|
|
Poll :: Co myślisz o mojej powieści? |
Jest super! Oby tak dalej. |
|
45% |
[ 20 ] |
Całkiem dobra |
|
18% |
[ 8 ] |
Nienajgorsza |
|
18% |
[ 8 ] |
Taka sobie |
|
4% |
[ 2 ] |
Nienajlepsza |
|
2% |
[ 1 ] |
Raczej kiepska |
|
2% |
[ 1 ] |
Jest beznadziejna, po co wogóle brałeś się za pisanie?! |
|
9% |
[ 4 ] |
|
Wszystkich Głosów : 44 |
|
Autor |
Wiadomość |
festus
..::Wybraniec::..
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/6
|
Wysłany:
Wto 14:52, 20 Cze 2006 |
|
Opwieść Sietera też jest niezwiązana z DD, więc się nie martw.
A żebyś widział niektóre moje tobyś się przeraził jak można takie kretynizmy wypisywać
|
|
|
|
|
|
|
Myszka
Przyjazny Krasnal
Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany:
Śro 21:25, 21 Cze 2006 |
|
Księga zagadek
Początek
Wszystko zaczęło się w mieście Farenrat a dokładnie w karczmie Pod Śpiącym Kowalem niewiele wiadomo o wydarzeniach które miały w niej miejsce ale jedna osoba opisała to co widziała w swoim dzienniku zreszczą to ona jest jednym z bohaterów na których natkniecie się w dalszej częsci opowieści. W karczmie rozpętała się bujka podczas której zatakowony został cudzoziemiec nie długo trwała jego interwencja jego ciosy były tak szybkie, że omal nie widoczne, a przy tym śmiertelne. Tak zapoczątkowałem mój dziennik a następny wpis miał dokonąć się tej nocy takie miałem przeczucie i nie myliłem się gdyż tej nocy odwiedził mnie w pokoju cudzoziemiec i zapropnował wspólną wędrówkę zgodziłem się. Okazało się, że potrzebuje znawcę języków runicznych a ja jako jedyny znałem jego formuły i możliwość ich rozszyfrowania, nie zaprzestałem prowadzenia dziennika. Z samego rana wyruszyliśmy na południowy wschód do Krain wiecznych deszczy sądziłem, żę są one legendami ale nieznajomy opowiedział mi o nich iż deszcz pada tam 3 razy dziennie a mieszkańcy żyją w domach z kamieni o przedziwnej barwie zwanej gwiezdnym popiołem. Niestety na tym zakończyła się rozmowa z cudzoziemcem nie znam jego imienia dlatego nazwałem go Bezimienny i tak też się do niego zwracam, odziwo nie ma nic przeciwko. Właśnie zapadłą noc jesteśmy daleko od najbliższego miasta nie pozostaje nic jak tylko rozbić obóz w lesie i przekimać na twardej ziemi. Noc była strasznie zimna odgłosy zwierząt dodatkowo mroził krew w żyłch ale chyba tylko moich. Pierwsze miasto Kaser tak naprawdę niewielka osada 8 domów szopa przemieniona w gospodę mały ratusz 3 sklepy. Po zakupieniu prowiantu ruszyliśmy w dalszą drogę przez bagna za miastem moje złe przeczucie nie dawało mi spokoju i znowu się nie myliłem. Zatakował nas potwór tak ochydny jakich mało miał dwie głowy jedna brzydsza od drugiej wielki jak 3 ludzi ale ni stąd ni owąd pojawił się krasnolud jednym potęrznym cięsiem sćiął nogi potwora a Bezimienny szybkim cięciem dokończył robotę. Kolejny wpis w dzienniku dołaczył do nas Gdasorim krasnoludzki wojownik i tropiciel co było dziwne gdyż żadko wśród tej rasy zdarzali się tropiciele a w dodatku w tak niezwykłym połączeniu. Dalsza wędrówka nie przyspożyła nam większych niebezpieczeństw mimo to strach gości w mej głowie na każdym kroku a w nocy sprawia, że cały drże. Opisałęm jeden z moich snów wydawał się dla mnie dziwny chociaż który nie jest dziwny ale żaden, aż tak. Rozmawiłem w nim z postacią w ciemnych szatach wzrostem nie przewyższała goblina stworzeń które mierzyły najwyżej metr powiedziała o naszym spotkaniu niedługo i o jego zakończeniu pokazał dwa moją śmierć, jego śmierć a mimo to powiedzią o trzeciej możliwości ale tej mi nie zdradził. Nikomu nie opowiedziałem mojego snu. Narazie zachowałem go w swoim dzienniku coraz częściej do niego zaglądam i dokonuje wpisów to chyba jakaś obsesja nic mi jednak narazie nie przynosi tyle radości. Wiele już przeszliśmy ale wiele przed nami coś mi się wydaje że najtrudniejsze dopiero nadejdzie a ja się o tym niedługo mogę przekonac nadal mam dreszcze po tym śnie a raczej wizji. Bezimienny stwierdził iż łatrwiej i szybciej dotrzemy do celu przez góry mglistego oka troche dziwna nazwa ale ma swoje odzwierciedlenie wieczna mgła tuż przy szczytach przeplatająca się ze słońcem przypomina wielkie oko. No i ruszyliśmy górskim szlakiem Bezimienny zapewniał nic nam nie grozi oj jak wielce się mylił nawet nie dotarliśmy do połowy szlaku a potężny głos powiedział bym nawet, że jeden z bogów ciemności do nas przemawia może było to ostrzeżenie a może zmylenie naszej czujności nawet Gdasomir pobladł co było dla mnie dziwne taki wielki wojownik przestraszył się jakiegoś głosu ale czas przytoczyć owe słowa Odejdzcie nikt was tu nie prosił zginiecie gdy zostaniecie macie ostatnią i jedyną szansę opuście góry. Nie przemówiło to jednak do Bezimiennego i nalegał byśmy szli dale nie pozwolimliśmy mu iść samemy taki miał zamiar no i ruszyliśmy przed siebie w mgłę nie najlepszy pomysł.
