewanie, z donośnym świstem zanurkowała prosto w głowę Smiruka.
Ludzie obserwujący egzekucję nie wiedzieli co to było. Nagle płonących Orków otoczyły niewielkie, przezroczyste kopuły całkowicie chroniąc ich przed ogniem. Wszystkich z wyjątkiem Smiruka który był już cały zajęty tym niszczącym żywiołem. Zaskoczeni obserwatorzy zrobili równocześnie duży krok w tył a Norgelt otworzył szeroko usta. Wówczas Gigantyczny Ork niespodziewanie wstał, z łatwością rozrywając przypalone, krępujące go dotąd więzy. Wyciągnął rękę w bok i wszystkie płomienie go spowijające utworzyły z przerażającym świstem, imponujący, ognisty topór, na wzór Niszczyciela.
Ludzie, widząc że sprawy przybrały diametralnie odmienny obrót, rzucili się do panicznej ucieczki. Wówczas ogień na stosach zgasł a tarcze znikły, oddział zaś w mgnieniu oka stał już przy swoim dowódcy który rządny zemsty dał sygnał do ataku. Tak też się stało, nagle bowiem ziemia zadrżała a wszystkie będące na cmentarzu nagrobki zalśniły jednocześnie, mocnym, zielonym blaskiem. Cały teren spowiła biała, gęsta mgła a spod ziemi, z przejmującym jękiem i rykiem, zaczęły wychodzic przyzwane, materializujące się zjawy należące do umarłych Orków Berserkerów. Rozpoczęła się dogrywka...

Cdn. Very Happy Mile widziane komentarze i rady Wink
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pią 8:13, 18 Sie 2006 Powrót do góry

Cudowny styl... pieeeknie piszesz!
Zobacz profil autora
festus
..::Wybraniec::..


Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/6

PostWysłany: Pią 11:00, 18 Sie 2006 Powrót do góry

Rady? Kto by ośmielił dawać ci rady? Piszesz wspaniale. Tak trzymać.
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Pią 14:50, 18 Sie 2006 Powrót do góry

Festus, no co ty, Embarassed ja na serio nie jestem aż taka dobra żeby absolutnie nikt nie miał jakiś rad albo zastrzeżeń Exclamation Wink
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Pią 15:02, 18 Sie 2006 Powrót do góry

ha ha! I tu sie mylisz Lilou! Do twojego pisma nie ma zadnych zastrzezen. Piszesz.... wspaniale! Smile Mr. Green
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Nie 11:52, 20 Sie 2006 Powrót do góry

Dobra. To teraz ja zbłaźnie się przed Lilou i coś wrzucę:

V
Wylądował przed karcdzmą pod krasnoludzkim bochnem. Uderzenie o ziemię mało nie zwaliło go z siodła. Po miesiącach spędzonych na jałowej pustyni Yuthul goor wrescie trafił do Rivellonu.
Niedaleko Sartoriusa stała grupka wieśniaków. Nagle, jeden zobaczywszy wybrańca zaczął krzyczeć w przerażeniu.
- LUDZIE!!! KRYJTA SIĘ, CO W BOGÓW WIERZĄ!!! SMOCZY JEŹDZiEC WRÓCIŁ!!
Wieśniacy uciekali gdzie się dało. Sartorius zaklęciem zamrożenia zatrzymał jednego z nich.
- Powiedz mi, dobryczłowieku, dlaczego się lękasz? - spytał zsiadając z siodła.
- Nic Ci nie powiem, sługo piekielny! - wieśniak próbował splunąć Sartoriusowi w twarz, ale ślina zamarzła w połowie drogi..
- Powiedz mi, czy smoczy jeździec zsiada kiedykolwiek ze smoka?
- Nie.
- A czy w tej chwili siedzę w siodle?
- Nie.
- A więc czy jestem smoczym jeźdźcem?
- Tak.
- Dlaczego tak uważasz, braciszku?
- Ponieważ przyleciałes smokiem. Jeżeli nie byłbyś smoczym jeźdźcem, musiałbyś zabić skurwysyna, żeby dosiąść smoka!
Sartorius uśmiechnął się okrutnie...
Czar przestał działać, ale wieśniak stał nadal jak zamurowany, uporczywie wpatrując się w pomazańca. Po chwili zaczął wrzeszczeć z radości, jakby bogowie dodali mu sił.
- Znalazłem go! On potrafi zabić smoczego jeździca!
Ze wszystkich stron nadbiegał tłum wieśniaków, ciesząc się, śpiewając, okrzykiem zagłuszając potworny szum skrzydeł smoka...

