|
|
Poll :: Co myślisz o mojej powieści? |
Jest super! Oby tak dalej. |
|
45% |
[ 20 ] |
Całkiem dobra |
|
18% |
[ 8 ] |
Nienajgorsza |
|
18% |
[ 8 ] |
Taka sobie |
|
4% |
[ 2 ] |
Nienajlepsza |
|
2% |
[ 1 ] |
Raczej kiepska |
|
2% |
[ 1 ] |
Jest beznadziejna, po co wogóle brałeś się za pisanie?! |
|
9% |
[ 4 ] |
|
Wszystkich Głosów : 44 |
|
Autor |
Wiadomość |
Jansis
Pogromca Gargulców
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Między Pruszkowem a Magdalenką 8D
|
Wysłany:
Śro 18:28, 05 Wrz 2007 |
|
Sieter przeskoczył zgrabnie niski płotek i przeszedł przez mały ogródek pełny ziół i kwiatów. Podszedł do drzwi i zapukał. Miał na sobie tylko cienką pelerynę więc ogrzewał się pocieraniem ramion rękoma i tupaniem. W końcu drzwi otworzyły się i Sieter wśliznął się do środka. Na korytarzu stała Nan, w swoich szalach, otoczona zapachem lilii i cynamonu.
Wróżbiarka uśmiechnęła się do niego i zaprowadziła do jednego z pokoi. Był tam stół elfickiej roboty, pokryty płatkami kwiatów, na którym stała miska wypełniona daktylami i migdałami. Zielone zasłony zasłaniały drewniane okiennice. Wszędzie porozstawiane były zapalone świeczki, na półkach, stole, szafach i komodzie. Na parapetach porozrzucane były purpurowe poduszki, na których Nan uwielbiała siadać i czytać książki.
Sieter usiadł na krześle i patrzył na kabalarkę. Ona tymczasem zaparzyła sobie ziół, których Sieter szczerze nie znosił. W końcu usiadła przed nim ogrzewając dłonie kubkiem.
-I co Nan?- spytał mag biorąc sobie migdałka z miski za stole.
-Cieszę się, że przybyłeś. Jak tam Demi?
-Wiesz, że dobrze- wymamrotał cicho Sieter splatając dłonie na stole.
-Uważam, że ma rację.
Zdziwiony mag podniósł na nią spojrzenie.
-Ale nie rozmawiajmy o tym- dodała szybko Nan i odgarnęła z czoła niesforny loczek.
-Więc co się stało?
Nan milczała chwilę. Bawiła się frędzlem zasłony próbując sformułować swoją wypowiedź.
-Coś się dzieje.
-Naprawdę?
-Oj, przestań z tą ironią bo robisz się jak Festus. NAPRAWDĘ coś się dzieje. Coś niedobrego.
-Nie wiemy oczywiście co?
-Wiem, że to nie jest w Rivellonie.
-Nan, przecież nie ma nic poza Rivellonem.
-Widocznie jest.
-Nie Nan, nie ma. Czarodzieje to sprawdzali. Stworzyli przewodnika, kota, ale on powiedział, że przejścia są tylko od Verdistis do środkowego Rivellonu i od środkowego Rivellonu do Mrocznych Kniei. On nie chce brać nas gdzie indziej. Bez przewodnika nie przejdziemy…
-Wiem Sieter! Wiem to wszystko. Ale jestem pewna, że coś się zbliża!
-Świetnie!- Sieter wyprostował się w krześle.- To wystarczy tylko czekać, samo przyjdzie. Jeden problem z głowy.
Wstał i zaczął się przechadzać po pokoju.
-Nie mogłabyś mi przepowiedzieć przyszłość? Powiedzieć, co się stanie z Verdistis?
-Nie nie mogę. Nie wiem co się stanie. To już nawet nie sprawa Demigoda, tylko Zacka.
-Demi się zastanawia, czy nie zniszczyć ich wszystkich. Powiedział, że dosyć ma już tego zamieszania i nie ma zamiaru się nad nimi litować.
Nan nie odpowiedziała. Upiła trochę swoich ziół.
-Pamiętasz tą elfkę, Jansis, o której uratowanie prosiłam cię osiemnaście lat temu?
Sieter odwrócił się do Nan i skinął głową.
-Przebudziła się wczoraj.
-Jest driadą, tak jak przypuszczałaś?
-Tak.
-Przybędzie tutaj?
-Na pewno.
Sieter znów usiadł i patrzył na Nan.
-Jesteś zła, że mi się nie udało?
-Nie. Trudno. To było dawno.
-To nie moja wina!- wybuchnął nagle Sieter.
-Wiem, spokojnie…
-Wszystko przez tego pierdo****** kota!
-Widocznie tak musiało być.
Sieter wypalał samym wzrokiem dziurę w stole, żeby się na czymś wyładować.
-Sieter, to mój ulubiony stolik!- zawołała Nan.- Spaliłeś już dwa!
-Ach, przepraszam- mruknął mag i przesunął dłonią nad stołem. Błysnęło żółte światło i stół był jak nowy.
Nan wzięła jeden z płatków leżących na stole i przysunęła go do płomyka świecy. Płatek zajął się wytwarzając przyjemny zapach. W końcu Nan puściła resztkę płatka który buchnął ogniem i spalił się doszczętnie.
-Uwielbiam ich zapach gdy się spalają. Namoczyłam je naparem z melisy i jaśminu, wiesz?
Sieter uśmiechnął się i wstał.
-Muszę już iść. Do widzenia Nan. Jak już COŚ się stanie to łaskawie proszę o poinformowanie.
Wróżbiarka nie odpowiedziała. Wzięła następny płatek i włożyła go do świecy.
Sieter wyszedł z domu, przeskoczył płotek i poszedł na targ kupić sobie gorącej czekolady.
Jansis była lekko oszołomiona światem. Przez osiemnaście lat zapomniała mnóstwo rzeczy, na przykład jak wygląda zachód słońca. W lesie nigdy go dobrze nie widziała.
Teraz była w środkowym Rivellonie i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Pierwszą noc spędziła w rogu jakiejś sali w gildii łuczników. Choć tamtejsze elfy nie przyjęły jej z otwartymi rękami, to jednak gdy poprosiła o gościnę to się zgodziły. Pamiętała, jak powoli pochylała głowę nad złożonymi dłońmi, i, co może wydawać się dziwne, próbowała przypomnieć sobie jak się śpi. Przez chwilę wpadła nawet w panikę, że nie umie. Jednak szybko spróbowała wyrównać oddech. Przecież za jej „poprzedniego życia” nie było z tym żadnych problemów, więc czemu miały by być teraz? Zamknęła oczy i czekała. Długo czekała. Podniecenie, które teraz ujawniło się całą mocą nie dawało jej zmrużyć oczu. Cały czas nie mogła się powstrzymać by potrzeć o siebie nogami i poczuć jak są gładkie, bez śladu kory, i przekonać się, że się nie zrosły ponownie, co było i tak niemożliwe.
Zasnęła po blisko trzech godzinach, zanurzając się we snach i każdym się delektując. W ogóle zapomniała, że jest coś takiego jak sen. Dlatego właśnie sny tamtego wieczoru uważała za tak cudowne. Zmartwiło ją, że po przebudzeniu wszystkie się ulotniły. Nawet nie pamiętała o czym były.
Zniknęła z gildii jak najszybciej. Spieszyła się do Dwarven Bread Inn. Była jak nigdy spragniona wiadomości. Ominęła baraki i dotarła do gospody. Cieszyła się, że było w niej zaledwie dwóch krasnoludów, reszta gości była ludźmi. Schowała się w cieniu tak głęboko, by ich oczy nie dostrzegły zielonej skóry. Gdy podeszła kelnerka i spytała co podać Jansis skuliła się jak najbardziej mogła i poprosiła butelkę wina.
-Jeszcze jedno- zatrzymała kelnerkę nadal patrząc w ziemię.- niech pani poda temu mężczyźnie kwartę piwa, ja postawię.
Kelnerka kiwnęła głową i odeszła. Jansis patrzyła jak podaje piwo i tak już nieźle upitemu facetowi, który siedział najbliżej Jansis. Gościu ucieszył się wyraźnie i wypił jednym haustem połowę kufla. Jansis przysunęła się do niego bliżej.
-Eghbrrr… Witaj nieznajomy!- krzyknął z uśmiechem wieśniak opluwając ją spod swoich wąsów. Jansis wygięła usta z obrzydzeniem ciesząc się, że mężczyzna jej nie widzi.
-Napij się ze mną!- dodał i podsunął jej kufel.
-Dziękuję, mam swoje- szepnęła i wypiła łyk wina ze swojego kieliszka. Smakowała go jak mogła, przecież tak długa nie miała niczego w ustach. Zapomniała zupełnie jak smakuje wino, to samo dotyczyło najlepszych elfickich potraw.
-Kim jesteś panie?!- krzyknął szaleńczo. –Jam jest Sylen.
-Ekh… Status.
-Status? Dziwne imię…
-Jestem z Mrocznych Kniei.
-Elf?!- spytał pijak otwierając szeroko oczy.
-Nie, człowiek. Jestem podróżnikiem.
-Nie wiedziałem, że ludzie lubią jeszcze przebywać w Mrocznych Kniejach…
-Jeszcze piwa?- spytała Jansis i zawołała kelnerkę. Sylen od razy zapomniał o swoich dylematach.
-Bardzo długo byłem w lesie nie widząc świata bożego. Powiedz mi Sylen co się dzieje w Rivellonie. Słyszałem, że w Verdistis wybuchło powstanie…
-O tak, powstało całe miasto.
-Kiedy?
-O matko, będzie już sześć lat.
-Sześć lat?!
-Tak. Verdistis jest już niezależne, ale nie radzi sobie zbytnio… I dobrze im tak, pieprz***** powstańcom!- ryknął opluwając stół i jednocześnie waląc w niego wielką pięścią, aż cały zadrżał.- Zobaczysz mały Statusie, Demi ich rozwali.
-Chce odebrać Verdistis?
-Oczywista! Pobłażał im bardzo długo, ale zaczyna się denerwować. Nie utrzymają się długo jak już zdobędzie się na atak.
-Czemu?
-Przecież to oczywiste! Verdistis nie ma z kim handlować, matole! Chodzą plotki, że sami uprawiają jakieś kawałki pól poza murami, inaczej przecież pozdychaliby z głodu. No i jeszcze Demi podejrzewa, że ktoś z rynku środkowego Rivellonu musi im sprzedawać żarcie. Wyobrażasz sobie ile by taki facet zarobił? Pewnie mu płacą górami złota. Założę się, że w Verdistis ceny jedzenia są niewyobrażalnie duże.
-Ale jeśli Demi chce ich atakować, czemu po prostu nie spali ich pól? To równoznaczne ze śmiercią.
-Hm… Po pierwsze, nie wiadomo gdzie są ich pola. Tereny poza Verdistis są bardzo rozległe, ale mało zbadane, bo powszechnie wiadomo, że nie ma tam NIC…
-Pola to nie ziarenko piasku! Tak trudno je znaleźć?