Spotkanie
Dziwne odgłosy nie dawały mi spokoju kilka stworzeń też się nie pokoiło nagle z mgły wyłoniła się jakaś postać i właśnie wtedy zrozumiałe to po mnie przyszła to ze mną ma się zmierzyć nie z nikim innym ruszyłem biegiem w jej kierunku i nagle znalazłem sie w jaskini sam bez moich towarzyszy tylko ja i mój ciemiężyciel no to zaczęło się mag przeciwko halfingowii skrybie nie równe szanse na szczęście wiedziałem co nieco o magach i ich sztuczkach sam miałem zwój z jakimś czarem ale nigdy nie odważyłem się go użyć chyba czas najwyższy zrobić z niego urzytek. Strach przeszywa mnie na wylot mimo to muszę podjąc walkę pamiętam zakończenia ale ciekaw jestem jakie jes trzecie może nikt nie zginie. Mag rzucił na mnie jakiś czar dziwnie się czuję taki ciężki ostatkiem sił otworzyłem zwój odczytałem inkantancje i pojawił się wojownik cienia nie zabił mojego przeciwnika lecz obezwładnił w miom umyśle zapanował mętlik zrozumiałem tylko te słowa weź klejnot i uciekaj twoi towarzysze cię potrzebują zrobiłem jak mówił głos odziwo mogłem normalnie się poruszać uciekłem. Rzeczywiście moi towarzysze walczyli z olbrzymim skorpionem Bezimienny miał zranioną rękę Gdasomir walczył zawzięcie nie mogę patrzeć na to i nic nie robić moja proca nie jest zabójczą bronia ale potrfi nieżle zranić moja pomoc okazała się nie odzowna zwracając na siebie uwagę dałem możliwość zadania potworowi śmiertelnego ciosu prze Gdasomira. Jako trofeum odcieliśmy mu kolec i ruszyliśmy dalej opatrzyłem Bezimiennemu ranę i odpoczeliśmy trochę. No i dalej w drogę kolejny dziw postać z chmur przypominała minotaura źle to wróży ale trzeba iśc dalej. No wkońcu koniec szlaku niestety co do minotaura sie nie myliłem strzeże przejścia na trakt mam nadzieję że walka nie będzie konieczna i tak też było poprosił nas o przysługę w zamian za przepuszczenie mamy odnaleść dziecko pewnej kobiety i przyprowadzić je do niego uwarza ze zagineło w jednej z 4 jaskin górskich. I znowu wracamy zaczyna mnie to powoli irytować a do tego ten klejnot mieniący się na niebiesko nie wiem po co mi on może kiedyś się dowiem. Coraz bardziej przepełnia mnie stach teraz wiem, że lepiej było zostać w karczmie no ale teraz nie ma odwrotu widocznie takie moje przeznaczenie. Przed nami pierwsza jaskinia nie wyglada na duża raczej takich małych stworzeń zwanych gnolami ale nazwa i rozmiar to tylko kamuflarz ich przebiegłość nie jednego doprowadziła do zguby musimy się mieć na baczności. Moje obawy były bez podstawne tylko kilka wilków dodatkowy prowiant na drogę nic po zatym no to do następnej jaskini oj spory to był kawałek a jaskinia obleśna i dość obszerna nie mam pojęcia co nasz czeka w jej głębi oby nic groźnego i znowu się myliłem orkowie zielone bezduszne stwory walka nie unikniona trudno trzeba sprostać wyzwaniu męczą mnie te ciągłe walki co bym oddał za zagadki.
Długa ta bitwa końca nie widać a ich jest jeszcze z 10 chyba wykorzystam proszek wybuchowy od wuja powinien załatwić sprawę rzuciłem zapaloną paczuszkę i kazałem towarzyszom uciekać było słychać wielki huk po powrocie żaden ork nie żył z ciał zabraliśmy kosztowności niewiele 20 złotych monet jeden miał list po jego przeczytaniu zamurowało nas dziewczynka została porwana i przewieziona do jakiejś twierdzy no południu.
Twierdza
Coraz bardziej zagmatfane to wszystko najpierw sen później ostrzerzenia a teraz to nie pozostaje nic innego jak oddać list minotaurowi i poprosić o przejście tak uczyniliśmy a on porosił byśmy zbadali tą sprawę. Wydaje mi się że ta przygoda szybko się nie zakończy a miałem taką cichą nadzieję że rozszyfruje to co chciał Bezimienny i wróce do domu nie pisane mi to jednak pewnie zgine w jakimś lochu albo coś takiego co zrobić nie opuszcze ich teraz już się zżyliśmy. Może poznam jakąś halfingice kto wie co przyniesie los narazie jednak musze nieść pomoc kompanom. To czas udać sie do twierdzy nie wiemy nawet jaka to twierdza i gdzie dokładnie ona sie mieści jedyne co wiemy to że musimy podążać na południe naszczeście nie musimy aż tak zmieniac kursu ale zajmiemy się twierdza w pierwszej kolejności jednogłośnie powiedzieliśmy i ruszyliśmy. Mijaliśmy wiele miast i wsi nie zatrzymywaliśmy się już od 4 dni i od 4 dni nie spaliśmy ciągle w marszu zmeczeni z obolałymi nogami szliśmy uparcie nikt nie zatrzymywał sie nawet na 5 minut jedliśmy w marszu, 6 dnia już skrajnie wyczerpani brakiem snu postanowiliśmny zatrzymać się w wsi przed nami. Był ranek jak doszlismy mer wsi przyjął nas z zachamowaniem ale pieniądze to najbardziej ceniona po za życiem rzecz w tych stronach za kilka monet dostaliśmy jadło i pokój w domu mera. Z samego rana wyruszyliśmy w dalsza droge ale tym razem odpoczywaliśmy każdej nocy i przeważnie w lasach. Nasz marsz miał sie już ku końcowi bo zauwrzyliśmy wzniesienie a na nim kilka twierdzy dokładnie 6, gdy nagle zaskoczył nas posłaniec po zapytaniu gdzie zmierza nic nie odparł wiec ponowenie zapytaliśmy wtedy odparł już nigdzie skoro was znalazłem. Już nikogo nie musze szukać bo wy wystarczycie by pomóc odpowiedzieliśmy a skąd wiesz, że pomożemy nawet nie wiemy w jakiej sprawie powiedz a my to przemyślimy. Jego słowa nas ścieły z nóg w jednej z twierdzy toczona jest walka a powodem jest dziewczynka niedawno do niej przywieziona ponoć ma ona wielki dar i każda z twierdz chce ją mieć dla siebie no z wyjątkiem tej z której przybywam. Prowadz nas do twego króla rozkazaliśmy jak powiedzieliśmy tak uczynił szliśmy dwa dni aż w końcu dotarliśmy. Król wsakazał nam miejsce walki i przydzielił oddział piechurów i łuczników razem 30 ludzi udaliśmy sie niezwłocznie do twierdzy jak sie okazało była siedzibą półorków. Bezimienny rozpętał jeszcze wieksze zamieszanie po czym w trójke przeslizgneliśmy się do wnetrza twierdzy nie obyło sie bez walki strażnicy musieli zgińąć byśmy dotarli do sali tronowej i zabili przywódce i odzyskali dziecko. W sali tronowej przywitał nas troll ale przywódcy ni śladu po meczacej walce rozdzieliliśmy się by łątwiej znaleść dziewczynke.