Sartorius obudził sie w niewielkim, biednym, ale zadbamym pokoiku. Głowa bolała go jak wtedy, gdy obudził się w piwnicy Jorama.
- Mój miecz...
Poczuł, że ktoś kładzie mu zimny kawałek materiału na czoło. Nozdrza podrażnił przyjemny zapach kobiecego ciała, do głowy udzerzyła ciepła myśl, niby porter; rozjaśniające oblicze, dodająca uśmiechu.Był z kobietą. Sam na sam. Przypomniała mu się Elenaesssa. Chciał wstać, ale opadł z jękiem na poduszki.
- Leż spokojnie. Smoczy jeździec posłał w twoją stronę promień zielonego światła. Zawsze, kiedy tak zrobi trafiony topi się w potwornych meczarniach. A od ciebie tylko odbił się i trafił w jakieś dziecko.
- Co było dalej? - Spytał Sartorius z niepokojem.
- Dziecko wpadło w trans. Zaczęło mówić coś o więźniach.
- Sartorius nie odpowiedział. Rozmowa z dziewczyną Tak go zmęczyła, że udał, że zasnął. Udał, bo usłyszał kroki. Szybka regeneracja sił. Juz był zdrowy.
Rozległo się pukanie do drzwi.
Do izby weszła wysoka, odziana w czarny płasz spływający łagodnie z ramion na podłogę postać. Na głowie miała luźny kaptur zasłaniający twarz.
Sartorius używając telekinezy niepostrzerzenie przyciągnął swój miecz. i czekał.
Dziewczyna z hukiem walnęła o ściane odrzucona potężnym zaklęciem. Postać zbliżała się do Sartoriusa. Błysnęły kły. Klinga miecza odbijając światło padła na oblicze Sartoriusa.
Cień rzucił się na Pomazańca. Zakotłowały się czarne szaty. Wybraniec ominął Cień półpiruetem, ciął z dolu, na odlew. Trafił w tętnicę szyjną. Cień upadł na podłogę. Sartorius zdjął kaptur z głowy trupa. Jego twarz była twarzą człowieka, który właśnie zszedł ze stosu. Poskręcane, pomarszczone fałdy stopionej skóry spływały na podłogę.Równo przypieczona twarz odsłaniał na czole czaszkę. Całość przedstawiała dość makabryczny widok. Na piersi widniał wypalony pentagram.
- Coś władca chaosu nie stara się zbytnio. Wysłał do mnie zwykłego nieumarłego...
Nagle pentagram na piersi trupa zapłonął, wyłoniło się z niego znajome Sartoriusowi dziecko.
- Masz wybór, pomazańcze - lodowaty głos znów przepełnił mrokiem serce Sartoriusa - Jeżeli złożysz mi pokłon, daruję ci życie
- Tak, jasne - pomyślał wybraniec
- Natomiast, jeżeli tego nie zrobisz...
Z wnętrzości dziecka zaczęły znów wydobywać się zielone płomienie. Potem dziecko zniknęło.
- Czasami myślę, że władca chaosu jest naiwny.
Wolnym krokiem Sartorius podszedł do drzwi. Odwrócił się. Cień stał wpatrując się ze złością w Sartoriusa.
- Zmartwychwstać mu sie zachciało - pomyślał Sartosius niedbałym ruchem spalając Nieumarłego, tym razem na popiół.

Cdn

Kto wie, może będę kontynuował... Jeżeli będzie się opłacać :p
Zobacz profil autora
Lilou
Pogromca Gargulców


Dołączył: 01 Sie 2006
Posty: 509 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Bydgoszcz-domek

PostWysłany: Nie 12:22, 20 Sie 2006 Powrót do góry

Sartorius to było ekstra Exclamation Very Happy Mam nadzieję że napiszesz niedługo dalszy ciąg Razz bo już mnie wciągło a tu nagle koniec! Crying or Very sad Fajna powieść Very Happy
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Nie 12:26, 20 Sie 2006 Powrót do góry

Ty masz lepszą.
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Nie 12:35, 20 Sie 2006 Powrót do góry

Hehe z tym się zgodzę, bo Lilou nikt nie przebije! Ale twoja opowieść jest SUUUUPCIOOOO! Smile Napiszesz coś jeszcze? Mam nadzieję, że siędopiero rozkręcasz Wink. Czekam na wiecej! Smile
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Nie 12:50, 20 Sie 2006 Powrót do góry

No więc mówię, że Lilou ma lepszą, a co do dalszej części, to kto wie, może...
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Nie 13:25, 20 Sie 2006 Powrót do góry

Nie lepsza opowiesc tylko lepszy styl. Pociesz sie ze po prostu Lilou nikt nie przebije ^^ ale opowiesc swietna musisz napisac dalsza czesc
Zobacz profil autora
Sartorius
Shadow Elf


Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav

PostWysłany: Nie 13:28, 20 Sie 2006 Powrót do góry

Lilou ma więcej dialogów, wszystko jest kwieciście opsane, akcji dużo, tylko w mojej opowieści nie ma tak, że wszystko jest opisane. Tam możesz sobie wyobrazić jak wszystko wygląda. Ale jak widzę nie wypaliło to do końca.
Zobacz profil autora
Nan
Pogromca Gargulców


Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Nie 13:32, 20 Sie 2006 Powrót do góry

WYPALILO!!!!!!!! A po prostu Lilou.. hm... lilou to lilou i nikt jej nie przebije a ty piszesz supcio!
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)