-Nie wiem, ja bym od razu spalił szczurów, po co się cackać z ich polami. Ale Demi widocznie myśli inaczej. Może chce się najpierw nad nimi trochę poznęcać? Hihi. A może boi się, że doprowadzi to do tego, że ten pajac co nas zdradza i sprzedaje towar Verdistis tylko zacznie więcej im sprzedawać? Wierz mi, Demi wychodzi ze skóry żeby odkryć kto mógłby handlować z mieszczanami, ale nie ma na to żadnych dowodów. Pewne jest jednak to, że miasto samo by nie przetrwało.
-Jak to się stało, że wybuchła rebelia? Sir Dante musi już od dawna nie żyć.
-O tak, jasne, stary zdechł siedem lat temu nie dopełniając pogłosek, jakoby chciał wzniecić bunt. Gdy tylko umarł Demi odetchnął. Ale kto by się spodziewał, że stary Dante ma potomka?
-Potomka?
-Tak. Rok po jego śmierci jego dwudziesto sześcioletni syn Zack wzniecił powstanie. Pomyśl Status, jaki smarkacz, a tyle bałaganu narobił.
-I wszyscy z Vedistis za nim poszli?
-No. Bądź co bądź nie powodziło im się najlepiej. Demi nałożył na nich takie podatki, że ja bym ich przez kilka lat nie spłacił.
-Po co mu tyle pieniędzy?
-A bo ja wiem…? Na dzielnicę biedoty, wojsko i medycynę chyba. Do tego w mieście wzrosła korupcja, a na ulicach grasowała banda złodziei.
Gdy Zack oznajmił miasto za niezależne jednym z powodów podanych Demigodowi było to, że miasto nie utrzyma się dłużej pod jego rządami.
-A co z ludźmi? Skoro im tak źle, czemu się nie poddadzą?
-Chodzą plotki, że Zack zagroził tym, którzy chcieliby się poddać. Wyobraź sobie, jesteś w mieście w którym wybuchło powstanie, i nie możesz z niego wyjść bez uzasadnionej przyczyny, bo żołnierze w bramach uznają to za ucieczkę i zabiją.
-Więc żołnierzom jest dobrze, skoro pomagają Zackowi?
-Czyżbyś był tak naiwny Status? Myślisz, że tak trudno przekupić takich pazernych gwardzistów?
-Skoro są więc przekupieni- powiedziała kwaśno Jansis- na pewno Zack nie ma co liczyć na ich prawdziwą pomoc. Gdy uznają, że nazbierali wystarczająco dużo kasy zwieją od niego.
Sylen wzruszył ramionami i pociągnął z kufla. Był tak pijany, że wylał połowę na stół. Jansis zamyśliła się nad kolejnym pytaniem.
-Co elfy o tym myślą?
Sylen spojrzał na nią krzywo i po chwili wybuchnął śmiechem, aż cała gospoda się zatrzęsła.
-Elfy myślą!!! ELFY MYŚLĄ!!! HAHAHA! Dobry żart Status, dowcipny jednak jesteś. Ja nie mogę…
Jansis zmarszczyła brwi i zacisnęła wargi, żeby powstrzymać się od przyłożenia gościowi.
-Pytam poważnie- rzekła sucho.
-No… Jeśliby nawet myślały, w co szczerze wątpię, bez urazy Status, to ja nie mam pojęcia o czym. Nie plątają się w sprawy ludzi, w odróżnieniu od krasnoludów.
-Elfy i krasnoludy nadal się nienawidzą?
-Co ty, z choinki się urwałeś?! Jasne, że się nienawidzą! Bez przerwy, przynajmniej raz w miesiącu szykują się do wojny. Od lat, a jeszcze do żadnej nie doszło.
-O co się kłócą?
-Człowieku, kto ich zrozumie? O najgłupsze bzdety.
Jansis pomyślała, czy elfy skazują każdego swojego rodaka, który zrobił coś podobnego do niej.
-Heh, fajny z ciebie gościu- stwierdził Sylen tym razem mało nie oblewając jej.
-Eee… Dzięki. Z ciebie też- skłamała szybko.- Czy słyszałeś może coś o Sieterze, albo Festusie, albo Nan?
-Nan? Nan?! Zaraz, coś mi się obija… Jest taka wróżbiarka, Nany…
-Właśnie ona! Co o niej wiesz?
-No cóż, taka z niej wróżbiarka jak ze mnie krasnal, tak sądzę. Kuglarka, jak inne.
-Dobrze, ale wiesz może coś więcej?
-Co mam wiedzieć? Mieszka gdzieś w Ars Magicanie. Tyle co wiem.
-A co ci dwaj? Festus i Sieter?
-Hm… O Festusie nie słyszałem, a Sieter… to jakiś przyjaciel Demigoda, zdaje się… Demi rządzi!!!
Facet stanął na stole i zaczął wywrzaskiwać zalety Demigoda. Zaraz jednak ilość wypitego przez niego piwa sprawiła, że zleciał na podłogę i już nie wstał. Jansis, która miała zamiar spytać jeszcze o nastawienie krasnoludów do Demigoda, przeklęła soczyście. Trudno, zapyta kogo innego. Mogłaby za to pójść o zakład, że Sylen po przebudzeniu nie będzie pamiętał ich rozmowy.
Poprosiła kelnerkę o posiłek, śliniąc się cała. Od przebudzenia z syntezy jadła same orzechy i grzyby, co i tak było dla jej suchego przez osiemnaście lat podniebienia ambrozją, potem wciągnęła się w rozmowę z pijakiem, ale teraz, nie mogła już wytrzymać by myśleć o czymkolwiek innym poza kęsem pieczystego. Gdy kelnerka postawiła przed nią talerz Jansis nie wiedziała od czego zacząć. Po chwili zdjęła długimi palcami skórkę pieczonego kurczaka i włożyła ją do ust. Gryzła powoli, ostrożnie, autentycznie bojąc się o tak długo nieużywane zęby, jakby się miały połamać. Jednak tak się nie stało. Mimo że gardło zaczęło ją palić po przełknięciu, nawet na ból nie zwróciła uwagi, tylko rzuciła się na jedzenie, które wydawało jej się ambrozją.
Oczywiście, nie mogła się od jedzenia powstrzymać. A ponieważ jej żołądek, tak długo niepotrzebny, strasznie się skurczył, teraz napchany jadłem do granic możliwości zaczął się buntować.
Jansis zamówiła sobie w gospodzie pokój. Ból żołądka i gardła nie był normalny, ponieważ palił prawie tak samo jak jej ból z ostatnich lat syntezy z drzewem. Do tego ten ból głowy… Nie przypuszczała, że harmider gospody tak bardzo ją będzie drażnić. Rozumiała, że jej ciało nie do końca się jeszcze przystosowało, była jednak przepełniona obawami. Gdy zwymiotowała zrozumiała, że była za mało ostrożna. Obiecała sobie, że w najbliższym czasie nie będzie jadła tylko dlatego, że dobre.
PS trochę tą część jeszcze udoskonaliłam, bo niechcący wlepiłam ją tu przed ostatecznym sprawdzeniem.
Szczerze Mordrak, to uważam, że w opowiadaniu trochę opisów być powinno, ale jedni mówią, żebym ich dała więcej, a ty wolisz mniej, więc jestem zagubiona Co do twojej powieści, to część bardzo dobra. Jedyne co musisz udoskonalić to spójność gramatyczna, bo trochę się niewygodnie czyta. A swoją drogą... Lubie feniksy. Biedaczek...
Do Czytka: Następne części ( w tym tą) napisałam już jakiś czas temu więc przy jej pisaniu nie brałam pod uwage twoich uwag. Tak tylko, dla jasności mówię Pzdr dla ciebie.
|
Ostatnio zmieniony przez Jansis dnia Pią 17:56, 07 Wrz 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Mordrak
Pogromca Demonów
Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 859
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Sośnica
|
Wysłany:
Śro 19:08, 05 Wrz 2007 |
|
Daj opisy.Nawet jak dasz opisy będzie dobrze.Mi tam, nie przeszkadza.
|
|
|
|
|
Jansis
Pogromca Gargulców
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Między Pruszkowem a Magdalenką 8D
|
Wysłany:
Pon 18:45, 10 Wrz 2007 |
|
Jansis zbliżała się przez jakiś tydzień do Ars Magicany zygzakiem. Nie chciała tam iść, ale coś ciągnęło ją w taki sposób, że się nie obejrzała i już stała pomiędzy dwoma budynkami patrząc na zatłoczony targ.
Sama nie była pewna czy tam wejść czy nie. Brzuch i gardło nadal ją trochę bolało, na stopach miała już odciski, nawet dłonie od zwykłego trzymania rzeczy zaczęły boleć. Jedynie głowa przestała odkąd opuściła gospodę, jednak bała się każdego zetknięcia z taką ilością ludzi, rozumiejąc, że przez lata za bardzo przyzwyczaiła się do spokoju i ciszy, którą teraz definitywnie preferowała.
Z obawą, ale jednak weszła pomiędzy ludzi i ukradła kilku wieśniakom sześć złotych monet. Było jej trudno kraść. Nie mogła swych „ofiar” zagadywać rozmową, a gdy szła w tłumie też zwracano uwagę, na postać, której nie widać nawet czubka nosa.
Miała jednak jeszcze trochę swoich własnych monet, a do tego kilka tych skradzionych… i tak nie wystarczało na zakupy, które miała zamiar zrobić.
Postanowiła bowiem, że jeśli nie może się pokazywać, to dorobi się bogactwa, zacznie się stroić i kupi sobie jakąś małą wille, w pobliżu Magicany.
W ostateczności obeszła budynki i znalazła się na tyłach domu kowala. Wybiła szybę ręką i bezszelestnie wskoczyła do środka. Dom jednak nie pozostawał wystawiony na złodziei, w środku zobaczyła śpiącego psa. Mogłaby go ominąć, ale tylko w tym pokoju zobaczyła warte kradzieży rzeczy.
Zanim zdążyła się namyśleć pies wyczuł ją i podniósł głowę. Zaczął wściekle szczekać. Rzucił się na Jansis, którą uratowało tylko krzesło. Złapała je i walnęła jego nogami zwierzę w głowę. Doberman rozwścieczył się jeszcze bardziej i zaczął spychać Jansis w kierunku ściany. Szybko wskoczyła na wysoki stół. Pies poszedł w jej ślady, ale zaczął się ślizgać na gładkiej powierzchni i spadł. Nie dając mu czasu na wstanie Jansis skoczyła na niego i butem przetrąciła kark. Patrzyła chwilę na jego ciało, z bólem wypisanym na twarzy. Kochała zwierzęta. Jednak nie zdążyłaby uciec przed tym psem, nie miała wyjścia. Ale przecież nie miała zamiaru go zabijać!
Chciała powiedzieć na głos „i tak był stary”, żeby się pocieszyć, ale nie mogła się zdobyć. Pochyliła się jeszcze nad nim, żeby sprawdzić czy na pewno nie żyje. Nie żył.
Wstała i zabrała z półek kilka sztyletów i jeden miecz.