Orkowi przywódcy
Znowu spotkałem znajomego z snu tym razem nie chciał walczyć potrzebował mojej pomocy. Przeczuwałem że może to byc pułapka ale zaryzykowałem wytłumaczył mi że dziewczynka której poszukujemy to młoda elfka i raczej nie wygląda jak dziecko a raczej jak najpiekniejsza kobieta jaką widział. Oznajmił mi też, że wie gdzie jest przetrzymywana elfka ale aby otworzyc wrota wiezienia potrzeba 4 plakietek herbów i tu musze mu pomóc bo on też poszukuje tej elfki gdyż jego syn umiera a tylko ona może sprawić by żył dalej. Każdy herb ma półkownik elitarnych oddziałów półorków ale naszczeście odłączaja się często od grupy a we dwóch idzie ich zabić. Ale jest jeden problem jak my ich odnajdziemy skoro są z grupami i gdzie te grupy są i jak sprawic by nas nie zauwarzyła cała grupa, nie martw sie już sie tym zająłem powiedział mag. Przeszliśmy w głąb korytarza i zaraz zamarłem w bezruchu w naszym kierunku szedł dwa razy wiekszy od człowieka ork mag cisną w niego czar stanął w bezruchu odruchowo chwyciłem sztyleti rzuciłem nim w strone orka miałem dobre oko bo sztylet wbił sie w jego oko tak głeboko ze ork padł martwy co było dziwne bo przewaznie taka rana to dla tych stworów draśnięcie okazało sie że mak rzucił czar unieruchomienie i osłąbienie w jednym. A tymczasem w inych komnatach Bezimienny zmaga sie z pułapkami oraz labiryntem korytarzy dotarł on do metalowych drzwi po ich otwarciu zobaczył ciemne pomieszczenie. Wszedł z zapaloną pochodnią pomieszczenie na pierwszy rzut oka było puste lecz nagle zobaczył postac pod ścianą przykutą łancuchami mimo silnych uderzeń mieczem w kajdany nie udało mu się ich zniszczyć lecz zauwarzył też młot leżacy obok pomyślał że to nim wbito łancuchy no i pewnie bito więźnia bo miał liczne rany. Uderzył kilka razy młotem i kajdany poszły, a więzień sie na niego rzucił odsunął się i chwycił go oraz uderzył tak że stracił przytomność i wziął go na barki po czym wyszedł z pomieszcenia udając sie w kierunku kolejnego korytarza. Gdasomir natomiast nie był w najlepszej sytuacji toczył bitwe z małym oddziałem półorków no ale nie trwało to długo bo włąsnie ja i mag usłyszeliśmy jego krzyk i pobiegliśmy w tym kierunku droge zagrodził nam kolejny pólkownik ale mag był tak wściekły że spalił go czarem z zwoju mamy już dwa herby. Pomogliśmy Gdasomirowi i teraz juz w trójke ruszyliśmy po kolejne herby mag w końcu zdradził swoje imię Kariani już wiedziałem kim on jest i nie byłem już nie ufny mój przyjaciel z danych lat mnie sprawdził mag który z nami podrózuje napewno nas nie zdradzi. Kariani kazał nam poczekać a sam udał sie w dół korytarza ale nie trwało długo gdy go ponownie zobaczyliśmy ale biegnacego a za nim wyłonił się półkownik. Gdasomir nie pozwolił mi walczyc magowi też dał znak by sie wstrzymał sam rzucił sie na orka ciąl tak zawzięcie i z taką siłą że ork po 5 ciosach padł kolejny herb jeszcze jeden i uratujemy elfke. W momęcie gdy ściągałem z szyji orka herb usłyszałem znajomy głos to był Bezimienny mówił raczej do siebie no ale szliśmy za tym głosem urwał sie przyścianie Kariani rzucił kule ognia i zrobił w niej otwór Bezimienny wyciagnął nerwowo miecz ale schował gdy mnie zobaczył. Byliśmy zaskoczeni bo niusł no plecach jakiegoś na w pół umarłego człowieka, powiedzieliśmy mu o całym zamieszaniu mag wskazał nam miejsce pobutu ostatniego pułkownika a sam został z rannym. Krązyliśmy po korytarzach by wyjśc na zewnatrz bo tam był ostatni herb ale to oznaczało dołączenie do walki nie mieliśmy wyboru gdy wyszliśmy na dziedziniec już tylko kilkoro walczyło szybko się dołączyliśmy i został tylko pułkownik ale i też tylko my wszyscy polegli walczyliśmy zawziecie bo był on szamanem znowu wykorzystałem przedmiot który podarował mi wuja dziwny gwizdek gdy w niego zagwizdałem czas stanął w miejscu ale nie ja no wiec bez żadnego wysiłku poderżnąlem gardło orkowi i wziąlem herb po tym gwizdek sie rozpłynął w powietrzu i wszystko wróciło do normy. Mamy juz wystarczajacą ilość herbów by uwolnić elfke i tak uczyniliśmy, nadal nie widzieliśmy przywódcy hordy pewnie uciekł, wraz z elfką udaliśmy sie do wioski Karianiego która mieściła się niedaleko. Elfka miała na imię Leila i jej niezwykłośc polegała na tym że potrafiła uleczyc każdą chorobe ale Kariani nie chciał by tak poprostu to zrobiła oprócz iratowania otrzymała od niego laske do obrony zawierała ona kilka czarów Leila uzdrowiła jego syna my sie z nim pożegnaliśmy a Leila poszła z nami tak postanowiła.Nie szła z nami długo bo wróciliśmy do minutaura i zwróciliśmy zgube za pomoc otrzymaliśmy róg który przyzywa do pomocy jego braci nie ważne gdzie są ale tylko trzy razy może być wykorzystany potem już tylko jako ozdoba bedzie służył.
List
Dopiero teraz mogliśmy ruszyć do Krain wiecznych deszczy nawet nie myślałem co nasz czeka w drodze wszystko mi było jedno i tak to co dotychczas przeszedłem z moimi kompanami było tak niebezpieczne że miałem to gdzieś czy czeka nas kolejne podobne gdzieś byłem w stanie stawić mu czoła. Bezimienny dobrze znał droge ale nie należała on do łatwych jak na poczatku mi sie wydawało zmieniliśmy nieco sposób podróżowania szliśmy lasem i też w nim odpoczywaliśmy nie zatrzymywaliśmy sie w żadnym miasteczku czy wsi. Jedzenie dawał nam las zwierzyna którą upolowaliśmy, owoce leśne które uzbieraliśmy woda z małych źródełek. Ale nie mogliśmy ominąc jednego z najwiekszych miast w całym Kastrze a mianowicie Ladorian zabawiliśmy w nim trzy dni a każdy w karczmie tam też przyłaczyło się do nas 4 ludzi i podczas rozmowy poprosili o przysługe ja odmówłem ale nie moi towarzysze bo spraw dotyczyła na dostarczeniu listu, nie było po co sie kłucić. Ale z złości odwiedziłem miejscowy dom schadzek na ale nie tylko ja bo Gdasomir też sie skusił ulżyliśmy sobie i złość mi minęła. Bezimienny poinformował nas, że o świcie wyruszamy z listem do pobliskiej wsi ale nie zdradził dalszych szczegóływ wydaje się mi, że coś ukrywa i wcale nie jest to nic dobrego. Na ale cuż nie możemy wiedziec wszystkiego bo życie było by za łątwe gdzieś usłyszałem te słowa za młodu dodawało mi otuchy tylko jedno że mam rzecz która pomoże w nagłej sprawie oraz to iż moich kompanie mi ufają. Z samego rana zaopatrzeni w prowiant na tydzień drogi ruszyliśmy powozem ktróy wykupiliśmy za wszystkie monety jakie mieliśmy Bezimienny spoglądał co jakiś czas na jakąś mape pewnie z miejscem do któego mamy zaniesc list gdy przyjżałem się mu raz uważnie gdy przegłądał mape zobaczyłem w jego oczach strach pierwszy raz od pierwszego naszego spotkania i wtedy pojąłem że tak naprawde nie jedziemy zwrócić listu lecz na kolejną trudną misje. Ale mimo to nie zapytałem go czy mam racje bo nie byłem w stanie znaleś odpowiednich słów więc postanowiłem zachować pytania na inny dzień. Takowy nastąpił piątego dnia kiedy to Bezimienny spalił mape a pozostały po miej popiuł wsypał do mieszka, nie wiedziałom co myślec i zapytąłem jak teraz dojedziemy do celu skoro zniszczyłes mape odpowiedział tylko nie martw się ale do mnie to nie przemawiało wiec powiedziałem skoro mam się nie martwić to czemu w twoich oczach widze od trzech dni wieczny strach tutaj nie otrzymałem odpowiedzi. Po tym incydencie przez dwa dni jechaliśmy leśnymi drogami oszczedzalismy prowiant bo okolice w które sie zapusciliśmy były mało obfite w zwierzyne i owoce leśne. W koncu dotarlismy oznajmił Bezimienny ale gdzie zapytaliśmy z Gdasomirem bo byliśmy na polanie zaraz zobaczycie wyjmując mieszek wysypał popiuł ma ziemię i narysował nim dom wtedy ukazał się nam prawdziwy dom. Podeszliśmy z niedowieżaniem oprucz Bezimiennego który zapukał do drzwi otworzył starsza kobieta i powiedziała czekaliśmy na was martwiłąm sie że nie dotrzecie macie list tak oznajmił Bezimienny wejdzcie i usiadzcie zaraz dam wam jadła i wody tak tez zrobiliśmy. Przy jedzeniu dowiedzialiśmy się czemu oczy bezimiennego były pełne strachu a mianowicie list któy zwróciliśmy jest tak naprawde zwojem z pradawnymi runami i aby go odczytać należy wskrzesić męża owej kobiety gdy dowiedzielismy się, że ona i jej syn są ostatnimi z rasy starożytnych o których słuch zaginął tysiące lat temu zamórowało mnie. Jej opowieści spisałem w moim dzienniku ale tak by nikt nie wiedział że dotyczą one starożytnej rasy Painorów, ostanie opowiadanie kazała mi zachowac tylko w umyśle bo jest ono opisem śmierci jej męża oraz miejsca jego spoczynku i sposobu jego wskrzeszenia by przekazał mi wiedze starożytnego piśmiennictwa. Spotkał mnie najwiekszy zaszczyt lecz musze wykonac zadanie sam udać się do ruin miasta Gzan tam odnaleśc medalion smoka a następnie udać się na cmentarzysko znajdyjace się niedaleko ruin i odnaleśc grób Ozana. Nie miałem wątpliwości nie wziąlem konia mimo iż droga która mnie czeka nie jest krutka od staruszki dostałem flakonik z płynem który ma mi zastąpiś pożywienie przez czas wedrówki oraz krutki miecz bym miał czym się bronić nie zastanawiałem sie dłużej nad tym czy podołąm bo wiedziałem że nie moge zawieść i wyruszyłem do Gzan.
Podczas nieobecności
Bezimienny i Gdasomir też nie zagrzali długo miejsca u staruszki zaopatrzylio się w jadło i wode i wyruszyli do miasteczka mieszczącego się dwa dni drogi od polany z rozmów z staruszką dowiedzieli się o szansie zarobku a pieniędzy potrzebowali teraz jak powietrza bez nich daleko nie zajdą a jeszcze dużo drogi przed naszymi bohaterami z każdym bowiem dniem prawowity ich cel się oddalał zamiast zbliżać. Pożegnali się i wyruszyli a staruszce kazali przekazać że skryba znajdzie ich w Hatrin tak bowiem nazywało się miasteczko do którego zmierzają. Po trzech dniach bo zeszli z drogi dotarli do Hatrin kszątało się tam wielu ludzi i krasnolódów lecz nie było żadnych innych ras Gdasomir zapytał gdzie tu można przenocować ale nie usłyszał odpowiedzi zapytał ponownie wtedy ktoś krzyknął orkowie orkowie atakują rzeczywiście 20 orków biegło w strone miasteczka wieśniacy wzieli widły kilku strażników przygotowało miecze bohaterowie czekali w bezruchu bez wyciągnietego oręża. Gdy orkowie zbliżyli się na odległośc 10 metrów Bezimienny rzucił w nich jakimś flakonikiem to jakby ich oszołomiło a potem przemieniło w dzieci wieśniacy pozabijali ich Bezimienny wziłą jeden z orkowych mieczy pułkowników i zawiesił na plecach, Gdasomir wziął kilka toporów by je sprzedać i dwa klejnoty które miał generał orków oraz pieniadze 100 sztuk złota, wiesniacy przeszukali reszte ciał biorąc reszte broni. Gdasomir poszedł sprzedać kowalowi topory ten dał mu za nie 200 sztuk złota, i w końcu dowiedział się gdzie można przenocować wraz z kompanem poszli do gospody i wynajeli pokój. W nocy oboje poszli do ratusz ale nie chciano ich wpóścic dopiero gdy jeden z strażników rozpoznał w nich tych którzy pomogli w walce rozkazał ich wpuścić, rozmówili sie z dowódcą staży a ten opowiedział im o trwającej już 3 miesiace walce z szczepem orków który ma swoją siedzibe w okolicznej kopalni która była kiedyś miejscem pracy wielu wieśniaków a teraz ci wieśniacy nie żyja, a orkowie napadają co kilka dni na miasto. Poprosił on by podróznicy pomogli im zabić przywódce szczepu w zamian mają otrzymać 500 sztuk złota oraz wszystkie rzeczy przywódcy szczepu z wyjątkiem jego broni zgodzili się. Kalid Bo tak nazywał się dowódca straży zaprowadził ich w miejsce gdzie znajdowała się kopalnia i pokazał tylne wejście mniej strzeżone dał im po mikstórze leczniczej i życzył powodzenia.