Wyszła tym samym oknem i przeszła się po targu szukając postaci mogącej być czarnorynkowym handlarzem. Znalazła jednego i opchnęła mu swoje zdobycze za łączne trzysta sztuk złota. Kupiła za to elixir życia, który nie wiadomo kiedy może się przydać, i nowe, wysokie buty.
Szła właśnie tłoczną ulicą rynku, myśląc nad czymś gorączkowo, gdy poczuła, że ktoś na nią wpada. Przewróciła się prawie i odwróciła szybko.
-Co do cholery? Chodzić nie umiesz?- spytała jakiejś kobiety, której twarz wykazywała przerażenie. Kobieta była młoda i bardzo ładna. Ciemne loki wiły jej się przy twarzy, a piwne oczy świeciły niezwykle. Była przerażona. Jansis dopiero po chwili zorientowała się, że kaptur zsunął się jej na kark. Kobieta śledziła wzrokiem jej znamiona wijące się na szyi i skroniach.
-Prze… Przepraszam… panią- powiedziała dziewczyna.
-To nic- warknęła Jansis trochę łagodniej, żeby uspokoić to trzęsące się przed nią dziewczę. Już sam jej widok był przerażający, miała ją jeszcze straszyć swoją złością?- Po prostu następnym razem trochę bardziej uważaj.
Dziewczyna skinęła głową i czmychnęła jak najszybciej. Jansis podniosła wzrok na otaczający ją tłum. Gdy tylko ludzie widzieli na sobie jej spojrzenie, natychmiast się odwracali i udawali, że są bardzo zajęci własnymi sprawami.
Postanowiła zrobić im na złość, i zamiast uciec zostawiła opuszczony kaptur i wolnym krokiem powędrowała w kierunku jedynego baru na targu. W tym momencie marzyła tylko o tym, żeby się upić.
Weszła do baru i poprosiła o butelkę wina. Barman gapił się na nią chwilę, po czym szybko podał jej alkohol. Starała się nie zauważać, że zapłaciła cztery razy wyższą cenę. Usiadła przy długim stole i wlała sobie wino do gardła.
-Nie warto tak pić za tego psa.
Jansis zakrztusiła się mało nie wypluwając alkoholu. Otarła się i podniosła głowę. Niedaleko niej siedziała postać w szalach i czerwonym płaszczu.
-Ja… ja nie piję za żadnego psa, nie wiem o co ci chodzi- wyjąkała Jansis. Nan podniosła głowę i uśmiechnęła się do niej. Prawie wcale się nie zmieniła podczas tylu lat.
-Miło cię znowu widzieć.
Driadę opanowała nagła fala złości. Wróżbiarka wiedziała co jej się przytrafi…
-Nie mogłam nic zrobić Jansis- szepnęła Nan.
-Czemu mi nie pomógł, jak obiecałaś?!
-Nie rozmawiajmy tutaj o tym. Proszę.
Jansis łypnęła na nią i odwróciła wzrok.
-Chodź za mną, Jansis.
Nan wstała i skierowała się do wyjścia. Driada zastanawiała się chwilę czy na nią pójść, aż w końcu wstała i znalazła Nan przed barem. Gdy szły na obrzeże Ars Magicany Jansis, dla zwykłej zabawy, częstowała ludzi tak okrutnymi spojrzeniami, że natychmiast się kulili.
-Straszysz ich- powiedziała Nan nie odwracając się do niej.
-Straszy ich mój wygląd, nie mam na to wpływu.
Doszły do małego, drewnianego domku. Po jego ścianach wił się bluszcz, a ze słomianego dachu wystawał ceglany komin. Nan otworzyła furtkę umieszczoną w niskim płotku i ruszyły kamienną ścieżką. Jansis przyglądała się ziołom i kwiatom rosnącym z ogródku.
Gdy weszły do środka stanęły w wąskim korytarzu pokrytym pięknym, czerwonym dywanikiem. Nan zaprowadziła ją do dość dużego pokoju. Tutaj wszystkie meble były w kolorze gorzkiej czekolady. Na wprost stał duży stół, a po jego dwóch stronach znajdowały się zakryte krótkimi zasłonami okna. Na parapetach spoczywały miękkie poduszki. Stół pokryty był płatkami kwiatów i kilkoma zgaszonymi świeczkami, które zresztą porozstawiane były w całym pokoju w najróżniejszych miejscach. Na stole stała też miska z jakimiś orzechami.
Nan usiadła i poprosiła o zrobienie tego samego Jansis. Driada obeszła leżącą na podłodze dużą, płaską misę napełnioną owocami i usiadła naprzeciwko wróżbiarki. Nan wpatrywała się w nią oparłszy brodę na rękach. Jej oczy błyszczały dziwnie. Zapadła cisza, którą przerywało tylko od czasu do czasu dzwonienie metalowych blaszek zwisających z świecznika na ścianie, wywołane leciutkim podmuchem wiatru z otwartych okiennic.
Jansis zastanawiała się, czy Nan sprawdza jej cierpliwość. Choć była wzburzona i trudno jej było zachować spokój, to jednak nauczyła się cierpliwości przez ostatnie osiemnaście lat. Patrzyła więc tylko na nią, nie odwracając wzroku, nawet nie mrugając. Nan rozbiła to samo. Siedziały tak blisko pół godziny, kiedy Nan w końcu odrzuciła do tyłu głowę i zaczęła się śmiać na całe gardło. Jansis przyglądała jej się chwilę zdziwiona, ale zaraz się zezłościła.
-O co ci chodzi?- warknęła do śmiejącej się kobiety. Wróżbiarka spojrzała na nią mrużąc oczy ze śmiechu.
-Nic nic malutka, zmieniłaś się.
-Malutka? Sory, ale nie jesteś chyba dużo starsza ode mnie.
-I tu się mylisz- powiedziała Nan przestając się śmiać.
-Nie wydaje mi się.
-To źle, że ci się nie wydaje. Ale spokojnie, nie przyszłaś tu chyba dyskutować o moim wieku.
-Powiedz, czemu nie została mi udzielona pomoc którą mi obiecałaś?
-Och, tak…- westchnęła Nan całkowicie poważniejąc.- Racja, nie poszło tak jak chciałam. Jak to się mówi w dzisiejszych czasach? Ach tak, dałam ciała.
-Co poszło nie tak?
-Więc to było tak… Osiemnaście lat temu dostałam wizji, jak ty, elfka, którą spotkałam w sklepie Blake’a, jesteś poddawana symbiozie z drzewem. Domyśliłam się, że to ty musiałaś wywołać waśń pomiędzy krasnoludami i elfami. Szkoda, że tak późno. Natychmiast wysłałam do Sietera, znajomego mi maga, mysz z wiadomością. Wszystko w nim wyjaśniłam. Prosiłam, żeby jak najszybciej spróbował cię odbić. Sama, natychmiast po wypuszczeniu szczura, udałam się do celi więziennej pod wioską krasnoludów. Trochę zajęło, zanim ominęłam straże, ale w końcu znalazłam się obok ciebie i próbowałam wyjaśnić, ale miałam mało czasu. Opuściłam podziemia i czatowałam niedaleko wioski. Jednak Sieter nie przyjeżdżał, a ja patrzyłam jak wsadzają cię na konia i znikaj pomiędzy drzewami.
-Co się stało dalej?
-Wróciłam do domu, mając nadzieję, że Sieter odbije cię od elfów zanim dojedziesz do wioski, choć to by było bardzo trudne.
-I…?
-Poczekaj. Najpierw wyjaśnię, czemu nie przybył od razu. Otóż był w chwili gdy dotarł do niego mój szczur, w daleko za Verdistis. Żeby było szybciej, postanowił skorzystać z rzadko używanych teleportów. Miał zwój do teleportu w Vedistis i Ars Magicanie. Jednak zanim do Verdistis dotarł i znalazł się w środkowym Rivellonie minęło trochę czasu. Potem, śpiesząc się strasznie, był tak nieuważny, że jego koń wpadł w wnyki zastawione przez kłusowników. Więc ruszył na piechotę, był już bardzo blisko was. Zaczaił się w krzakach i patrzył, jak kot, Przewodnik, przeprowadza was przez otchłań. Gdy zniknęliście podbiegł do kota, ale on, zamiast go zabrać, pierwszy raz w swojej historii odmówił.
-Co?!
-Właśnie to. Sieter krzyknął wtedy „Przepuść mnie! Wiesz, że dążę do sprawiedliwości!”, ale kot odpowiedział mu tylko „Ludzie są zaiste dziwaczni. Bardziej cenią swoje mniemania niż rzeczywistość.” Sieter odpowiedział, że jeśli rzeczywistość nie jest sprawiedliwa, to trzeba to zmienić, ale Przewodnik zniknął w otchłani.
-Wszystko przez tego bezcielesnego futrzaka?
Nan pokiwała głową.
-Czemu przez tyle lat nikt mnie nie odwiedził?
-Nie domyślasz się? Jest tyle powodów… Po pierwsze, jest to surowo zakazane przez elfów. To w końcu ich świat, i my nie mamy prawa łamać tamtejszych zasad. Moglibyśmy tylko doprowadzić do sporu pomiędzy ludźmi i elfami. Po drugie, las jest tak wielki, że trudno byłoby cię znaleźć. Po trzecie, i co chyba najważniejsze, czy myślisz, że to by coś znaczyło? Byłaś drzewem, stało się i się nie odstanie.
-Wiedziałabym przynajmniej co się dzieje na bożym świecie.
-Powtarzam, czy to by coś zmieniło? Tylko bardziej chciałabyś do niego wrócić. Wierz mi, że zrobiliśmy co najlepsze. W pewnym momencie Festus, gdy wybierał się do zamku impów o którym mu opowiedziałaś, oznajmił nam, że ciebie poszuka.
-Nam?
-Mi i Sieterowi. Chociaż mu zabronił to i tak zrobił swoje. Szukał cię, ale widocznie nie znalazł.
-Ale właściwie czemu chciałaś mnie uratować?
-Widzisz, gdy tylko pierwszy raz cię zobaczyłam, to od razu dostrzegłam w tobie, o matko, ten nieszczęsny temperament którym się znakują Demi i Festus, oraz szlachetność i dążenie do sprawiedliwości Sietera, a i łagodność mojego następnego dobrego przyjaciela, Haldira. Poza tym, musisz wiedzieć Jansis, że nie wierzę w przypadki. To, że spotkałaś Festusa było dla mnie mocnym znakiem.
Znów zapadła cisza. Nan zakryła ręką jedną ze świeczek, a gdy ją podniosła oczom Jansis ukazał się jasny płomyk. Wróżbiarka zrobiła to samo z następnym dwoma świecami.
-Potrafisz czytać w myślach?
Na twarzy Nan znów pojawiło się rozbawienie.
-Czytać w myślach?
-Wiedziałaś o tym psie, no i jak się zdenerwowałam od raz zgadłaś o co chodzi.
-Ja nie czytam w myślach Jansis. Ja czytam w twarzy.
-W twarzy?- Jansis zrobiła wyjątkowo głupią minę.
-Tak, w twarzy. Najwięcej mówią mi oczy.
-Ale pies... wiedziałaś o psie!