Rzeczywiście tylnego wejścia pilnował tylko jeden ork, Gdasomir rzucił w jego kierunku kamień ork nie zareagował wiec rzucił kolejny wtedy ork już sie zerwał na równe nogi i zaczął się rozglądac Bezimienny potrząsnął krzakiem do którego przywiązał line ork poszedł w strone krzaków tam czekał już krasnolud z wyciągniętym toporem gdy tylko ork sie zbliżył cisnąl nim w łep potwora a ten padł wydając z siebie okrzyk ale na szczeście żaden z jego braci nie wybiegł. Powoli podeszli do wejscia do jaskini panowała w niej straszna ciemnośc ale mieli pochodnie zapalili ją krasnolud szedł przodem z oreżem gotowym do walki, a człowiek za nim dzierżąc pochodnie oboje czulu niepokuj ale brneli dalej w nieznane już słyszeli gwar orków wiec postanowil zwolnić by ich nie usłyszeli. Byli już na tyle blisko by dojrzeć ilość wrogów ku ich zdziwieniu było tylku paru orków ale najbardziej zdziwiło ich to że wśród nich był jeden ze strażników z miasta i rozmawiał udało im się usłyszeć cześć rozmowy. Dzisiaj już nie możecie zatakowac miasta jest was za mało a tracąc swoich najlepszych wojowników nie zniszcze dowódcy i jeszcze jedno wysłano do was dwóch poszukiwaczy przygód by zgłądzili Olan Saka oni nie wiedzą że to ja jestem waszym przywódcą pozwólcie im zabić mego zastępce niech mysla że wykonali zadanie bo wtedy opuszczą miasto i już nam nie bedą zagrażać. Lecz Strażnik nie wiedział jak sie myli mimo to oboje postanowili zabić Olan Saka i ukryć się w lesie by wszyscy myśleli że już opuścili miasto. Poczekali do nocy, aż orkowie zasną i wtedy dodali do ich jadła trujace rosliny wymieszali i wyciagli rosliny wyrzucając je poza jaskinie, udali się do sali tronowej tak ja nazwali ze względu na kosciany tron w wnętrzu odnogi kopalni tan zastali starego orka też spał ale na tronie Bezimienny podszedł zdjął z pleców miecz i przebił szyje orka na wylot tak by ten nie mógł wydac z siebie najmniejszego pisku, zabrali jego kosztownosci i broń po czym wrócili do dowódcy odebrali nagrode i przeczekali dwa dni w lesie przy kopalni. Gdy już miało sie ku wieczorowi weszli do kopalni i zastali tam zdrajce był sam bo orkowie leżeli martwi już od kilku godzin zaczął z nimi walczyć ale oni szybko go powalili zwiazali a Gdasomir popedził po dowódce ten gdy usłyszał opowieśc krasnoluda wziąl broń Olana Saka i poszedł z nim do kopalni tam sam wymierzył kare zdrajcy ucinając mu obie dłonie zasklepiając rany ogniem i pozostawiając przybitego do skały w wnetrzu jaskini tak że na jego głowe co 10 sekund skapywała kropla wody. Bezimienny odebrał jeszcze od dowódcy dodatkową nagrode razem 1000 sztuk złota i zostali w mieście by czekać.
W drodze
Idę już 4 dni czuje sie dobrze ale cel mojej misji jest jeszcze odległy ciągle widze przed oczami obraz ruin który wyśniłem wczorajszej nocy. Był to okropny widok ludzkie kości pod stertą kamieni
zaczerwieniona od krwi ziemia i co jakiś czas słyszałem w snie głosy lecz nazwał bym je raczej szeptami. Mam tylko nadzieję, że po dotarciu na miejsce nie zastane takiego widoku lecz nikt tego nie wie oprucz tych którzy tam zgineli przed 200 laty. No cuż teraz już nie ma odwrotu no i jestem ciekaw co zawiera list ciekawośc kiedyś doprowadzi mnie do zagłady ale jest jeszcze coś otrzymam wielki dar poznam język starożytnych bedzie to dopełnieniem mojej wiedzy językowej ale musze być ostrożny nie mogę popełnić nawet najdrobniejszeg błedu. Zapadł już zmrok nie lubię podrózować w nocy ale tej nocy postanowiłem nie spać lecz iśc dalej oczywiście szedłem lasem może to nie najlepszy pomysł ale wiem, że bandyci zawsze napadają na scieżkach. Przetrwałem tę
noc już świta odpocznę dwie godziny i w dalszą drogę. Dwie godziny minęły strasznie szybko no to w drogę i w tym momęcie stanąłem jak wryty w jaką drogę jak mogłem nie zauwarzyć że odpoczywałem pod murami Gzan. Niestety ruiny wyglądały tak jak w śnie kości zapach zgnilizny i czerwona ziemia od przelanej tu krwi tylko jedno nie dawało mi spokoju nie było słychać szeptów.
Zacząłem szukac grobu i wtedy przypomniałem sobie ze najpierw musze znaleść smoczy amulet przeszukałem dokładnie każde zakamarki ruin ale amuletu nie widać no i wtedy usłyszałem szepty co przeraziło mnie to było zbyt nagłe ale strach nie sparaliżował mnie szukałem dalej. Nadal nie mogłem go znaleść czyżby był on skryty w jednej z 3 krypt pradawnych co najdziwniejsze krypty nie mieszcza się na cmentarzu lecz przy lochach tak mi się wydaje bo jest strasznie dużo krat i wiele ciał. Mimo że to ruiny nadal można w nich wiezić ludzi bo kilka cel nie uległo aż tak wielkiemu zniszczeniu im bardziej zbliżałem się do krypt szepty nasilały się juz rozumiem to głosy potepionych tych którzy zdradzili swoich władców i nie zaznali godziwego spoczynku. Legenda głosi że owi zdrajcy zniszczyli Gzan idac na czele armi buntowników za ten czyn zostali ukarani wieczną tułączką dusz przez jednego z bogów który około 500 lat przed czynem buntowników przekazał relikt własnie smoczy amulet w ręce tego którego musze wskrzesić buntownicy wiedzieli ze amulet jest cenny i własnie dlatego rozpoczeli batalie przeciw starszyznie i rycerzom. Wojna nie trwała długo gdyż po 4 miesiacach najwyższy z starszyzny ukrył amulet a misto zniszczył używajac wraz z resztą starszyzny poteżnego zaklecia. Obawiam się krypt ale musze je zwiedzić to jedyne miejsce którego nie przeszukiwałem i pewnie tam znajduje się to czego szukam.
nio to nie koniec jak znajde w tym tygodni chwilke to przysiade i napisze z 3 rozdizałki kolejne miłego czytanka czekam na opinie mam nadzieje ze sie spodoba.
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Wto 11:17, 27 Cze 2006 |
|
Powiem Ci myszka że nawet ciekawe, tylko dziwnym językiem to piszesz, zgaduję że za dużo nie piszesz? Tak ciężko nieco, kilka błędów ale szczerze też mi sie podoba ciekawy pomysł obyśmy mieli więcej takich opowiadań to wydanie naszej ksiązki będzie jak najbardziej realne .
PS: Myszka nie pisz 2 postów ( ty bardziej więcej) pod sobą).
|
|
|
|
|
Myszka
Przyjazny Krasnal
Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany:
Śro 7:56, 28 Cze 2006 |
|
zapomniałem sie wtedy i dlatego jest jeden pod drugim w tym samym sorry ale nie mi pierwszemu sie to zdarzyło nieatety co do tych 2 rodziałow przyjdzie poczekac wam troszke jeszcze bo jednak nie znalazłem czasu ale cierpliwosci bedzie ciag dalszy
a 3 moze tesz napisze ale puki co mam napiety charmonogram zajec.
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Śro 8:54, 28 Cze 2006 |
|
Ja może coś napiszę, ale proszę, nie brechtajcie się i nie pojeżdzajcie tego, bo to moje pierwsze opowiadanie. Dokończenie fabuły Divajna.
------- ------- -------
Kontynuacja opowieści Divine Divinity
Wielka jasność rozświetliła Twierdzę, w której Sartorius, Wybraniec Bogów Walczył z Demonem Kłamstw, kreaturą z najgłębszych otchłani piekła, przepaści Demonorvis.
Zwód, parada, krótkie ciecie, idealnie w szyję. Niestety, demon wspomagany z dołu, z piekła przez Władcę chaosu przeżył, ale czarna posoka ściekała z jego gardła.
- Przybyłeś za późno, wybrańcze! Władca chaosu wszedł już w to dziecko! Nie powstrzymasz piekła!
- Bogowie mi sprzyjają, demonie. Jesteś zgubiony!
Sartorius wiedział, że nie ma szans walcząc z potworem mieczem. Trzeba było skorzystać z umysłu, co nie stanowiło dla niego problemu, ponieważ był biegły nie tylko w mieczu, ale i w sztuce magicznej.
„Co może ugodzić takie plugastwo, jak to coś?!” - myślał intensywnie. I wtedy doszedł do wniosku: „Ze złem trzeba walczyć dobrem, albowiem walcząc ciemnością tylko je wspomagasz. Pamiętaj o tym podczas walki z demonem kłamstw.”
Znów zwód, szybkie zaczerpnięcie many i rzucenie na przeciwnika czaru błogosławieństwa. Rana na szyi demona zaczęła krwawić z jeszcze większą siłą, tworząc wokół demona czarną kałużę. Potwór, zdziwiony patrzył na Sartoriusa, po czym spadł na ołtarz z skażonym dzieckiem i zaczął się palić na tle obracającego się pentagramu. Pod ołtarzem otwarła się gigantyczna czeluść, z której zabrzmiał gromowy głos: „Znów mi przeszkodziłeś wybrańcze, ale to jeszcze nie koniec opowieści!”
Ołtarz zapadł się w czeluść, razem z dzieckiem i resztkami potwora. I znów cisza, przerywana jedynie kapaniem wody. I krew. Rzeka krwi, płynąca spod ołtarza do czerniejącej w dole otchłani. Wybuch. Wybuch mocy, promieniującej z otchłani. Sartoriusa odrzuciło do tyłu. Siła wybuchu była tak ogromna, że odbił się od ściany jak piłka, i wpadł do czerniejącej w posadzce dziury. Spadał z ogromną szybkością. Zaczął wirować. I zemdlał.
Szedł cmentarną drogą. Coś mówiło mu, gdzie ma iść. Szedł dosyć długo, rozglądając się po okolicy. Skądś znał ten cmentarz. Po chwili przypomniał sobie skąd. To był przecież cmentarz w okolicy kościoła siedmiu bogów, zarządzanego przez grubego proboszcza. Próbował zawrócić, ale nie mógł. Szedł bardzo długo. Przeszedł chyba przez cały cmentarz. Powoli z mroku zaczęła wyłaniać się krypta. Coś mówiło mu, że musi do niej zejść. I zrobił to. We wnętrzu krypty czekało na niego pięć postaci, ubranych na czarno. Wszystkim wyrastały zza pleców Długie i mocne kolce. Jedną z rzeczy, na która Sartorius zwrócił uwagę, było to, że postacie nie dotykały podłoża, tylko lewitowały w powietrzu. Stali tworząc okrąg. Czarny Krąg.
- Witaj, Pomazańcze. Widzę, że udało pokonać Ci się naszego zwierzchnika. Nie przeczę, jestem pełna podziwu...
Zimny głos, wręcz zapierający dech swoją lodowatością zdradził ją od razu. Ale czy zdradził? Przecież Józefina była martwa, jej ciało leżało na posadzce twierdzy. Czy musiała się więc ukrywać?
- Zanim opuścisz nas, chciałabym powiedzieć Ci tylko jedną rzecz. Widzisz, unicestwiłeś właściwy czarny krąg, ale my jak widzisz istniejemy dalej. Nasze duchy zjednoczyły się, więc jesteśmy jeszcze potężniejsi niż za życia. Jeszcze większą korzyścią jest to, że zdobedziemy swoich wyznawców, którzy będą zatruwać rzyć takiemu skurwysynowi jak ty. I sądzę też...
Nie zdążyła dokończyć. Sartorius ciął z dolnej flinty, potem znów szybkie cięcie, zwód w piruecie...
|
|
|
|
|
Kanar
Eksterminator Orków
Dołączył: 09 Maj 2006
Posty: 232
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Jestem Maciej z Zadupia :P
|
Wysłany:
Śro 10:21, 28 Cze 2006 |
|
Opps tego posta co był tu nie ma pomyliłem sie to Sartorius tą opowieść pisał ale tak czy siak Sartoriusie lubie cie
ps. za używanie mojej ksywy w opowiadaniu nalezy mi sie puźniej troszke kasy z wydanej ksiązki
|
Ostatnio zmieniony przez Kanar dnia Śro 19:02, 28 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Śro 10:32, 28 Cze 2006 |
|
Sartorius też kórewsko .
|
|
|
|
|
festus
..::Wybraniec::..
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/6
|
Wysłany:
Śro 11:54, 28 Cze 2006 |
|
Pisz dalej, Sartorius. Świetne jak dotąd, naprawdę.
A twojej powieści Myszka nic z niej nie zrozumiałem może to twój styl pisania ja jestem zbyt tępy by go pojąć mam jedną prośbę używaj znaków interpunkcyjnych po prostu się gubię już po kilku słowach nie wiem o co chodzi
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Śro 17:07, 28 Cze 2006 |
|
Ok. Wieczorem coś napiszę. postaram się wpleść więcej akcji.
Przeczytajcie od momentu, gdy spotkał czarny krag, wprowadziłem kilka poprawek
Dobra. No to tak:
--- --- --- --- ---
Zapomniane dziecko
Ι
Wielka jasność rozświetliła Twierdzę, w której Sartorius, Wybraniec Bogów Walczył z Demonem Kłamstw, kreaturą z najgłębszych otchłani piekła, przepaści Demonorvis.
Zwód, parada, krótkie ciecie, idealnie w szyję. Niestety, demon wspomagany z dołu, z piekła przez Władcę chaosu przeżył, ale czarna posoka ściekała z jego gardła.
- Przybyłeś za późno, wybrańcze! Władca chaosu wszedł już w to dziecko! Nie powstrzymasz piekła!
- Bogowie mi sprzyjają, demonie. Jesteś zgubiony!