-Widziałam go kilka dni wcześniej. Spojrzałam w jego oczy i już wiedziałam, że niedługo będzie jego koniec.
Jansis powoli nachyliła się nad stołem, żeby być bliżej wróżbiarki, i szepnęła.
-Jesteś przerażająca, wiesz?
Nan znów się zaśmiała. Cóż za poczucie humoru...
-A wracając do tematu... Mówiłaś, że wysłałaś Sieterowi... szczura?
-Mysz.
-Mysz?
-Mysz.
-Jesteś pogibana. Normalne wróżbiarki hodują czarnego kota a nie myszy.
-Hihi. Ja hoduję całą zgraję myszy. Są bardzo przydatne. I pomocne.
-Pani Myszy.
-Tak. Wiesz Jansis, mam ostatnio bardzo dziwne przeczucia. Wizje które widzę we śnie są zamazane, pełne ciemności. Czasem wyraźnie widać czarne zjawy wirujące w powietrzu.
-Zjawy? Cholera, co się z tym świcie dzieje?!
Nan zignorowała jej lekko ordynarne zachowanie.
-Wiem, że niedługo nadejdzie coś nieuchronnego, na pewno strasznego.
-No co ty?
-Przestań się wygłupiać. Ja się tego boję.
Jansis zmarszczyła brwi.
-Ale o co chodzi?!
Nan z zrezygnowaniem pokręciła głowę. Odpuściła. Jansis zachowuje się jeszcze gorzej od Sietera. Zapadła chwila ciszy którą przerwała Jansis, w ogóle nie zainteresowana poprzednim tematem.
-A co ty i twoje szczury myślą o Verdistis? Upadnie?
Nan wzięła z miski orzech i rozgryzła go.
-Jedno jest pewne. Demi nie odpuści. Nie obchodzi go, że jacyś ludzie w Verdistis żałują. To była ich wina. A on nie może ufać pierwszemu lepszemu. Nie zniesie myśli, że mógłby uniewinnić kogoś winnego.
-Twardy jest- powiedziała Jansis a Nan kiwnęła głową.- Znasz go osobiście?
-Hm... widziałam kilka razy... chcesz orzeszka?
Jansis zmarszczyła brwi. Cóż za nieudolna próba zmiany tematu.
-Nie, dziękuję.
-Może jabłuszko?- spytała pokazując leżącą na ziemi misę wypełniona owocami.
-Ja jabłek nie jadam. Takie postanowienie.
-Ach... No tak...
-A co z Przewodnikiem?
-Jak to co?
-Nie można tak tego zostawić!
-Nie sądzę byśmy mogli zrobić cokolwiek moje dziecko.
-Ale...
Wróżbiarka podniosła dłoń.
-Nic.
Jansis zrezygnowana zagryzła wargę.
-To chyba koniec naszej rozmowy- powiedziała po chwili.
-Poczekaj! Co zamierzasz teraz robić?
-Okraść wszystkich w okolicy i kupić sobie willę.- Jansis postawiła na szczerość.
-Ja pytam na serio.
-I ja tak odpowiadam.
-Umiesz walczyć?
-Ja się nie specjalizuję w walce.
-Tak? A w czym?
-W uciekaniu.
Nan uśmiechnęła się lekko.
-Ale znam się na truciznach. I na ziołach. I na konserwacji łuku...
-Z którego nie umiesz strzelać?
-Nie jest aż tak źle!- oburzyła się Jansis.
-Dobrze, już dobrze. Wierzę. Chcę cię jednak o jedno poprosić.
-Aha?
-Jakbyś mi była kiedyś potrzebna... To znaczy... nie zdziw się jeśli pewnego dnia spotkasz upierdliwą mysz. Będę ją przesyłać wiadomości. Jeśli będziesz chciała odpowiedzieć przywiąż wiadomość na szyi myszy. Za posłańców służy mi też ewentualnie Sieter. Bardzo pomocny młodzieniec...
Nan zamyśliła się.
-Mogę już iść?- spytała Jansis po dłuższej chwili.
-Ach... Tak, tak, oczywiście. Pamiętaj o myszach. I odwiedź mnie czasami, jeśli będziesz chciała. Wybijemy kawę, pogadamy o ciuchach i takie tam...
Jansis wiedziała, że Nan żartuje. Ona nigdy nie mogłaby z nią gadać o takich pierdołach, nie wyobrażała sobie tego.
-A, i jeszcze jedno... Wiesz może gdzie jest Festus?
-Kto by tam wiedział gdzie on się szlaja... Ale Sietera możesz znaleźć w dzielnicy biedoty albo barakach. Chłopak w wolnych chwilach robi za zbawiciela świata.
-Aaa... No tak. Dziękuję.
Podniosła się z krzesła, przeskoczyła misę z owocami i ruszyła korytarzem. Już miała wyjść gdy stanęła w drzwiach. Spojrzała na Nan, która już siedziała na podłodze po turecku i kołysząc się lekko medytowała.
Jansis wzruszyła ramionami i wyszła. Stanęła na chwilę w miejscu delektując się chłodnym wietrzykiem. Trzeba pomyśleć gdzie będzie dzisiaj spać.
Trudny to był dialog. Mam nadzieję że wybrnęłam
|
|
|
|
|
Czytek
Gość
|
Wysłany:
Pią 7:00, 05 Paź 2007 |
|
Wybrnęłaś, wybrnęłaś. I czekamy na ciąg dalszy.
A że milczymy, to tylko dlatego, że czekamy w takim skupieniu
CK
|
|
|
|
|
maxman
Przyjazny Krasnal
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/6
|
Wysłany:
Nie 15:03, 07 Paź 2007 |
|
A co z maxmanem? Żartuje bardzo fajny text
|
|
|
|
|
Jansis
Pogromca Gargulców
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Między Pruszkowem a Magdalenką 8D
|
Wysłany:
Nie 19:36, 07 Paź 2007 |
|
Z maxmanem? Heh, cholercia, zapomniałam o maxmanie... Ale mam już w głowie całe opowiadanie do końca, więc nie wiem czy mi się gdzieś uda upchnąć maxmana... Sie pomyśli.
A tak wogóle, to dużo pisze, ale mi się nie chce poprawiać, ale mam regółkę, że jak tutaj wlepiam jakiś tekst, to poprawiony. Ale że dawno nie wlepiałam, to teraz zasadę złamię, więc jak będa jakieś błędy i nieścisłości to trudno. Sory, że tak dłużo. Sie rozpisałam...
Wbrew pozorom i zamyśleniom Jansis dorobienie się willi nie było takie proste. Choć kradła często, była też coraz częściej mijana. Ludziom wystarczyło, że tylko raz ją widzieli, a już stali się baczniejsi na zakapturzone postacie. A i ona po kilka dniach, gdy była w wyjątkowo podłym humorze, co mogło spowodować wszystko, ujawniała się i straszyła ich swoim wyglądem. W całej Magicanie z najważniejszych ludzi jedynie Blake był obojętny. Za to Walter, miejscowy alchemik, odstraszał ją krzyżem, wrzeszcząc, że jest pomiotem. Kristalius może nie był taki wredny, ale delikatnie dał jej do zrozumienia, że po prostu straszy mu klientów.
Szybko więc opuściła Ars Magicanę. Chodziła trochę bez celu po lasach, ciesząc się jednak jak dziecko z każdego wschodu i zachodu, z każdej pełni i z każdej spadającej gwiazdy. Nie przebywała już dużo z ludźmi, i czuła się wtedy lepiej. Zaczęła podróżować po całym środkowym Rivellonie zazwyczaj omijając wszystkie siedliska ludzi. Znając ich reakcje gdy ją widzą nie miała wcale chęci przebywać w ich towarzystwie. Zapadła się trochę w sobie. Mimo, ze ubrania w których chodziła powoli się zdzierały, to wcale nie miała ochoty ich zmieniać. Nie można powiedzieć, że stała się dzika. Nadal przecież normalnie mówiła, na głowie miała włosy, co prawda zielone, ale nie jakieś kudły, no i nie biegała na golasa. Po prostu zachowywała się bardziej jak chłopak. Nawet jej nie przejmowało, że tak dawno nie widziała swojego odbicia w lustrze. Nie zdawała sobie sprawy, że nawet gdyby zobaczył ją ktoś kogo jej problem syntezy z drzewem wcale nie obchodzi, śmiałby się z jej wyglądu.
Robiąc wielkie koło po środkowym Rivellonie Jansis rozmawiała głównie z ptakami. Racja, Leniucha… to znaczy Sullivana nie spotkała, ale pocieszenie niosły jej świergotki, gawrony i czyżyki.
Po kilku tygodniach dotarła do Aleroth, gdzie pierwszy raz od bardzo dawna postanowiła się ujawnić. Spotkała ją tam miła (chyba miła) odmiana. Uzdrowiciele z wioski traktowali jej „problem” jak nieuleczalną chorobę. „Chyba miła” bo Jansis nie była pewna czy przerzucenie się z ludzi traktujących ją jak jakiegoś robaka na ludzi którzy bez przerwy powtarzają „Jakoś sobie poradzisz. Twoja choroba nie jest przecież taka straszna. A swoją drogą- odczuwasz czasem jakieś bóle? Może w żołądku, po przerzuceniu się na inną „dietę”, a może w nogach, którymi tak długo nie poruszałaś, a może w mózgu, hę?” i notując jej wypowiedzi jest o wiele lepsze. Została jednak w Aleroth wyjątkowo długo. Poświęciła ten czas na pomaganie uzdrowicielom i zakupieniu nowych butów, na nic więcej.
Potem znów wybrała się w Niekończącą Się Podróż, która i tak miała się niedługo skończyć. Wróciła właściwie do punktu wyjścia, bo do Gildii Łuczników. Nogi same ją tam zaprowadziły. Stała chwilę i patrzyła na czarną otchłań. Przez głowę nawet przemknęła myśl by w nią wkroczyć, ale zaraz się z niej otrząsnęła. Nie miała zamiaru popełniać samobójstwa.
Wróciła więc do Blue Boar Inn z mocnym postanowieniem upicia się do nieprzytomności. Jeszcze tego nie robiła po wyjściu z syntezy, i choć na początku nie mogła sobie przypomniec jak się zasypia, to jednak pamiętała że upicie to cudowne przeżycie. Zachowywała się jednak ostrożnie. Wiedziała, że jeśli ją rozpoznają kiedy będzie wstawiona, z rana obudzi się bez kasy a może i nawet bez ubrań. Oj tak, trzeba być bardzo ostrożnym...
Gdy weszła do gospody od razu ogłuszył ją gwar ludzkich głosów, śmiechu, tupania i szurania krzesłem. Jakiś pies podbiegł do niej, żeby ją obwąchać, ale odsunęła go nogą z drogi. Przepchnęła się do baru i wcisnęła się między dwóch wielkich wieśniaków. Zastukała knykciami w blat, ale barman jej nie usłyszał. Czekała na niego blisko pięć minut.
-Co podać nieznajomy?- spytał Splinter wycierając ręce o brudną szmatę.
-Sherry masz?
-Mam.
-To dawaj. Całą butelkę.
Splinter pogrzebał w szafkach po czym wyjął butelkę białego wina i postawił ją na ladzie.