Sartorius wiedział, że nie ma szans walcząc z potworem mieczem. Trzeba było skorzystać z umysłu, co nie stanowiło dla niego problemu, ponieważ był biegły nie tylko w mieczu, ale i w sztuce magicznej.
„Co może ugodzić takie plugastwo, jak to coś?!” - myślał intensywnie. I wtedy doszedł do wniosku: „Ze złem trzeba walczyć dobrem, albowiem walcząc ciemnością tylko je wspomagasz. Pamiętaj o tym podczas walki z demonem kłamstw.”
Znów zwód, szybkie zaczerpnięcie many i rzucenie na przeciwnika czaru błogosławieństwa. Rana na szyi demona zaczęła krwawić z jeszcze większą siłą, tworząc wokół demona czarną kałużę. Potwór, zdziwiony patrzył na Sartoriusa, po czym spadł na ołtarz z skażonym dzieckiem i zaczął się palić na tle obracającego się pentagramu. Pod ołtarzem otwarła się gigantyczna czeluść, z której zabrzmiał gromowy głos: „Znów mi przeszkodziłeś wybrańcze, ale to jeszcze nie koniec opowieści!”
Ołtarz zapadł się w czeluść, razem z dzieckiem i resztkami potwora. I znów cisza, przerywana jedynie kapaniem wody. I krew. Rzeka krwi, płynąca spod ołtarza do czerniejącej w dole otchłani. Wybuch. Wybuch mocy, promieniującej z otchłani. Sartoriusa odrzuciło do tyłu. Siła wybuchu była tak ogromna, że odbił się od ściany jak piłka, i wpadł do czerniejącej w posadzce dziury. Spadał z ogromną szybkością. Zaczął wirować. I zemdlał.
Szedł cmentarną drogą. Coś mówiło mu, gdzie ma iść. Szedł dosyć długo, rozglądając się po okolicy. Skądś znał ten cmentarz. Po chwili przypomniał sobie skąd. To był przecież cmentarz w okolicy kościoła siedmiu bogów, zarządzanego przez grubego proboszcza. Próbował zawrócić, ale nie mógł. Szedł bardzo długo. Przeszedł chyba przez cały cmentarz. Powoli z mroku zaczęła wyłaniać się krypta. Coś mówiło mu, że musi do niej zejść. I zrobił to. We wnętrzu krypty czekało na niego pięć postaci, ubranych na czarno. Wszystkim wyrastały zza pleców Długie i mocne kolce. Jedną z rzeczy, na która Sartorius zwrócił uwagę, było to, że postacie nie dotykały podłoża, tylko lewitowały w powietrzu. Stali tworząc krąg. Czarny Krąg.
- Witaj, Pomazańcze. Widzę, że udało pokonać Ci się naszego zwierzchnika. Nie przeczę, jestem pełna podziwu...
Zimny głos, wręcz zapierający dech swoją lodowatością zdradził ją od razu. Ale czy zdradził? Przecież Józefina była martwa, jej ciało leżało na posadzce twierdzy.
- Zanim opuścisz nas, chciałabym powiedzieć Ci tylko jedną rzecz. Widzisz, unicestwiłeś właściwy czarny krąg, ale nasze duchy istnieją nadal. Ma to swoje korzyści. Nie będąc obecni na ziemi, możemy zyskać nowy krąg wyznawców, co spowoduje znaczne zwiększenie naszej mocy. Mam tez jeszcze jedną rzecz do przekazania Ci, wybrańcze. To dziecko... Nie zabiłeś jego. A to był błą...
Sartorius nie wytrzymał. Krótkie cięcie od dołu, flintą, prosto od krocza w górę. Szybka parada, zwód w półpiruecie. I znów ciął. Był zły. Bardzo zły. Zły na Zandalora, za to, że nie ostrzegł go, że po pojedynku z demonem kłamstw, władca chaosu zajrzy do jego duszy. Był zły na siebie. Faktycznie mógł zabić to dziecko.
Parada, półpiruet, Cięcie z półdekstreru. Józefina, Lona, Moriendor, krew, morze krwi, czarnej niby noc okalająca cmentarz. Tak gęstej, że spowalniającej jego ruchy . Ciął cały czas. Bardzo się zmęczył. I skończył. Spojrzał na swoje dzieło. Porozrzucane wnętrzości. Cisza. Nic się nie rusza.
Nagle, w kącie coś zauważył. Może to wąż? Nie, to tylko czyjeś jelita. Odwrócił wzrok. Żałował swojego czynu. Dał się sprowokować. Czarny krąg zaszczepił w nim nienawiść, wysyłając na spotkanie z nim swoje iluzje. Zrobił rzeź. I przez to upodobnił się do nich. Od tego wszystkiego zaczęło wirować mu w głowie. Upadł na posadzkę, uderzając potylicą.
Π
Co dziwne nie miał kłopotów ze wstaniem. Nadal w głowie pałętała mu się wizja spotkania z czarnym kręgiem. Zastanowiła go jedna rzecz. Czuł świdrujący ból w głowie. Przecież walcząc z demonem kłamstw, nie został raniony w tą część ciała. Obok zobaczył ślad po bramie teleportu. Może wypadając nieprzytomny z teleportu, walnął się w czaszkę? A, zresztą, co go to teraz obchodziło. Był zmęczony, ból w głowie nie ustępował, ale ważne było to, ze przeżył. Postanowił wrócić do opuszczonej wioski orków. Przybrał więc postać ducha i przeprawił się przez czarne jezioro. Gdy już powrócił do swojej normalnej postaci, postanowił, że zatrzyma się na nocleg. Nie chciał iść nocą, bo nocą grasuje więcej nieprzyjaźnie nastawionych chochlików. Tutaj, śpiąc pod magiczną ochroną mógł odpocząć i zregenerować siły.
W nocy przyśniła mu się dziwna rzecz. Stał na przeciw ołtarza przyzywania, patrzył na wspaniały miecz wiszący nad otchłanią. W pewnym momencie, z otchłani wyłoniło się dziecko, to którego nie zabił. Dziecko złapało miecz, i przemówiło. Jego głos bynajmniej nie przypominał dziecięcego. Był zły, aż zionęło od niego odorem zła.
„Zapomniałeś o mnie, pomazańcze. Ale ja o tobie nie zapomnę. Jeszcze się spotkamy, i to nie tylko w snach.”
Obudził się zlany potem, trzęsący się ze strachu. Jedyne co pamiętał, było to, że z wnętrzności dziecka zaczęły wydobywać się zielone płomienie. Nie wiedział, co to dokładnie miało znaczyć, ale przeczuwał, że niedługo to syn władcy chaosu zaszczyci go spotkaniem.
Wstał. Nie miał ochoty spać dalej. Postanowił wyruszyć w drogę.
Ш
Gdy wszedł do chaty w której wcześniej siedzieli Zandalor i Ahru, serce stanęło mu w gardle. Ktoś z nimi walczył, poznał to po śladach zaklęcia meteoru na meblach. Ktoś ich porwał. Na bogów! Co się stało z Kroxym?! Pobiegł do chaty Kroxy’ego, szybko, niczym smoczy jeździec na swym rumaku piekielnym. Zobaczył go leżącego na podłodze.