-Osiem złotych monet.
Jansis wyjęła złote krążki i rzuciła je na ladę. Wzięła butelkę wina i wyszła zostawiając na ladzie kieliszek.
Instynktownie poszła na górę niedaleko gospody, na której kiedyś upiła się razem z Festusem. Położyła się na ziemi i wpatrzyła w ciemne niebo. Była już noc, a sierp księżyca błyszczał nad jej głową. Gwiazdy świeciły mocno dzięki temu z łatwością odnalazła konstelację skorpiona, węża, wilkołaka i czarodzieja z najjaśniejszą gwiazdą na niebie Antarcticą.
Otworzyła butelkę i upiła wina. Mogłaby godzinami wpatrywać się w te migoczące czasem na czerwono, a czasem na niebiesko gwiazdy. Gdy była mała sama nazwała kilka gwiazdozbiorów. Miała też swoją ulubioną gwiazdę, Cassiopeię. Przynajmniej tak na nią mówiła. Gwiazdka ta była mała i niewielu znało jej prawdziwą nazwę.
Swoimi wyczulonymi zmysłami odbierała każdy podmuch wiatru jak pieszczotę, każdy odgłos z życia leśnych zwierząt był dla niej cudowny, i każdy inny.
Nie potrzebowała dużo czasu żeby się kompletnie urżnąć. Gwiazdy nad jej głową zaczęły wirować. Patrzyła na nie i śmiała się dopóki nie padła nieprzytomna.
Powoli, zmysłami wracając na boży świat, uświadamiała sobie, że leży na ziemi. Gdyby nie straszny ból głowy ponownie uśpiłby ją zapach świeżej trawy. Brzuch, lekko zbuntowany, też bolał. Właściwie, to nawet się trochę ucieszyła. Znów ja coś bolało, to było znajome.
Język miała strasznie suchy, podobnie gardło. Podniosła ciężką głowę i zobaczyła, że nie leży już na wzgórzu, tylko pod nim. Niedaleko niej siedział jakiś mężczyzna w niebieskim płaszczu, gryzący w ustach długą trawę. Jego twarz ledwie była widoczna spod kaptura.
Była zła, że ktoś ją zastał bezbronną we śnie, że mógł do woli gapić się na jej „problem”, że nie poszło jak chciała, i musi wyglądać żałośnie. Odczekała aż frustracja i złość na samą siebie opadnie, powstrzymała mdłości i powoli podniosła ciało do siadu. Mężczyzna zauważył że wstaje i wyjął z ust trawę.
-Co tu robisz?- burknęła na przywitanie niezbyt przyjaźnie. Mężczyzna zmarszczył brwi i podniósł głowę, tak, że mogła ujrzeć jego twarz. To Sieter! Była prawie pewna, że to twarz tego samego człowieka którego widziała rozmawiającego z Festusem osiemnaście lat temu. Teraz tylko była sto razy bardziej ponura. No i nie wyglądał jak zasmarkany dwudziestolatek.
-Ty jesteś Jansis?- spytał Sieter, a driada kiwnęła głową. Wyglądało jakby mag się ucieszył.- Świetnie. Co prawda widziałem cię kilka razy lata temu, ale teraz wyglądasz… cóż… inaczej.
-Paskudnie- uzupełniła.
-Inaczej- powtórzył z naciskiem.- W hrabstwie Ferol, czyli jak wy elfy mówicie na to środkowy Rivellon, jest niewiele driad. Nie jesteś jedyną która znam, ale one zwykle zachowują się trochę rozważniej, więc gdy zobaczyłem leżącą, oczywiście upitą driadę na ziemi, którą próbowało okraść kilku chamów natychmiast pomyślałem, że nie możesz być jedną z moich rozsądnych znajomych. A od Nan wiem, że niedawno wyszłaś z… symbiozy.
-Próbowano mnie okraść? M-m-mnie?
-A co, ciebie nie wolno?- spytał unosząc brwi.- Gorzej, nie sądzę by ci wieśniacy mieli na myśli tylko kradzież. Bądź co bądź jesteś na swój sposób niezwykła.
-Dziękuję, dalej nie musisz. Chyba się domyślam.
-Eh… to dobrze.
-I co niby zrobiłeś? Rzuciłeś freeza czy może coś innego?
-Nie jestem brutalem tylko dyplomatą- powiedział lekko urażony mag.
-Dyplomatą?- Jansis zaśmiała się w niebo.- Dyplomata! Dobre! Pertraktowałeś z tymi debilami mogącymi doprowadzić mnie do załamania nerwowego?
-Śmiejesz się?- syknął zdenerwowany.- Ciesz się że jesteś zdrowa i cała, bo mogłem cię zostawić.
Jansis uspokoiła się.
-Dziękuję- powiedziała po chwili.- Racja, zachowałam się głupio, ale powinieneś zrozumieć. Wiesz ile to osiemnaście lat, prawda? To wyobraź sobie, że prze tyle czasu stoisz w jednym miejscu. I nic się dzieje. Nie jesz, nie śpisz, czasem nawet przestajesz myśleć. No chyba naturalne że stojąc bezpieczna przez tyle lat w jednym miejscu nie bardzo zdaję sobie sprawę z zagrożenia jakie jest wokół mnie.
-Nie spać? To jak tak można wytrzymać tyle czasu?
-A myślisz, że miałam jakieś wyjście?
-Cóż… Tak czy siak byłaś porażająco lekkomyślna.
Jansis zrobiła ostentacyjnie znudzoną minę i powstrzymała się od zwymiotowania. Jej wrażliwy żołądek źle znosił taką ilość alkoholu. Ból głowy akceptowała, był czymś znajomym, jednak za życia jako hamadriada nigdy mdłości nie miała. A Sieter na dodatek denerwował ją samym swym istnieniem, tak jak zresztą wszyscy ludzie na ziemi od pewnego czasu.
-Eh… nie wyglądasz najlepiej- powiedział po chwili czarodziej.- Napijesz się może moich ziół? Jestem naprawdę niezłym uzdrowicielem. Poza tym rzuciłem na nie dodatkowe zaklęcia.
-Drażnisz mnie- odpowiedziała wstając jednak i podchodząc do niego.
-To naturalne- mruknął i wyjął ze swojej torby jakieś paczki. Rozpakował je i oczom Jansis ukazały się kupki ziół. Na chwilę oszołomiły ją swoim aromatem. Sieter nagle rozprostował dłoń, błysnęło światło i przed nimi, na ziemi, pojawiły się pomarańczowe płomienie liżące kupkę wcześniej nie zauważonych przez Jansis patyków. Pewnie przygotował je wcześniej.
Patrzyła jak wyjmuje mały garnek, wlewa do niego wody z butelki i za pomocą magii unieruchamia go nad ogniem. Gdy woda się zagotowała wsypał do niej różnych ziół dokładnie zachowując proporcje. Jeśli Jansis peszyła go cały czas gapiąc się na jego ręce to nie dawał tego po sobie poznać. Zioła parzyły się blisko dziesięć minut, a oni cały czas milczeli. W końcu podał jej duży kubek. Wlała na raz zioła w gardło.
-Jesteś szalona- powiedział Sieter i zaczął chować swoje rzeczy do torby, która normalnie by ich nie zmieściła, gdyż była za mała. Czary?- Przecież to był prawie wrzątek!
Jansis zamyśliła się i rzeczywiści poczuła, że ma poparzone gardło.
-Chciałbyś być tak samo odporny? Proszę bardzo, cena niewysoka. Elfy na pewno ci pomogą.
Sieter przewrócił oczyma i schował na koniec garnek.
-Co teraz zrobisz? Nadal się będziesz bez celu tułała po całym Rivellonie?
-Skąd wiesz…?
-Każda driada to robi. Nie jesteś w tym inna. Kompletnie zawiedziona dla świętego spokoju odcina się od świata ludzi.
Jansis zmrużyła oczy i uporczywie wpatrywała się w Sietera. Znawca driad?
A on odwzajemniał je spojrzenie. Po kilka minutach spojrzał w niebo i tam skupił swój wzrok. Jansis poszła za jego przykładem.
Słońce nie raziło w oczy, bo zakrywały je liście, soczyście zielone. Na gałęzi jednego z buków, który burczał coś w swoim języku jak zaznaczyła w myślach Jansis, siedział szaro brązowo biały sokół.
-Le… Sullivan!
-Siedzi tam od kilku godzin- szepnął Sieter.
-Nie zauważyłam go wcześniej… To mój przyjaciel.
-Raróg.
-Tak.
Jansis gwizdnęła . Sullivan rozłożył skrzydła i opadł na jej ramię. Był ciężki.
-Tak się cieszę, ze cię widzę… Modliłam się żebyś przeszedł przez otchłań!- Pogłaskała ptaka po głowie.- Ale czemu się wcześniej nie pokazał?
-Zdaje się, że lubi obserwować.
Jansis sarkastycznie wpatrzyła się w Sietera.
-Chyba go nie doceniasz- powiedział mag i zarzucił torbę na ramię.
-To ptak.
-To nie jest zwykły ptak.
Sieter zbiegł z pagórka i skierował się w stronę gospody. Jansis szybko go dogoniła.
-Co masz na myśli mówiąc że to nie jest zwykły ptak?
-Spytaj Nan.
-Ale ja chce wiedzieć teraz!
-Spytaj Nan- powtórzył. Jansis naburmuszona ciągnęła się za nim. Spodziewała się że wejdą do Blue Boar Inn, ale nie. Obeszli gospodę i znaleźli się w dzielnicy biedoty. Jansis próbując nadążyć za magiem coraz bardziej napełniało obrzydzenie i żal. TU naprawdę było widać biedę. Ludzie chodzili w łachmanach. Patrzyła na zbrużdżone, wieczne zamartwione oblicza wieśniaków, na małe dzieci biegające pomiędzy nogami, ubrane w same przepaski. Przez otwarte drzwi widziała w domach pokłady śmieci, drewna i zepsutych owoców.
Wyjęła jedną słomkę z strzechy pobliskiego dachu i obejrzała ja uważnie.
-Co robisz? Chodź!- Sieter wyrwał jej obiekt zainteresowań z ręki i pociągnął ja dalej.
-Tu jest…
-Bieda. Wiem.
-Przecież to jest straszne!
-Nie byłaś tutaj przed… symbiozą?
-Nie… Byłam w Blue Boar Inn, ale tutaj nie zaglądałam, bo po co.
-Za panowania Demigoda jest sto razy lepiej. Przynajmniej nie zdychają z głodu.
-Dzięki tobie?
-Eh… skąd ten wniosek?
-Się domyśliłam.
Jansis zamilkła i znów stanęła. Patrzyła na wielkiego owczarka goniącego szarego kota. Oboje biegali wokół jej stóp. Sullivan nadal siedzący na jej ramieniu patrzył na tych dwoje jakby byli wariatami. Gdy Sieter spostrzegł że Jansis nie idzie za nim zawrócił i znów ja szarpnął.
-Jesteś niesamowita.
-Widziałeś tego psa…?
-Tak, tak, oczywiście.
-Przestań. Wiesz, ten pies…
-Nie obchodzi mnie ten pies Jansis, wchodź.
Wepchnął ją do jednego z domów na uboczu. Był bardziej zadbany nić pozostałe. W pierwszym pokoju Jansis zobaczyła kilka półek, stół i dwa krzesła.
-Ty tu mieszkasz? Ludzie, to przecież takie smutne… Mógłbyś chociaż jakieś kwiatki postawić, albo położyć kocyk. Ja się od takich rzeczy odzwyczaiłam, ale ty mógłbyś, naprawdę. Albo firankę. Zapalić świecę? Wiem, że jest jasno, jednak płomień jest przecież śliczny. Zauważyłam to dopiero kilka miesięcy temu…
Ale Sieter jej nie słuchał. Wpatrywał się w blat stołu. Jansis też tam spojrzała i aż podskoczyła.
Stała tam biała mysz. Na dwóch łapach. I patrzyła się w Sietera , Jansis i Sullivana.
-Jezu, Sieter, ja widzę białe myszy!- krzyknęła łapiąc maga na ramię..
-Spokojnie, musi być prawdziwa, bo ja też ją widzę.
-Matko, jestem chora psychicznie, co do tego doprowadziło? Oszalałam!
-To chyba od Nan…
-Widzenie białych myszy to pierwsza oznaka paranoi!
Sieter podszedł to stolika i podniósł mysz. Na jej karku zobaczył przyczepiona kartkę.
-Zobacz, to naprawdę od Nan.
-Ja tego nie wytrzymam. Jestem obłąkana!- jęknęła Jansis łapiąc się za głowę.
-Zamknij się i zobacz.
Jansis podeszła do niego i rzeczywiście. Do szyi myszy przyczepiona była żółta kartka.
-To musi być coś ważnego!- szepnął gorączkowo Sieter i odwiązał papier od myszy.
-Skąd ona wzięła taką kartkę, w którym ona żyje wieku…?
Sieter rozłożył list i razem z Jansis zatopił się w tekście.
WIEM CO TO JEST. COŚ STRASZNEGO. POWIEM CI W DWARWEN BREAD INN. MASZ TAM BYĆ DZISIAJ WIECZOREM Z JANSIS. JA ZNAJDE FESTUSA. Ny
-Cio to ma być? To „Ny”?
-Skrót od Nany.
-Ale o co tu chodzi? Ona mówi o TYM COSIU o którym mi gadała?
-I mi. Na pewno. Musimy się spieszyć.
Sieter zaczął biegać pomiędzy różnymi pokojami co chwila mijając Jansis i Sullivana i to wrzucać coś do swojej torby, to się czegoś pozbywając.
-Skąd wie że byłam z tobą?
Sieter przebiegł koło niej i zaczął grzebać pomiędzy patelniami w kuchni.
-Nan wie wiele rzeczy.
-Boję się jej.
Sieter nie odpowiedział.
-Podejrzewasz o co ma na myśli mówiąc COŚ?
-Chodź i nie marudź.
Sieter wypchnął ją z domu, zamknął drzwi zaklęciem i pociągnął ją w las. Jansis biegła za nim kołysząc trochę nadal boląca głową. Sullivan odepchnął się od jej ramienia i wolno szybował wysoko nad nimi. O ile się Jansis orientowała to biegli w stronę baraków.
Po godzinie zrobili przerwę, głównie dla Sietera.
-Daleko jeszcze?- jęknęła driada.
-Tak.
I znów ją pociągnął i znów pędzili pomiędzy drzewami. Odetchnęła z ulgą gdy zobaczyli mury baraków. Nie żeby była zmęczona, co to to nie. Lubiła biegać po lesie, ale nie taka prędkością, uniemożliwiającą napawanie się pięknem lasu. Bo biegli szybciej niż zwykle biegają elfy.
-To już?- spytała gdy stanęli przed białą platformą, teleportem.
-Tak. Wchodź.
Jansis stanęła w teleporcie.
-Super. Co teraz?
Sieter stanął koło niej i wyjął z kieszeni czerwony zwój.
-Terces frawd.
Jansis nawet się nie spostrzegła gdy byli już na teleporcie przy Dwarven Bread Inn.
-To było głupie. W książkach piszą, że przy teleportacji wirujesz, albo brak ci tchu, albo masz niebieskie plami przed oczyma, a tu nic!
-Jesteśmy trochę przed czasem. Będziemy musieli poczekać na Nan.
-Eee… Poczekaj! Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Sullivan!
-Oj choć, raróg jest mądry, przyleci tu, dla niego to rzut beretem.
-Ale jak się dostanie sam do gospody…
-Z tobą i tak by się nie dostał, nie wpuszczają tu takich maskotek.
Jansis coś burknęła i powlokła się za Sieterem.
Ponowna wizyta w Dwarven Bread Inn nie była tak miła. Sala wypełniona była krasnoludami które w szale pijaństwa wskakiwały na stoły i opluwając wszystkich naokoło wrzeszczały w sufit przekleństwa. Do tego w rogu sali zobaczyła wieśniaka z którego poprzednio wyciągnęła informacje, tym razem w miarę trzeźwego.
Jansis przezornie zaciągnęła za oczy kaptur. Sieter podszedł do lady i wymienił z Douglasem kilka cichych słów. Po chwili wrócił do Jansis.
-Już są.
-Kto?- spytała robiąc głupia minę.
-Nan i Festus.
-Ale mieli być…
-Wiem. Chodź.
Przeszli przez drzwi po prawej i gwar głosów trochę ucichł.
-Krasnoludy są obleśne- poinformowała go driada wykrzywiając usta i zdejmując kaptur.
-Naprawdę?- spytał, choć była pewna, że nawet jej nie słuchał.- To chyba tutaj. Douglas powiedział, że pokój numer 7. To jest pokój numer 7.
Sieter zapukał i wszedł. Jansis poszła za jego przykładem.
Pokój był duży i zadbany. W rogu stało łóżko, na środku, tuż pod oknem stół zakryty białym obrusem. Na wielkim krześle siedział rozpostarty w niedbałej pozie mężczyzna.
-Siema Si- zawołał z uśmiechem Festus i poklepał Sietera po ramieniu.- Kopę lat!
-Gdzie Nan?
-Eh… wyszła gdzieś- Festus z zakłopotaniem podrapał się po głowie ale zaraz uśmiechnął się lekko.- O Boże…- Festus wpatrzył się w twarz driady.- Jansis?!- krzyknął.
Dziewczyna skinęła głową.
-O ludzie!- Festus zaczął się śmiać.- To na prawdę ty? Kurdę, wyglądasz strasznie.
Jansis zmarszczyła brwi.
-Mi też cię miło widzieć.
-Serio, stara, mogłabyś straszyć dzieci w szkole.
Jansis naburmuszyła się i usiadła na łóżku.
-Ale spójrz na to z innej strony- powiedział szybko Festus widząc do czego doprowadził.- Wyglądasz jak dziecko. Jeszcze młodziej niż gdy cię widziałem wtedy.
-Nie męcz się. Wiem jak żałośnie wyglądam.
Festus już otwierał usta ale powstrzymała go gestem dłoni.
-Odpuść sobie. Teraz najważniejsza jest Nan.
-I jej COŚ- dodał Sieter również siadając.- Wiesz kiedy wróci?
-Nie wiem. Człowieku, ja tu sobie śpię w bardzo romantycznym miejscu, a ta stara wiedźma mnie budzi poprzez walnięcie torbą w łeb.
-Nan nie ma torby.
-Dlatego to mnie zdziwiło podwójnie- powiedział Festus i zamyślił się głęboko.
-Powiedział ci coś?
-Coś ty, ona jest za wredna. Tylko mnie obudziła i tu zawlokła nie racząc niczego wytłumaczyć, po czym powiedziała że jeszcze idzie coś załatwić i zniknęła.
-Gdzie byłeś jak cię obudziła?
-Eee… gdzieś poza Verdistis. Kto by tam wiedział.
-Wiesz coś nowego o Verdistis?
Festus spojrzał na niego chłodno.
-Nie. I nie pytaj, ja ze szpiegami Demigoda na takie sprawy nie gadam.
-Co?!
-Głuchy jesteś?
-O co ci k*rwa chodzi?!
-Spokojnie, nie tak agresywnie- powiedział Festus.
-Też mi spokojny dyplomata- szepnęła ironicznie Jansis.
-Nie chcę się kłócić- warknął Sieter.
-Świetnie, bo ja też nie mam zamiaru.
-To nie zaczynaj.
-Odwal się.
Odwrócili się do siebie plecami. Jansis przyglądała się im z uniesionymi brwiami. Zachowywali się jak rozwydrzone bachory. A takich nie da się uspokoić. Nawet nie próbowała ich pogodzić, to i tak nie przyniosłoby żadnego skutku.
|
|
|
|
|
Haldir
Eksterminator Orków
Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 311
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: G-dz
|
Wysłany:
Pon 16:52, 08 Paź 2007 |
|
Jansis, opowiadanka ciekawie napisane ale mam do Ciebie jedno pytanie:Tobie się nudzi () czy po prostu lubisz pisać?
|
|
|
|
|
Jansis
Pogromca Gargulców
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Między Pruszkowem a Magdalenką 8D
|
Wysłany:
Pon 19:05, 08 Paź 2007 |
|
Heh... wiesz, na pewno mi się nie nudzi. Rok szkolny ( ) przecież. Ale ja to napisałam daaawno temu, jeszcze w wakacje. Wtedy mogło mi się nudzić Ale tak na serio, to lubię pisać. Na prawdę. Chyba widać Może trochę zanudzam, ale jak jestem zła to dla mnie ucieczka w inny świat, zupełnie jak czytanie.
|
|
|
|
|
Mordrak
Pogromca Demonów
Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 859
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Sośnica
|
Wysłany:
Śro 13:47, 10 Paź 2007 |
|
Ja też niedługo zamieszce nową część .trochę późno bo szkoła jest i nie mam czasu
|
|
|
|
|
Nan
Pogromca Gargulców
Dołączył: 12 Sie 2006
Posty: 488
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany:
Czw 8:17, 11 Paź 2007 |
|
O cholercia xD
Brawo, Jansis ^^ Jak widać, nie zaglądałam na forum bo na necie nie siedzę już tak często^^.
Opowiadanko bardzo mi się podoba ;]. Pisz dalej, bo już czekam. xD
|
|
|
|
|
Mordrak
Pogromca Demonów
Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 859
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Sośnica
|
Wysłany:
Czw 15:28, 11 Paź 2007 |
|
Gdy Mordrak i Elfka schodzili z krętych wąskich schodów wieży, Mordrak zapytał
-Jak masz na imię elfko
-Elanelesa, a jak ty się nazywasz
-Mordrak
Rozmawiali by jeszcze ale po tych słowach Mordrak i elanelesa wyszli z wieży wprost w pułapkę cieni, Mordrak i Elanelesa chcieli szybko wejść do wieży ale pośród dużej gromady cieni był mag który zamknął drzwi od wieży telekinezą.Mordrak i Elanelesa powolnym tempem szli pod ścianę z przygotowaną bronią.