- Kroxy, Kroxy, nic Ci nie jest?
- Kroxy Cieszy się, że widzi człowiek przyjaciel. Z Kroxym wszystko dobrze. Nic mu nie być, poza kilka draśnięcia. Kroxy ma coś ważnego do powiedzenia człowiek. Niech człowiek słucha. Kroxy widział, że kilka człowieka wchodzi do chaty jego przyjaciel, Zandalor i śmiesznego kotka, Ahru. Człowieki rozmawiać z nimi, i zacząć walczyć. Zandalor i Ahru byli... Zaraz, zaraz... raz, dwa, trzy, cztery... Aha. Razem z Kroxym to cztery.
- Chyba trzech.
- Jak Kroxy mówić, że czterech, to czterech. Był jeszcze jeden człowiek. Na bogów, jak on się nazywać być... Aha. Sullivan. No i on walczyć razem z Kroxy i dwaj pozostali, ale oni złapać Zandalor i uciec. Ahru dostać mocny kop, ale wyliże się. Po kociemu. Ty musieć iść ratować Zandalor, bo ludzie mówić o posłużeniu się nim do poczęcia potomka władcy. Oni mówić, że staruch będzie śmiesznie wyglądać z Eleanessa, piękna elfka.
- Co?! Elenaessa?! A to dranie! Ale rozumiem ich. Zandalor jest potężnym czarodziejem, a ta umiejętność przyda się synowi władcy chaosu. A na Elenaessę wypadło, bo to najpiękniejsza elfka.
- Kroxy Cię nie rozumieć. Ale współczuć. Ty kochać Elenaessę, tak?
- Kochać, to za mało powiedziane. Muszę ich ratować. Oboje. Zandalora i ją.
--- --- --- --- ---
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Śro 18:36, 28 Cze 2006 |
|
Macie łeb do pisania, ja bym to tylko nieco bardziej rozbudował, więcej opisów, zachoiwań, dialogów.
ps: zamiast pisać 2 posty pod sobą wystarczy użyć w poprzednim poście przycisku zmień.
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Śro 21:12, 28 Cze 2006 |
|
Dobra. Co do dialogów, to ten z kruxym nył chyba wyczerpujący. Co do opisów, to w następnej części postaram się o więcej. A co do zachowań, to o co Ci biega, Sieter?
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Śro 21:33, 28 Cze 2006 |
|
Zachowań np: Wyniosłym krokiem z niezwykłą dezaprobatą stąpał pwoli po kamienniej uliczce....
albo.
Wywijał swym ogromnym mieczem na wszystkie strony, i ostrze ponownie zaczeło śpiewać pieśń śmierci
chodzi o więcej zachowań bohaterów i rozwinięcie wielu zdań.. i niektóre zdania można pozmieniać, ale wiem to przecierz tylko własne teksty... ale np:
Był zły, aż zionęło od niego odorem zła. - takie zdanie aż cięzko się czyta. No brak opisów, a jak sa dobre to dodaje to smaku opowiadaniu, ale ogólnie pomysł ciekawy, oby tak dalej.
ps: nie przejmuj się że czepiam się takich szczegółów, wierz mi nie mam złych zamiarów, chcę tylko to co jest dobre żeby było jeszcze lepsze i zarazem, chce wam nieco doradzić i pomóc.
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Czw 9:20, 29 Cze 2006 |
|
Nie, no spoko. Wcale mi nie jest przykro, ani nie denerwuję sie. To jest moja pierwsza opowieśc, więc jeszcze mam niewyrobiony styl.
|
|
|
|
|
Kanar
Eksterminator Orków
Dołączył: 09 Maj 2006
Posty: 232
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Jestem Maciej z Zadupia :P
|
Wysłany:
Czw 9:23, 29 Cze 2006 |
|
Sartorius mam pytanie czytasz duzo fantasy ??
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Czw 10:32, 29 Cze 2006 |
|
Trochę... Władca pierdzieli, Sapkowski, i tak dalej.
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Czw 12:09, 29 Cze 2006 |
|
to tak jak ja z Kanarem.. dorzucić do tego eragona, północ przy strudni dusz, hobbit (klasyk), książki Forgeten Realms głównie o smokach...
|
|
|
|
|
Kanar
Eksterminator Orków
Dołączył: 09 Maj 2006
Posty: 232
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Jestem Maciej z Zadupia :P
|
Wysłany:
Czw 12:18, 29 Cze 2006 |
|
Smoki Sieter smoki to jest to czego brakuje w Władcy Pierścieni ale przynajmniej w Hobbicie były a raczej był tylko 1 w Bitwie pieciu rmi przydało by sie pare smoków żeby dodać dramatyzmu
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Czw 16:55, 29 Cze 2006 |
|
Stary sam Smaug by wystarczYł, ale fakt tego zabrakło opowieści ze smokami to coś wspaniałego.
|
|
|
|
|
festus
..::Wybraniec::..
Dołączył: 23 Kwi 2006
Posty: 1288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/6
|
Wysłany:
Czw 18:47, 29 Cze 2006 |
|
Sartorius, to twoja pierwsza opwieść
Masz talent - pisz więcej to będzie super.
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Pią 9:38, 30 Cze 2006 |
|
Pierwsza. Idę na fantazję, więc jeszcze niewyrobiony styl. A co do książek, to lubię też literaturę grozy.
|
|
|
|
|
Kanar
Eksterminator Orków
Dołączył: 09 Maj 2006
Posty: 232
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Jestem Maciej z Zadupia :P
|
Wysłany:
Pią 9:42, 30 Cze 2006 |
|
Literatura grozy jest spoko szczególnie sie mi podobała Ania z Zielonego wzgóża i przygody tomka sojera
|
|
|
|
|
macio
Pogromca Gargulców
Dołączył: 05 Maj 2006
Posty: 575
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany:
Pią 9:45, 30 Cze 2006 |
|
a mi dzieci z bulerbyn
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Pią 14:47, 30 Cze 2006 |
|
Hmm, dokłądnie. Każdy ma inny styl i jak każdy by miał opisac spotkanie rycerza z wieśniakiem i spór o dług.. to każdy bo to inaczej napisał.
|
|
|
|
|
Sartorius
Shadow Elf
Dołączył: 16 Maj 2006
Posty: 1635
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Breslav
|
Wysłany:
Pią 17:14, 30 Cze 2006 |
|
No więc dobra. Razu pewnego, w niedalekim księstwie rivellon, żył Rycerz. Był bardzo bogaty, lecz skąpy. I wy piszecie dalej, bo mi się nie chce.
|
|
|
|
|
Sieter
Administrator
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Trzebuska (Gdziekolwiek to jest, to daleko od Ciebie :D)
|
Wysłany:
Pią 20:17, 30 Cze 2006 |
|
Rycerz ów nazywał się Janus (jakiś nowy). Posiadał niewielką działkę... nie chce mi się .
|
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
| |