-Nie macie szans poddajcie albo gińcie
Mordrak już chciał odpowiedzieć gdy zauważył znajomy portal z którego wyszedł władca śmierci powoli idąc w kierunku gromady cieni, cienie się szybko obrócili by wiedzieć kto to jest
-Stój władco śmierci, Władca śmierci nie może się mieszać do sprawy żywych
-Zaraz nie będziecie żywi
Władca śmierci wziął mocny zamach mieczem następnie czarna fala zmiotła wszystkich, Elfka szybko upadła na ziemie pociągając ręką Mordrak na ziemie.Okropny ból przeszył Elfka i Mordrak ale nic im się nie stało.Elfka wstała wzięła szybko 2 strzały naciągnęła łuk i puściła 3 strzały w kierunku Władcy śmierci które wbiły się w ciało.Mordrak wstał i szybko powiedział do elfki
-nie to przyjaciel
Ale strzały już się wbiły.Władca śmierci stał ręką wziął i wyjął trzy strzały ze swojego ciała i rzucił je na ziemie
-Ty żyjesz ?-spytał Mordrak
-Władcę śmierci nie można zabić
Elfka w pogotowiu trzymała jeszcze jedną strzałę
-Jesteś paladynem i twój przyjaciel to władca śmierci?
-Nieważny jest wygląd, ważne są czyny
Elfka popatrzała na Mordrak i na Władcę śmierci następnie odłożyła strzałę do kołczanu.
-Trzeba odszukać Zandalora –Powiedział Mordrak- Ostatnio był na bramie
Udali się w kierunku bramy zabijając tych cieni którzy się do nich zbliżyli.Wszystko się paliło, wszystko było zawalone, wszystko było zniszczone.Gdy już doszli do bramy Mordrak wszedł po schodach i zobaczył Zandalora który puszczał kule ognia w wojowników cieni.
-Musimy stąd uciekać sami ich nie pokonamy
Zandalora popatrzył na niego, chwile się zastanowił
-Masz racje
zeszli ze schodów , Zandalor dopiero co zobaczył władcę śmierci już uniósł laskę w jego kierunku ją skierował
-Po coś tu przyszedł, żeby patrzeć ja my ludzie umieramy?
-Zandalorze to przyjaciel
-Przyjaciel?
-Pomaga mi
-Zandalor chwili wpatrywał się w otwory w Chełmie i jego laska zaczeła świecić
-Tak to prawda on jest przyjacielem.
Władca śmierci nic nie powiedział .Cała czwórka wyszła główną bramą w kierunku gęstego lasu.
-Dokąd idziemy-Spytał Mordrak
-Do Aleroth, do wioski uzdrowicieli
-Moglibyszmy na chwile porozmawiać sami Zandalorze-spytała elfka
-Tak oczywiście
Mordrak i władca cieni zatrzymali się, a Zandalora i elfka odeszli niedaleko
-Potrzebuje eskorty do Mrocznych knieje dokładnie do miast elfów Fiu Nimble-oznajmiła elfka
-Oczywiście pomożemy
-I jeszcze jedna ważna rzecz
-Jaka?
-Bronthion ma kłopoty ostatnio elfy same giną w lesie, kilka ciał znaleziono a kilka nie a to niemożliwe żeby elfy się zgubiły we własnym lesie
-Tak, to naprawdę dziwne, na pewno porozmawiam z Bronthionem
Wrócili do elfa i Mordraka
-Musimy biec do lasu i przez las jeszli chce aby nas zgubili, nie możemy dopuścisz żeby zniszczyli jeszcze wioskę Aleroth
Pobiegli do lasu a tymczasem Władca cieni po zdobyciu różdżki ognia weszedł do zamku w którym czekali już na niego wojownicy cienia.
-Panie zabiliśmy wszystkich ale grupka 2 ludzi elfa i Władcy śmierci uciekła, co mamy robic panie
Władca cieni szedł w kierunku tronu, usiadł na nim następnie popatrzył na swoich wojowników cienia i krzyknął
-GŁUPCY!! JAK TO CO!!! ZABIĆ ICH I ZNIKAJCIE MI Z OCZU !!!
Wojownicy cienia szybko wstali i pobiegli ku wyjścia.Zandalora,Mordrak , Elfka i Władca śmierci [Nazywajmy ich czterej bohaterowie] gdy już zmrok zapadał rozłożyli obóz, usiedli wokół ogniska
-Będziemy musieli po kolei pilnować obozu żeby wojownicy cienia nas nie zaskoczyli
-Ja będę czuwał cały dzień-odpowiedział władca śmierci
Zandalora i elfka popatrzyli na niego nie ufnie, Mordrak popatrzał na nich widząc że nie ufają mu powiedział
-To ja go będę pilnował i jak coś to…
-To?-spytał Władca śmierci
Chwile się zamyślił Mordrak
-To cię powstrzymam
-Nie Władca śmierci może bez snu żyć nawet pół roku więc lepiej niech on pilnuje
-Nie zawiodę Zandalorze-Odpowiedział Władca śmierci
A przepraszam bo zapomniałem przed wklejeniem na forum opowieści sprawdzić czy nie ma tam błędów, możliwe że coś tam będzie pomieszane.Janis pisz tak dalej to będzie super
|
|
|
|
|
Jansis
Pogromca Gargulców
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Między Pruszkowem a Magdalenką 8D
|
Wysłany:
Wto 12:17, 30 Paź 2007 |
|
Ludzie, cały czas mi się mylą ci władcy
|
|
|
|
|
Mordrak
Pogromca Demonów
Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 859
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Sośnica
|
Wysłany:
Wto 14:17, 30 Paź 2007 |
|
W opowieści twojej?Jakoś niezauwarzyłem
|
|
|
|
|
Jansis
Pogromca Gargulców
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Między Pruszkowem a Magdalenką 8D
|
Wysłany:
Pią 19:13, 02 Lis 2007 |
|
Nie w mojej, w twojej! Władca Śmierci i Władca Cieni!
|
|
|
|
|
Mordrak
Pogromca Demonów
Dołączył: 13 Sty 2007
Posty: 859
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Sośnica
|
Wysłany:
Pią 19:51, 02 Lis 2007 |
|
Jansis napisał: |
Ludzie, cały czas mi się mylą ci władcy |
To mnie zmyliło ale coś czułem że to u mnie bo mi się już mylą ci władcy
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Nie 11:58, 18 Lis 2007 |
|
Wezcie mi powiedzcie, co sie ze mna stalo, o co teraz mniej wiecej biega, bo chcialbym znowu cos napisac, a nie mam czasu na czytanie tego wszystkiego od nowa
|
|
|
|
|
Jansis
Pogromca Gargulców
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Między Pruszkowem a Magdalenką 8D
|
Wysłany:
Nie 19:21, 18 Lis 2007 |
|
To cię zaskocze chyba Sarti, bo w tym temacie od dawna każdy ciągnie swoja opowieść, nie ma jednej
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Nie 20:40, 18 Lis 2007 |
|
aha. To ja pisze od poczatku.
|
|
|
|
|
Jansis
Pogromca Gargulców
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Między Pruszkowem a Magdalenką 8D
|
Wysłany:
Pon 20:50, 19 Lis 2007 |
|
To pisz, bo dawno nikt nic nie wstawał a ja bym coś przeczytała
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Wto 14:22, 20 Lis 2007 |
|
no, na weekend cos wstawie.
|
|
|
|
|
Jansis
Pogromca Gargulców
Dołączył: 21 Lip 2007
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Między Pruszkowem a Magdalenką 8D
|
Wysłany:
Śro 18:37, 21 Lis 2007 |
|
Główek przykucnął na niskiej półce i spojrzał na kilku innych półcieni pod nią.
-Demon zarządził- syknął Główek nie ukrywając swej radości.- Wybierzemy się na łowy.
Nan wpadła do pokoju po jakiejś godzinie. Cała rozczochrana i zaniepokojona. Widząc, że są już wszyscy bez słowa usiadła przy Jansis i nabrała tchu.
-Wiem, co TO jest.
-Taaak?
-Tak tak. Mamy big uno problemo.
-Co się dzieje?- spytał wykrzywiając wargi Festus, w przeciwieństwie do Sietera nie bardzo zainteresowany wiadomościami przyniesionymi przez wróżbiarkę.
-Wiecie co mówią plotki, prawda? Kilku ludzi zastrzega, że widziało w powietrzu zmary. Smutna wiadomość, one naprawdę tu są.
-Jakie zmary?- prychnął wojownik.
-Zmary! Czy muszą być jakieś niezwykłe? Normalne! Duchy. Cienie. Zmary.
-Demony?
-Eh… nie wykluczam że są spokrewnione z pomiotami z otchłani. Wtedy byłyby demonami. Nie wiem.
-Ja ich nie widziałem.
-Festus. Widziało je bardzo mało osób, co nie zmienia faktu, że istnieją.
-No dobra, ale co z nimi? Nikomu jeszcze niczego nie zrobiły.
-Posłuchajcie… Ja… mam teorię, skąd się one biorą.
-Zamieniamy się w słuch- zapewniła Jansis uprzedzając już otwierającego usta Sietera.
-Te zmary… One nic nie mogą zrobić. Na razie tylko obserwują i kombinują jak się pojawić na naszym świecie w postaci która mogłaby nam zagrozić.
-Są z otchłani?
-Nieee…- Nan przeciągnęła samogłoskę zastanawiając się nad odpowiedzią.- Są raczej… z poza niej.
-Z poza niej?- zdziwił się Sieter.- Wybacz Nan, nie bardzo rozumiem.
-Mówię dosłownie. Są z poza otchłani.
-Ale za otchłanią nic nie ma!- krzyknęła Jansis.
-Widocznie jest. Musi być. Jestem pewna, że pomioty by się tu nie dostały, a tylko one mieszkają w otchłani.
-Skąd ty niby możesz wiedzieć co tam jest?- spytał Festus.
-Wiem. Festus, nie bądź tak uroczo sceptycznie nastawiony, z łaski swojej.
-Ja jestem realistą- warknął mężczyzna.
-Na ziemi setki, jeśli nie tysiące lat temu, istnieli tak potężni czarodzieje, Pierwotni, że znali nawet tajemnice otchłani!
-Ale teraz wiele do powiedzenia nie mają, bo leżą w ziemi! A za życia uważali że za otchłanią nic nie ma.
-Mogli kłamać.
-Więc mogli też skłamać w sprawie pomiotów.
-Niby po co?!
-Nie wiem, czy ja ci przypominam takiego filozofa?!- wrzasnął Festus.
-Festus!
-Nan!
-Sieter!- krzyknęła wróżbiarka mając nadzieję, że mag jej pomoże.
-Co ja?- obruszył się Sieter nie bardzo nadążając za wymianą zdań. Nan westchnęła i potarła dłońmi twarz.
-Więc, ja uważam, że są z poza otchłani.
-Z takiego… innego świata?- spytała Jansis.
-Tak. Coś w tym stylu.
-Co tam jest?
-Nie wiem, nigdy tam nie byłam i nie wiem jak się dostać. Przewodnik jest nie do zagięcia, nawet jeśli umiałby przejść pomiędzy Rivellonem a TAMTYM MIEJSCEM, to by tego nie zrobił. Ma swoje powody zapewne. Jest od nas silniejszy, bo jest stworzony przez magię Pierwotnych.
-Ale po co niby mamy się tam dostać?
-Zło jest potężne- szepnęła Nan.- I tu nas dosięgnie, prędzej czy później. A sądzę, że później. Jeszcze kiedy Jansis była zwykłym elfem zjawy zaczęły się pojawiać. Pojedynczo. Tak do dzisiaj. Nie sądzę, by podbicie naszej krainy było głównym celem ośrodka zła. Nie sądzę, byśmy go dużo obchodzili. Ale to się skończy. Kiedy się nami zainteresuje nie będzie wiele czasu na obronę. Gdyby zaatakował teraz, poleglibyśmy. Zaabsorbowani powstaniem w Verdistis i zamiarami Demigoda nie zdążymy nawet się przygotować, a już będziemy pod jarzmem zła. Jestem tego pewna. Trzeba dotrzeć TAM i zniszczyć to zło, które codziennie rośnie w potęgę. Nie dopuśćmy by nas zniszczyło! Nie wystawiajmy się na jego pastwę na talerzu! Działajmy teraz, póki możemy zrobić cokolwiek!
-Ale co mamy zrobić Nan?- spytał Festus poważniejąc.- Sama powiedziałaś, że nie mamy jak przejść na drugą stronę, na pewno bez Przewodnika. Powiedziałaś też, że ten durny kocur nas nie przeprowadzi, więc co my możemy zrobić?
-No właśnie- powiedział Sieter.- I skąd ty to wszystko wiesz? Skąd wiesz, że nawet jeśli się tam wybierzemy to chociaż zdusimy zło?
-Hm… Tu się wszystko zaczęło komplikować. Interesowałam się tymi zjawami od dawna. Były złe, to wiedziałam. A zło trzeba tępić. I każde zło ma swoje zalążki. Postanowiłam je znaleźć. Szukałam wszędzie, pod ziemią, na powierzchni i w powietrzu. Nic. I tu się muszę przyznać… Układając odpowiednio słowa namówiłam Festusa do odwiedzenia zamku impów w Mrocznych Kniejach. Tak, manipulowałam tobą Festus. Ale nie żałuję. Wiedziałam, że sobie poradzisz. Musiałam wiedzieć czy to właśnie tam są początki źródła zła którego się tak boję. Gdy wróciłeś wypytałam cię dokładnie. Wybiłeś wszystkie szkielety. Tak, tam były szkielety. Ale wiedziałam, że straciły swoją dawną moc, były słabe. Nie były w żaden sposób związane ze zjawami. Ale co z tego? W zamku impów mogły być zalążki zła od którego pochodziły zjawy, których ty nie dostrzegłeś. Jednak zapewniłeś mnie, że spaliłeś wszystkie korytarze, wszystkie ściany i zakątki. Że wszystko było wystawione na płomienie, by nic czego mógłbyś nie zauważyć zginęło.
Uspokoiłeś mnie wtedy. Lub może jeszcze bardziej zdenerwowałeś… W końcu zjawy nadal były, a ja nie miałam pomysłu, skąd miały by pochodzić. Pomogła mi rozmowa z Jansis. Zeszła bowiem na Przewodnika. Uświadomiłam sobie, że kot nie musi być w każdym aspekcie naszym sługą. Że nie robi wszystkiego co mu się powie. Może naprawdę nie wierzy że coś poza Rivellonem jest, może wierzy, ale nie umie się tam dostać, a może Pierwotni mu zabronili? Tego nie dowiemy się nigdy. W każdym razie wpadłam na pomysł, że może poza otchłanią coś jest.
Poza tym, od kilku miesięcy mam dziwne wizje, których nie potrafię rozszyfrować. Jednak coraz bardziej jestem pewna, że są związane z ciemnością otchłani. Jedyne co rozpoznałam w wizji, to szare drzewa w ciemnej krainie. Stąd też moje upewnienie, że to inny świat.
-Nan- powiedział Festus tonem dorosłego tłumaczącego dziecku coś oczywistego.- Myślę, Rivellonie jest dużo szarych drzew.
Nan prychnęła jak kot i zacisnęła ręce na szalu wiszącym na ramionach.
-Myśl co chcesz, mam to gdzieś. Ja podejmę próbę zniszczenia zła i uratuje twój leniwy tyłek i wiarołomny łeb.
-Jestem z tobą- powiedział natychmiast Sieter.
-Nany, Festus na pewno nie miał na myśli, że ci nie pomoże- szepnęła Jansis.- Prawda Festusie?- dodała głośniej.
-Oczywiście- syknął przez zaciśnięte zęby.- Zawsze ci pomagałem.
Nan nie zdobyła się na choćby gładki uśmiech.
-Czekaj. Nie chcę tu zostawiać Demigoda- wtrącił Sieter.
-Jesteś jego niańką?- spytał z drwiną Festus.- Demi jest wystarczająco dorosły by przeżyć bez ciebie nawet pół roku.
-Boję się, że urządzi tu jaką krwawą jatkę.
-Demi to świetny wojownik. Powinien jechać z nami.
-Nie ma mowy Nan!- wrzasnął Festus.- To szalony pomysł, ja z nim nie jadę!
-Świetnie- westchnęła Nan.- Cudownie. Czy nie mógłbyś się poświęcić, dla dobra kraju i tysięcy zamieszkujących go ludzi, jaszczurów, elfów i krasnoludów?
Festus udał, że się głęboko zastanawia, po czym krzyknął:
-Nie!
-Zabranie Demigoda to świetny pomysł- stwierdził Sieter.
-Nie!- darł się Festus.- Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz k*rwa nie!
Nan pokręciła zrezygnowana głowa jakby miała do czynienia z sporą grupką mocno stukniętych świrów.
-Demi zrobi wszystko dla dobra państwa, nie rozumiesz?
Sieter uprzedził Festusa:
-Chyba już znamy odpowiedź Nan. „Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz…”
-Przestań- warknął Festus.
-Dobra, wyluzuj. Nie zabierzemy Demigoda, ale ty Sieter, masz mu powiedzieć co robimy.
-Oszalałaś? Od razu wyśle tam zgraję wojowników.
-Gdzie?
-Nie wiem… Do otchłani! Pośle ich na pewną śmierć!
-Więc powiedz mu… Cholera, nie wiem. Wymyśl coś naprędce. Nie obchodzi mnie to. Byleby wiedział, że dzieje się coś złego, a my staramy się temu zapobiec i próbujemy przejść otchłań. Uspokój go też, nie chcę żeby myślał że umrzemy.
-Dobra, postaram się. Ale co my właściwie mamy zamiar zrobić?
-Wybieramy się do ściany otchłani. Muszę ja dokładnie obejrzeć. Potem będę myśleć.
-A co z Zackiem? Co jeśli w czasie naszej nieobecności Zack i Demi zadźgają się nożami kuchennymi?
-Sieter, nie bujaj. Nawet gdyby, to są ważniejsze sprawy. Najchętniej zabrałabym ze sobą najlepszych wojowników, ale że są w nich Zack i Demi to wolę zapobiec rozlewowi krwi.
-A chcesz jeszcze kogoś z nami brać?
-Zastanowię się. Naprawdę, musze teraz duuużo pomedytować. Jestem taka zmęczona…
-Kiedy wyjeżdżamy?
-Jutro Sieter. Jutro. Idź teraz powiedzieć o wszystkim Demigodowi, i przestrzeż go, niech nie waży się posłać za nami szpiegów! A ja odpocznę.
-Dobra Nan. Się robi.
Sieter wyszedł pośpiesznie z pokoju. Festus bąknął coś o ćwiczeniach i również się zmył. Jansis została sama z wyczerpaną Nan. Powłóczyła się trochę po gospodzie i wytrzasnęła skądś balię która napełniła gorącą wodą. Gdy wróżbiarka się odprężała w kąpieli Jansis chodziła między drzewami, słuchając ich burkliwych głosów i śpiewając z ptakami. Potem usiadła na dużej skale. Cieszyła się mogąc się trochę odseparować od innych. Rozmowa odbyta przez chwilę w niektórych momentach bynajmniej nie była spokojna, a ją już bolała głowa od tego wrzasku. Zupełnie nie mogła zrozumieć jak oni to wytrzymują.
Na jej rękę spłynął wielki ptak. Chodź nie była pewna, czy Sullivan ja rozumie, to przekazała mu całą rozmowę w gospodzie. Przynajmniej sprawiał wrażenie że słucha, to wydawało jej się wystarczać.
Główek kulejąc wtoczył się do jaskini. W mroku trudno coś było tu zobaczyć. Jaskinia była tak ciemna, że nie widział ścian ani sufitu, chyba że przy samym wejściu. Zupełnie nie czuł zapachu siarki unoszącego się w powietrzu, po prostu mu nie przeszkadzał. Kilka kroków przed nim ciągnęły się pasma porozrzucanych, rozgrzanych do czerwoności węgli. Ich krwista poświata oświetlała ledwie widzialną twarz Demona.
-Czego?- warknął Demon.- Streszczaj się bo śmierdzisz i mi robisz zaduch.
-Zdaje się Panie, że się przenieśli na północ.
-Ach! Przeklęci! Durniu, nigdy nie przyniesiesz dobrych wieści?! Zresztą tego to sam mogłem się domyślić! Oni nigdy nie zostają w jednym miejscu.
-Panie… Oni nie wpadają w zastawiane przez nas wnyki.
-Oczywiście że nie dupku, bo je zastawiliśmy na południu!
-Ale przecież niedawno jeszcze tam byli. Nikt się nie złapał. Oni się nie dają nabrać dwa razy na tą samą sztuczkę.
-Hgrh…
-P-p-panie? Zwiadowcy też nic nie wykryli. Znowu.
-To mnie akurat gówno obchodzi! Precz mi z oczu!
Główek zmienił się w cień i ulotnił jak dym ogniska.
|
|
|
|
|
ffhero
Przyjazny Krasnal
Dołączył: 16 Gru 2007
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/6
|
Wysłany:
Pon 23:21, 21 Sty 2008 |
|
Dzień był burzowy,była jesień wojownik ffhero razem z Zandalorem jechali do ,,Fiu Nimble"nagle ffhero wyczuł demony.W końcu przekroczyli bramy.wioska była atakowana.
-,,Ratujmy ich"! Krzyknął ffhero.Tam jest ,,Władca chaosu! I w końcu zobaczyli go.
-Jak im coś zrobisz to.
-,,To co"? Odparł Władca chaosu.
-To ci *********** i ***** a jak niepodziała to ********.
-,,Kurde".Powiedział Zandalor.Kilkaset lat mieszkam w ,,Rivellonie" i takich słów nie słyszałem.Ziemia zabarwiła się czarną posoką.
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Wto 18:55, 22 Sty 2008 |
|
|
|
|
ffhero
Przyjazny Krasnal
Dołączył: 16 Gru 2007
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 3/6
|
Wysłany:
Wto 21:44, 22 Sty 2008 |
|
no miałem idee nie ?
|
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
| |